piątek, 9 maja 2014

Kultura ludowa, taniec, folklor, śpiew... Czyli o tym, dlaczego "My Słowianie" to dobry wybór na Eurowizję.

Na początek muszę powiedzieć, że sama muszę uderzyć się w piersi i poddać się takiej dość bezlitosnej samokrytyce. Dlaczego? Ponieważ można mnie nazwać głupią, ale wpadłam w idiotyczną pułapkę szukania problemów tam, gdzie ich nie ma. Konkretnie chodzi mi o to, że moja pierwsza reakcja na teledysk Donatana to było "Boże, ale to seksistowskie". I długo nie mogłam załapać, o co chodzi w tych pierwszych słowach, przed samym teledyskiem, że jest to ironia, itd. Po prostu tej ironii nie widziałam, aż do wczorajszego występu na Eurowizji. Obejrzałam jeszcze kilka razy teledysk i... Olśniło mnie. Także wiele pomogły posty z tumblra. Choć jeszcze do tego wrócę, bo najpierw chcę się zająć pierwszym aspektem, czyli "kulturą ludową".

Jak już wspomniałam, sam Donatan mówił o tym, że jego teledysk jest ironiczny i jest parodią. I długo nie mogłam pojąć, czego jest właściwie parodią. Aż zobaczyłam reakcje, które mnie uderzyły i przyprawiły o taki... Ironiczny uśmieszek. Było trochę głosów w stylu, że jest to "obraza kultury ludowej". I w tej chwili zapytam: ludzie, jakiej kultury? Jakiej ludowej? Może to będzie dla kogoś szokiem, ale kultura ludowa w Polsce nie istnieje. Nie istnieje konkretnie od 1945 roku. Zanim jednak ktoś powie, że możemy za to dziękować komunistom, powiem "Stop". To nie jest tak. Bardziej niż komunizm były ważniejsze inne czynniki, ba, władze komunistyczne w kraju dbały o tę tradycję. Ale od czego to się wszystko zaczęło? 

Po pierwsze, niestety ważnym czynnikiem była II wojna światowa i migracje. Wystarczy sobie porównać nasz kraj do (najlepiej) Wielkiej Brytanii. Chodzi mi o aspekt językowy. Przez to, że Wielka Brytania zachowała swoje terytorium, nie było aż tak dużo zmian, to gwary zostały zachowane. Akcenty do tej pory się różnią. Londyńczyk będzie mówił inaczej niż Szkot, Szkot inaczej niż ktoś z Irlandii, itd. W Polsce tego nie ma. Przez to, że ludzie się zmieszali, zanikły też gwary. Szczególnie widoczne jest to w moim regionie. Powód jest prostszy, niż się wydaje. Na Zachód pojechali ludzie z różnych regionów Polski, więc trzeba było się jakoś dogadywać. Zostawała więc polszczyzna literacka, której przedstawiciele młodszego pokolenia uczyli się w szkołach. Przykładem niech będzie nawet moja babcia, pochodząca z terenów dzisiejszej Ukrainy. Twierdzi ona, że polskiego nauczyła się właściwie dopiero tutaj, w okolicach Zielonej Góry. Wcześniej zaś mówiła taką swoistą gwarą, pomieszanym językiem polskim i ukraińskim (dzięki temu Polacy i Ukraińcy się mogli dogadywać bez problemu). W sumie to do tej pory nie mówi czystym polskim, ma swoisty akcent, zupełnie inny, niż moi rodzice, a już tym bardziej inny, niż ja. Pomocna w utrwaleniu polszczyzny literackiej okazała się też masowa migracja ze wsi do miast, a także powszechna edukacja i nowe środki masowego przekazu, jak radio czy telewizja. Skutkiem było utrwalenie tego języka (nawet Ślązacy czy Górale mówią dzisiaj gwarą raczej tylko na pokaz, w końcu w szkole nauczany jest język polski), ale przy tym utrata kultury ludowej. Kultura ludowa poszła w odstawkę, jako coś zacofanego, niepostępowego, coś, co nie wypadało kultywować ludziom w miastach, czy ludziom wykształconym. No i w dodatku elementy poszczególnych kultur ludowych nie były zrozumiałe dla reszty mieszkańców nowych wsi i miasteczek, więc jak tu obchodzić święta, których najzwyczajniej nie znamy? Wspomniałam o migracji ze wsi do miast, ale też innym elementem było wpakowanie dawnych chłopów do blokowisk, gdzie dostali pracę w PGRze. To też sprzyjało utracie kultury ludowej. Polecam sobie obejrzeć filmy sprzed lat nawet 30, czy 40. Na niektórych z nich jest dość karykaturalnie pokazane, co się działo, gdy taki chłop dostawał awans i mieszkanie (najczęściej w bloku, w mieście) - próbowali oni wtedy bezskutecznie przenosić te tradycje ludowe. Dobrym przykładem są filmy "Awans", czy "Z dalekiego kraju", ale też serial "Alternatywy 4". Tradycje w nowych warunkach były szybko porzucane. 

