niedziela, 1 marca 2015

Bo my nauce nie wierzymy, czyli słowo o antyszczepionkowcach i dysonansie poznawczym

Dawno mnie tu nie było - życie zawodowe i inne sprawy. I tematowi wymienionemu w tytule przyglądałam się ze sporym dystansem, raz się tylko wdałam w dyskusję na JoeMonsterze i stwierdziłam, że to chyba nie na moje nerwy. A sprawa jednak przybiera na sile i jest dość poważna. Mowa o dosyć dziwnej grupie, których nazywa się "antyszczepionkowcami" (choć oni sami często o sobie mówią, że nie są przeciwko szczepieniom, tylko żądają wolności wyboru i prawdy o szczepieniach). Dlaczego dziwnej? Ano dlatego, gdyż powiem to tak refleksyjnie - nie myślałam, że za mojego życia spotkam jeszcze takie osoby, które wbrew pozorom często są wykształcone i niegłupie, ale jednak dają się mamić znachorom i wszelkiej maści medycynie niekonwencjonalnej, która jest po prostu niczym innym, jak świetnym biznesem skierowanym często do zdesperowanych ludzi, szukających pomocy przy leczeniu raka czy innych poważnych chorób. Sama znam takie przypadki z otoczenia. Ale jednak nie sądziłam, że znajdzie się grupa, która będzie podważać szczepienia, jedno z największych odkryć ludzkości, dzięki którym wyeliminowano zarazę ospy prawdziwej (WHO od bodajże 1980 roku uznaje tę chorobę za wyeliminowaną) i jesteśmy blisko eliminacji wścieklizny (u zwierząt domowych praktycznie ta choroba już nie występuje, gorzej ze zwierzętami dzikimi). Myślałam, że szczepienia, o których uczymy się na biologii chyba nawet w gimnazjum, są niepodważalnym faktem. Niestety, na Zachodzie znalazła się grupa, która chcąc być "pro-eko" zaczęła szczepienia podważać, nie myśląc o tym, jakie zagrożenia to ze sobą niesie.

Co ma do tego wszystkiego socjologia? Myślę, że całkiem sporo. Gdybym nie studiowała socjologii, prawdopodobnie głowiłabym się, skąd w tych ludziach przekonanie, że szczepienia szkodzą, choćby pokazywało im się wszystkie dowody i badania naukowe stwierdzające, że tak nie jest? Otóż odpowiedź jest łatwiejsza, niż się wydaje - jest to zjawisko psychologiczne, zwane dysonansem poznawczym

Groźnie brzmi, prawda? Lecz należy wiedzieć, że dysonans odczuwa każdy z nas. Niektórzy mogą to nazywać "wyrzutami sumienia", lecz jest pewna różnica. O tym zjawisku nie chcę się dokładniej rozpisywać, bowiem można o tym pisać elaboraty, ale w telegraficznym skrócie jest to zjawisko, które polega na usprawiedliwianiu swojego zachowania. Zazwyczaj każdy człowiek chce w oczach innych wypadać jak najlepiej, że jest osobą mądrą, która nie popełnia błędów. Stąd też dysonans, gdy robimy coś, co może nam się wydawać głupie lub niewłaściwe. Najlepszy i klasyczny przykład to palenie papierosów. Raczej większość palaczy zdaje sobie sprawę, że jest to niezdrowy nałóg, ale jednak często usprawiedliwia się tym, że "palenie sprawia, że czuję się zrelaksowany", "moja babcia ma 90 lat, pali i jakoś żyje", itd. Dzięki temu osoba taka zaczyna odczuwać komfort i dysonans znacznie spada. Jeśli ktoś chce wiedzieć więcej, to odsyłam chociażby na wikipedię - ten artykuł jest bardzo dobry, bowiem jest to praktycznie prawie w całości przepisany rozdział z książki Aronsona (autora teorii o dysonansie) pt. "Psychologia społeczna". Jest tam znacznie więcej przykładów. 