Jednakże w latach 70. XX wieku nastąpiła pewna moda (trochę narzucona odgórnie, ale w tym momencie to nie jest istotne) na "powrót do korzeni". To wtedy powstawały filmy historyczne o Polsce, powstały też zespoły ludowe jak "Mazowsze", czy "Śląsk". W muzyce próbowano odwoływać się do tych tradycji ludowych, rekonstruowano stroje, tańce, pieśni, to właśnie wtedy powstał serial "Janosik". Wszystko to były ciekawe inicjatywy, acz... Nie ludowe. I nie można tego nawet nazwać rekonstrukcją, a bardziej artystyczną wizją. Przykładem niech będzie pieśń "Helokanie" zespołu Śląsk, która zainspirowała Davida Bowie do stworzenia utworu "Warszawa". Brzmi pięknie, ludowo, lecz tylko psedoludowo. Chociażby z takiego powodu, że jest śpiewana w chórze, a przyśpiewki ludowe nigdy nie były śpiewane chóralnie, tylko indywidualnie. Podobnie jest ze wszelkimi strojami. Próbuje się je odtworzyć, ale czasami niektóre elementy się miesza, nawet jak dane kultury nie miały ze sobą styczności. Przykładem są cepeliady, słynne kicze, czysta komercja, tylko pod szyldem kultury ludowej. Kto z nas nie miał styczności z "talerzykami w stylu folklorystycznym", czy z "ręcznikiem z kogutkiem" (na Boga, kto z chłopów używał ręcznika w takim wzorze?), ale też lalki w strojach folklorystycznych:

Lalki podpisane jako "regionalne". W opisie linku jest "strój krakowski". Czy aby na pewno? Nie znam się aż tak dokładnie, ale chyba jednak strój dziewczęcy czymś się różni. Tak czy siak to przykład komercji, bo lalki są z plastiku, a nie drewniane, czy z porcelany, ani nawet nie szmaciane, co już jest bardziej tradycyjne. (źródło: blogspot.com)


Takich przykładów jest mnóstwo. I choć to wszystko zaczęło się w latach 70., to szał na folklor był także i z 10 lat temu (zespół Brathanki, czy Golec uOrkiestra) i znowu wraca, acz... Właśnie dzięki Donatanowi może w nieco ciekawszej formie. W każdym razie ta moda wraca co jakiś czas, często są organizowane jakieś festyny z okazji "święta pieczonego ziemniaka", czy pokazy "zespołów folklorystycznych", zwłaszcza w dniach miasta. Trzeba jednak pamiętać, że to są tylko próby odtworzenia tego, co było. Dość nieudolne. Jest w tym więcej artyzmu, a jeszcze więcej komercji, niż prawdziwej kultury ludowej, której już nie ma. Te całe "dni miasta", "festyny", "święto pieczonego ziemniaka" to zjawisko, które nosi nazwę tradycja wynaleziona.

Gdzie są w takim razie jakieś resztki kultury ludowej? Może zabrzmi to dziwnie, ale takim dzieckiem kultury ludowej jest kultura popularna. Kultura popularna jest tworzona oddolnie, głównie przez fanów danych dzieł kultury masowej, podobnie jak kultura ludowa była hołdem dla religii czy natury. Więc właśnie w kulturze popularnej można upatrywać resztek kultury ludowej. Są pewne podobieństwa. Polecam na ten temat w szczególności książkę H. Jenkinsa "Kultura konwergencji", gdzie wyjaśnia to bardziej szczegółowo.

Co jednak z tym nieszczęsnym Donatanem i występem na Eurowizji? Sam zainteresowany podchodzi do tego na luzie:
Ludzie nie rozumieją, że w konkursie eurowizyjnym nie chodzi o to, że kawałek jest fajny i wszyscy na niego nagle głosują. Tu jest bardzo dużo polityki, bardzo dużo faworyzowania się przez kraje nawzajem. Wiadomo, że Skandynawia głosuje na siebie, Hiszpania głosuje na Portugalię, Portugalia na Hiszpanię, Bałkany na siebie nawzajem. To jest niezwiązane z muzyką. Muzyki tutaj, tak naprawdę, jest niedużo (...) Jest jeszcze element show, element jakiegoś skandalu i dużo innych rzeczy. Ludzie tego nie rozumieją i wydaje im się, że zawsze tylko muzyka decyduje, a nie jest to, niestety, prawdą. W związku z czym nie ma co się podniecać. W Polsce jest taka tendencja, że ludzie się podniecają, a jak przychodzi co do czego, to nadzieje są jak krew w piach. Ja ludziom wprost mówię, że nie ma co się napalać, nie ma co tego przeżywać, trzeba po prostu traktować to luźno, tak jak my traktujemy

Ogólnie mam wrażenie, że Donatan świadomie wykorzystuje to, co opisałam wcześniej - czyli wracamy do punktu wyjścia. Usilnie promujemy bowiem ten pseudofolklor, chcemy pokazać "polskość", że staje się to aż śmieszne. I między innymi facet to parodiuje. To coś jak Rammstein ze swoim kontrowersyjnym teledyskiem do "Pussy", który jest w wersji nieocenzurowanej czystym porno. Mam wrażenie, że chodziło im o to, by pokazać, że coraz częściej właśnie mamy takie teledyski - o przysłowiowej "dupie Marynie", gdzie chodzi tylko o pokazanie tyłka czy kawałka piersi, a przestaje się zwracać uwagę na muzykę. Podobnie zrobił Donatan. Obejrzałam kilkakrotnie teledysk, poczytałam trochę i doszłam do wniosku, że wcale seksistowski nie jest.

Po pierwsze, Donatan mówi o sobie, że jest rodzimowiercą. Jeśli faktycznie tak jest, to wręcz seksizm jest niemożliwy. Religia słowiańska jest trudna do odtworzenia, ale wiadomo, że ważnym jej aspektem był szacunek do kobiety, zwłaszcza do matki (co widać w dużym kulcie Matki Boskiej w polskim katolicyzmie). Po drugie... Chyba ten cytat znaleziony na tumblrze mówi sam za siebie:

I am now officially invested in Eurovision. The more comments on Polish entry I read, the more I become convinced that we have struck the nerve and I’m cackling like a maniac in the background. No, it’s fine, I mean, you can look for a Polish girl to marry you on the Internet ‘cause “they are known to make good wives”. You can molest Polish waitresses when you come to Cracow for a weekend of crazy debauchery. But God forbid we show some skin because we want to. God forbid we call you out on the idiotic stereotypes you believe. God forbid we sing that yeah, we’re awesome and our culture’s awesome and we’re onto you, creeps, and we just don’t freaking care.
(oryginalnie stąd)

I to był główny problem, który także wyśmiał Donatan. To, jak są postrzegane Polki. Z jednej strony narzeka się, że są łatwe, a z drugiej - broń Boże, aby pokazały kawałek ciała tylko dla siebie, nie dla mężczyzny! I to się zaznacza w teledysku - nie ma tam typowego szczucia cycem, bo stroje letnie właśnie odsłaniały piersi, a poza tym - teledysk pasuje do treści. Nie ma tam też praktycznie mężczyzn, więc kobiety nie robią za ozdobniki dla nich, jak w "Blurred Lines". Są piękne same dla siebie. Promują też naturalne, ludowe piękno:

Chyba to jest scena, która najbardziej mi się podoba: czyli stereotypowe plastiki - won (źródło)
Co ciekawe, promowane są różne rodzaje kobiecego piękna, ale w sposób ludowy. Nie ma w tym nic seksistowskiego, są one po prostu piękne i pokazują różne talenty artystyczne, ale dla siebie po prostu. Nie ma o co robić afery, a ja sama żałuję, że zrozumiałam to dopiero przy okazji Eurowizji. 

Bo rzadko się spotyka kobietę przy kości, która jest pokazana jako piękna, a nie jako element humorystyczny (źródło jak wyżej)

W każdym razie ja życzę im jak najlepiej. Cieszę się, że dostali się dalej, do finału. Może pierwszego miejsca nie zajmą, ale widać, że europejska publiczność doceniła piosenkę, choć częściowo była po polsku (choć znam zdanie znajomej z tumblra z Niemiec, że to jej się właśnie podoba). Może mam zastrzeżenia do wersji angielskiej, że nie ma trochę rytmu, ale i tak chyba bardziej zaczynam doceniać tę piosenkę jako trafną parodię tego, co nam prezentują i usiłują promować media. Wywołali sporą dyskusję w kraju, ale to chyba o to chodziło.

PS. Jak znajdę chwilę wolnego czasu, w końcu zrobię wpis o rasizmie i reprezentacji. Teraz się trochę tego nagromadziło, zwłaszcza, że wkrótce obrona. Ten wpis powstał pod wpływem chwili. 





Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

10 komentarzy :

  1. Strasznie ciekawy wpis i to jeszcze z moim cytatem, który robi w internetach dosyć nieoczekiwaną dla mnie karierę, ale to mnie cieszy. Bo myślę, że nie wystarczy napisać w przypadku "My, Słowianie", że to parodia, bo to chyba za mało. Co ciekawe, pamiętam, że swego czasu (na długo przed Eurowizją) na Krytyce Politycznej pojawiła się dosyć sceptyczna analiza satyrycznego charakteru tej piosenki. Wtedy bowiem mieliśmy do czynienia z konfliktem na linii miasto-wieś. Ale dopiero na arenie międzynarodowej całość nabrała naprawdę interesującego wyrazu, to znaczy zaczęła pełnić rolę takiego meta-utworu, komentującego nasz wizerunek w Europie.

    Dopiero teraz doceniłam tę piosenkę i aż się zastanawiam, czy Donatan i Cleo byli w pełni świadomi, jaką treść z niej potem będzie można wyinterpretować, ale to już chyba nieważne. Ważne jest obserwowanie reakcji i konfrontowanie hipokrytów. Teledysk i w mniejszym stopniu występ były oczywiście bardzo sugestywne, wiadomo, grały na różnych erotycznych skojarzeniach, wprowadzając świadomie klimat takiego niby-soft porno. Ale tak naprawdę nie było w tym nic nieprzyzwoitego. Tekst piosenki nie nawiązuje do seksu w żadnym chyba miejscu, mówi tylko o pięknie i żywiołowości słowiańskich kobiet (jeśli się mylę proszę mnie poprawić). Na scenie dziewczyny były ubrane i miały tylko trochę głębsze dekolty - dla porównania, taka reprezentantka Rumunii miała sukienkę, w której też było jej widać całkiem spory kawałek piersi, a nikt nie wyrywa sobie włosów z głowy, płacząc, że epatowała seksem. O co więc chodzi?