Tak samo nie chcę się rozpisywać o ruchu antyszczepionkowym, który jest chyba tak stary, jak same szczepienia, lecz dzisiaj ten ruch przybrał na sile głównie za sprawą Andrew Wakefielda, który opublikował artykuł o tym, jakoby szczepienia miałyby powodować autyzm. I nieważne, że Wakefieldowi udowodniono korupcję i całą masę oszustw przy badaniach - spora część ludzi do tej pory wierzy, że faktycznie autyzm jest spowodowany szczepieniami. Nie chcę jednak również o tym się rozpisywać, bowiem jest kilka blogów, które pisały o tym szerzej, takie jak: Uniwersytet im. Wujka Guggla, Blog de Bart, czy Sporothrix (blog prowadzony przez panią doktor, która specjalizuje się w mikrobiologii). A dla tych, co lubią obrazki, polecam w szczególności tę stronę

Powiem też wprost - ja nie jestem lekarzem, żeby się wypowiadać, dlaczego szczepienia są skuteczne, dlaczego nie można ich wiązać z autyzmem, itd. Moją wiedzę opieram na tym, co pamiętam jeszcze z biologii z czasów liceum (a to było ładne parę lat temu) i na tym, co sama doczytam. Mnie za to fascynuje sposób myślenia tych ludzi. W zasadzie on pasuje także do tych osób, które wierzą w wszelkie teorie spiskowe.

Pokrótce - ten sposób myślenia łączy się z pewnymi ideologiami, często jest to pranie mózgu o podłożu politycznym (choć ci sami ludzie tego nie widzą zazwyczaj). Przeważnie jest on oparty o liberalny sposób myślenia, lub wręcz nawet libertariański - tak jest w przypadku antyszczepionkowców, bowiem potrafią się odnosić do wartości, jaką jest wolność:

Wszelkie screeny wzięte z bloga uniguggle.blogspot.com - za zgodą autorki. 

Jest to częsty "argument" w dyskusjach z ludźmi wierzący w różne teorie spiskowe - "bo przecież robicie posłusznie to, co chce rząd". Być może to wynika ze źle rozumianego pojęcia wolności, albo/i też nadętego ego, które sprawia, że taki człowiek czuje się lepszy od pozostałych, w końcu jest "non-konformistą". Bo pół biedy, gdyby szczepienia były sprawą prywatną, podobnie jak z piciem alkoholu - jeśli ktoś jest alkoholikiem, to fizycznie szkodzi tylko własnemu ciału. W przypadku szczepień jednak chodzi o odporność zbiorową, która jest również ważnym elementem. Jeśli pewien odsetek populacji jest niezaszczepiony, to ta odporność nie działa. A nigdy nie ma tak, że 100% populacji jest zaszczepiona - są osoby, które ze względu na pewne choroby (jak np. rak) nie mogą korzystać ze szczepień, ale właśnie odporność zbiorowa je chroni. 

Kolejny dobitny przykład dysonansu poznawczego.

Jest pewne powiedzenie, które głosi, że jeśli fakty nie pasują do teorii, tym gorzej dla faktów. Tak jest właśnie w przypadku powyżej. Odra zbiera już śmiertelne żniwo - w Niemczech zmarł niedawno niestety 18-miesięczny chłopczyk, który nie był szczepiony na odrę. Oczywiście wśród antyszczepionkowców pojawiło się zaprzeczanie - od klasycznego "On był szczepiony, to była odra poszczepienna", aż "To jest skutek zaniedbania, a nie braku szczepień". Częstym argumentem jest również to, że "przecież wcale tak dużo osób nie umiera" (notabene, piękna hipokryzja, bowiem niepożądane odczyny poszczepienne zdarzają się jeszcze rzadziej, a ci rodzice przed nimi panikują, myśląc egoistycznie, bo liczy się dla nich tylko ich dziecko, a nie cała populacja). Często te argumenty wynikają z dezinformacji i myślenia grupowego, ale niestety, nierzadko także z niewiedzy, braku wiedzy chociażby na poziomie szkoły średniej:

A mnie uczono, że choroby zakaźne wywołują bakterie i wirusy, ale co ja tam wiem.

Dlaczego do tych grup nie docierają racjonalne argumenty? Ano właśnie z powodu dysonansu, który często sprawia, że ludzie uparcie tkwią przy swoim, zamiast przyznać się do błędu czy do zwyczajnej niewiedzy. Wynika to też z braku autorytetu - łatwiej bowiem uwierzyć, że lekarze są słono opłacani za rzekome trucie nas szczepionkami, niż uwierzyć w to, że lekarz ma lepszą i bardziej rzetelną wiedzę na te tematy. Szarlatani, którzy często potrafią doprowadzić do śmierci człowieka poprzez "leczenie", są dodatkowo niezłymi manipulatorami, którzy potrafią przekonująco mówić o tym, że tylko życie zgodne z naturą się opłaca, a lekarze nas okłamują. Szkoda mi jedynie tych ludzi, którzy szukają często desperacko ratunku dla ciężko chorych dzieci, a trafiają właśnie na takich oszustów. 