    Mam niejasne wrażenie, że gdyby taką piosenkę przygotowała grupa niemieckich dziewcząt, śpiewająca w bawarskich strojach: "Uuuu, veee German geeerls are so strong!" nikt nie miałby wątpliwości, że to żart. Nam żartować nie wolno. Dlaczego? Bo my, w przeciwieństwie do Niemek, jesteśmy niejako defaultowo postrzegane jako obiekty seksualne. Dlatego nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, że żartujemy - z siebie, z obrazu wsi spokojnej, wsi wesołej, z innych. Pierwsze, co widzowie dostrzegli, to seks - pewnie taki, jaki oglądają w filmach erotycznych. Gdzieś na Tumblrze jest wypowiedź dziewczyny z Niemiec, która pisze o niemieckich serialach niskich lotów, w których Polski przedstawiane są tak, jak, nie przymierzając, w polskich serialach Ukrainki czy Białorusinki. Jesteśmy podobno obciachowo i wyzywająco ubrane, a do tego głupie, pazerne, niemiłe i rozwiązłe.

    Więc może naprawdę w tym tkwi sedno sprawy: część Europy zobaczyła siebie w krzywym zwierciadle i się przeraziła. Naprawdę widziałam komentarze ludzi, którzy pisali, że Eurowizja jest show rodzinnym i tego polskiego cyca mogło zobaczyć jakieś dziecko. Skandal! Rozumiem, że to dziecko nie ogląda telewizji? Rodzice cenzurują mu reklamy, w których wszystko, od maszynek do golenia po ogórki, sprzedaje seks? Nie rozumiem, jak to możliwe, żeby zachwycać się występami (nie mówię o muzyce) Rihanny, Beyonce, Lady Gagi, Nicki Minaj - a potępiać "My, Słowianie".

    Szkoda, że najwięksi "social justice warriors", jak się o nich mówi, nie potrafią mimo wszystko wyjść poza uprzedmiotawiający pogląd na słowiańskie dziewczyny. Wszyscy chcą nas bronić przed nami samymi. A tak jak napisałaś - w tym teledysku obecność mężczyzn była ograniczona do minimum, na scenie nie było żadnego. Na konkursie Donatan nie wystąpił jak rozlazły, obwieszony łańcuchami koleś, dookoła którego skacze śliczna Cleo - Cleo była w centrum.

    A na koniec był szpagat w stroju pseudo-ludowym. O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to jest Twój post? Miło poznać :3 Krytyką Polityczną bym się nie przejmowała - nawet ja, mając poglądy bliżej lewicy, niż prawicy (a właściwie jestem pośrodku), uważam, że oni przeginają momentami, bo właśnie szukają problemów tam, gdzie ich nie ma. A czy ktoś spytał Donatana, co właścwie miał na myśli? I właśnie o to chodzi, Donatan tu wyśmiał to, co u nas się na siłę próbuje promować. Pseudoludowe motywy do tego stopnia, że nikt się nie zastanawia, czy to wszystko do siebie pasuje, czy to taki zlepek wszystkiego, co się da?

      Myślę, że Donatan głupim facetem nie jest. Czytałam kiedyś wywiad z nim, to mądrze się wypowiada. W cytacie wyżej jest też świadomy tego, że to nie jest mega poważna impreza, dlatego może dobrze, że jego wybrano na reprezentanta? Przynajmniej podszedł do tego z dystansem. I też to jest dobre pytanie, podobnie jak to, czemu kobieta z brodą jest ok, a kobieta pokazująca kawałek piersi (dla siebie! Ubrała się tak dla siebie!) jest już be?

      Myślę też, że to jest ogólny problem polskiej mentalności - że wszystko bierzemy na serio i nie potrafimy wyluzować. Widać to w każdym aspekcie, w polityce, w życiu społecznym, itd. Jakby serio bez alkoholu już nie można było wyluzować. A tu trzeba mieć jednak dystans do siebie, co Cleo i Donatan załapali.

      Dla mnie to idiotyczne komentarze, bo jakoś nikt się właśnie nie bulwersuje na reklamy, które są częściej oglądane przez małe dzieci (powaga), a występ artystyczny jest potępiany. I też tego nie pojmuję, ale to jest chyba pewien rodzaj wstydu, że "polskie to be". A czym się różni od innej muzyki popularnej z innych krajów, poza tym, że nie jest po angielsku?

      Ja mam osobiście dość social justice warriors, bo oni jakby... Sami wiedzą lepiej, co dla nas dobre. Raz były na tumblrze foty ludzi różnych ras przebranych w tradycyjne stroje ludowe i ich komentarze, że to obraża Polaków. Ja chyba wiem lepiej, co mnie obraża. Czemu się nie czepią stosowanego wyrażenia "polskie obozy koncentracyjne"? I właśnie o to mi chodziło - Donatana na scenie w ogóle nie było. Nie zgrywał "macho", jak Robin Thicke. I to się ceni.

      Usuń
  2. Everybody go home, the discussion is done.
    Jeszcze dodam, że gdzieś na tumblr natknęłam się nawet na post Polki, która stwierdziła, że występ Cleo to "gwałt na kulturze lodowej". O, Boże jak bardzo mi się wtedy śmiać chciało, bo osławiona kultura ludowa w swojej najprawdziwszej formie, jest właśnie taka przaśna, taka pełna kobiet które nie wstydzą się swojej seksualności (co w bardzo dziwny sposób może wyjaśniać chłopomanię polskich modernistów).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nawet wiem, który post masz na myśli... ;) Ale tak, to prawda, kultura ludowa była za pan brat z seksualnością jako elementem natury (mieszkam na wsi, to zwierzątka robiące to i owo nie były dla mnie nigdy czymś nadzwyczajnym), więc o co chodzi? A co do chłopomanii, to śmiać mi się chce, bo dzisiaj myślałam o tym, że "social justice warriors" by się tego też czepiali, że to jest "culture appropriation" ;)

      Usuń
    2. Dobra, przyznam że mnie trochę poniosło i rzeczywiście przesadziłam z tym "gwałtem". Sprostowałam to, bo już ochłonęłam i niepotrzebnie dałam tego posta. Koniec tematu.

      Usuń
    3. W emocjach można różne rzeczy pisać, więc wybaczam ;)

      Usuń
  3. I w sumie... to by było na tyle. Trafiłaś w sedno z całą tą naszą pseudo-kulturą i spinaniem się. A' propos... przypomniało mi się coś, co można porównać do Donatana i Cleo. Nie pamiętam niestety który to konkretnie region Polski, ale kobiety z kół gospodyń wiejskich (czy innych kółek tradycyjnych) znane były z wykonywania pięknych serwetek (między innymi, oczywiście) na szydełku. To była jakaś tradycyjna technika, bo te serwetki były charakterystyczne dla regionu. Aż pewnego dnia młode dziewczyny postanowiły użyć tradycyjnej metody i zrobić na szydełku... stringi. Szalone, ale przyjęło się. Spodobało, ludzie to kupowali - a obrońcy tradycji mieli hurr durr, bo przecież to bluźnierstwo i jak tak można! I nieważne, że turystki (z Polski i zagranicy) kupowały te stringi i mówiły, że to świetna pamiątka, bo i regionalna i z jajem. I chyba tyle w temacie^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę, nawet nie znałam sprawy :) Ale to jest też przykład tego, co pisałam. I szczerze, to jest komercha, ale lepsza taka pamiątka, niż to, co robili Amerykanie w Pradze - byłam świadkiem, jak kupowali ruskie uszatki, bo dla nich to jeden pies, czy byli w Rosji, czy w Czechach. Nie twierdzę, że komercha jest zła, bardziej się czepiam tych, którzy tego nie widzą i się spinają, czyli takich "obrońców tradycji" ;) Odrobina dystansu, tego nam brakuje.

      Usuń
    2. Akcja była, przypomniałam sobie o tym, bo ostatnio widziałam na wystawie jakiegoś sklepu w Warszawie takie stringi XD
      O Amerykanach się nie wypowiem. Przecież dla nich Polska to część Rosji _^_

      Usuń
    3. Dla nich ogólnie dawny blok komunistyczny to jedna wielka całość. Oni się takimi rzeczami nie interesują, podobnie jak sjw, którzy ogłaszają siebie alfą i omegą w sprawach społecznych, w końcu Europa Wschodnia to meh, bo nie ma czarnych ;)

      Usuń