Niestety, życie zgodne z naturą nie jest jedynym warunkiem zdrowia. Kiedyś ludzie również nie mieli "wspomagaczy", a większość dzieci nie przeżywała nawet wieku 5 lat. O czymś to chyba świadczy.

Ulubionym argumentem jest również odnoszenie się do dowodów anegdotycznych, czyli "a moje dziecko ciężko zachorowało po szczepieniu". Często jest tak, że jeśli znamy kilka takich przypadków z otoczenia, to wydaje nam się, że coś jest nie tak. A rzadko kto myśli o statystykach i tej skali makro, która ewidentnie pokazuje, że takie przypadki to wbrew pozorom rzadkość. Czy naprawdę warto ryzykować, bo ktoś tam odwołał się do chorób, których nie do końca znamy? Myślę, że upatrzono sobie autyzm głównie dlatego, że właśnie jeszcze nie znamy do końca przyczyny tej choroby. Jeśli nie autyzm, to założę się, że będzie co innego. Należy jednak pamiętać, że według logiki dowody anegdotyczne są błędem w argumentacji. 

Na zakończenie jeszcze jedna refleksja, która nie ma może zastosowania w Polsce, ale po części wyjaśnia, skąd się wziął ten ruch antyszczepionkowy. Jak zazwyczaj uważam, że social justice warriors grubo przesadzają w swoich osądach, tak tu jestem skłonna przyznać im rację, że ruch antyszczepionkowy można powiązać niejako z rasizmem, dyskryminacją niepełnosprawnych oraz z walką klas. Może najpierw, dlaczego rasizm i walka klas. Otóż ruch antyszczepionkowy w Stanach Zjednoczonych powstał w Kalifornii, w jednym z najbogatszych stanów. Jest to środowisko pełne celebrytów, skupiające klasę wyższą i średnią. Wśród tych środowisk zapanowała moda na "pro-eko", czyli życie wolne od chemikaliów, sztucznych konserwantów i ogólnie życie zgodne z naturą. Dodam, że życie to jest bardzo drogie, dlatego też często otyłość w USA wiąże się z biedą - biednych ludzi raczej nie stać na zdrowe diety i zdrowy tryb życia. I tam właśnie pojawiły się pierwsze sygnały, jakoby szczepienia szkodziłyby i wywoływały autyzm. I stąd w Kalifornii mamy dość niski odsetek szczepień w ostatnich latach. Ot, taki paradoks - szczepienia, które niegdyś były dostępne dla bogatych, dziś są synonimem biedy, w końcu to sama "trucizna". A skąd mowa o dyskryminacji niepełnosprawnych? Bo głos zabrały osoby autystyczne. Autyzm nie jest chorobą, która przykuwa do łóżka, czy do wózka, jak stwardnienie boczne zanikowe. Z pomocą rehabilitacji, odpowiedniej edukacji i socjalizacji taka osoba może całkiem dobrze funkcjonować w społeczeństwie. Dlatego również moim zdaniem bardzo obraźliwe jest to, że rodzice dzieci, które nie są szczepione, panicznie boją się autyzmu, z którym da się żyć, który nie jest jakimś trądem, ani nie jest zaraźliwy. W przeciwieństwie do odry, czy polio, które są chorobami śmiertelnymi. Tym samym tacy rodzice uważają, że osoby autystyczne należy chyba izolować ze społeczeństwa czy wytykać palcami. Nie tędy droga.

I to dzisiaj na tyle, jak zwykle zachęcam do podsuwania tematów, bowiem choć posty są rzadkie tutaj, to jednak bardzo lubię wracać do tematu studiów i do socjologii.

PS. Jeśli na wpis trafią osoby z ruchów antyszczepionkowych, które w komentarzach będą chciały mi udowodnić swoje racje, to niech wiedzą, że takie komentarze będą przeze mnie ignorowane. Jak wspomniałam wcześniej, nie chcę się wdawać w tego typu dyskusję, bo lekarzem nie jestem. I wy również zazwyczaj nie macie profesjonalnej wiedzy medycznej.