piątek, 12 kwietnia 2013

Konferencja naukowa "Kobieta i kobiecość. Gender w dyskursie prawniczym" - krótkie sprawozdanie

W ubiegłą sobotę, tj. 6 kwietnia miałam okazję uczestniczyć w konferencji naukowej "Kobieta i kobiecość. Gender w dyskursie prawniczym", która odbyła się w Poznaniu, na Wydziale Prawa i Administracji UAM. Temat mnie bardzo zaintrygował, choć nie jestem studentką prawa, uznałam, że skoro to sobota, to warto się zarejestrować i zobaczyć, jak to będzie wyglądać.
I muszę przyznać, że ze wszystkich konferencji, otwartych wykładów, itp., w jakich uczestniczyłam, tę właśnie konferencję mogę zaliczyć do najbardziej udanych i najciekawszych. Było ku temu kilka powodów. Przede wszystkim wbrew tytułowi mogę uznać, że konferencja miała bardziej charakter interdyscyplinarny, aniżeli jedynie prawniczy. Początkowo obawiałam się, widząc listę prelegentów, że zabraknie głosu z nauk społecznych, głosu socjologicznego, który chyba jest najważniejszy przy wprowadzeniu w tematykę gender, praw kobiet, walki o emancypację, itd. Na szczęście tak się nie stało, pierwsza prelegentka bowiem (doktor Monika Frąckowiak-Sochańska, z którą miałam okazję porozmawiać podczas przerwy) była z wykształcenia socjologiem i psychologiem, co bardzo się przydało przy wprowadzeniu w tematykę, a i ja dowiedziałam się kilku nowych rzeczy, np. statystyk na temat chorób psychicznych. Druga prelegentka ciekawie wprowadziła uczestników w tematykę historii walk o prawa kobiet. Kolejna zaś, choć z wykształcenia prawniczka, świetnie opisała konsekwencje stereotypów na temat płci, konsekwencje nie tylko społeczne, ale także i prawne. Muszę właśnie pogratulować doktor Buchowskiej za świetne rozeznanie, bez zbędnych uogólnień, ale i też bez przesadyzmu. 
Druga część interesowała mnie nieco mniej, bowiem traktowała bardziej o kwestiach prawnych, co do których nie orientuję się tak szczegółowo, jak tam była mowa (nie znam numerów wszystkich ustaw, kodeksów, itd.), orientuję się jedynie na tyle, na ile muszę, acz i tak muszę przyznać, że prelegenci mówili w sposób dla mnie bardzo zrozumiały. Jedynie w tej części zabrakło powiedzenia o pewnym zjawisku, które dotyczy kobiet w pracy - wspomniano o szklanym suficie, szklanych ruchomych schodach, ale zapomniano o innym zjawisku - o lepkiej podłodze. "Lepka podłoga" oznacza tyle, że kobiety jakby same się ograniczają, wybierając świadomie pewne zawody, w których płace są mniejsze, albo takie, w których nie ma możliwości awansu. Być może świadomie jednak pominięto to zjawisko, ponieważ bardziej ma ono charakter społeczny i wątpię, żeby pod względem prawnym można było coś z tym zrobić (można wprowadzić dane prawo, ale to nie znaczy, że świadomość człowieka zmieni się z dnia na dzień). 
Trzecia część była też ciekawa, łącznie z wystąpieniem pani minister Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz - prelegentki mówiły o tym, jak wygląda wprowadzenie prawa stworzonego z myślą o kobietach (np. ustawa żłobkowa) w praktyce. I cieszę się, że była taka część, uświadamiająca to, że choć przepisy prawne można zmienić, można nad tym pracować, ale praktyka może być niestety zupełnie inna. Idealnie obrazowała to, jak  bardzo musi się jeszcze zmienić polska mentalność, by zaczęto w pełni akceptować prawo i stosować się do norm prawnych. 
Co do większych zastrzeżeń - dotyczą one nie wystąpień, a bardziej dyskusji, jaka była po nich. Niestety, jakoś nie miałam czasu zabrać głosu, ponieważ i tak wszystko było opóźnione i organizatorzy musieli wszystko przyspieszyć. Ale powiem to już tutaj. Pierwsza dyskusja, po pierwszej części konferencji dotyczyła aspektów językowych. W skrócie - pojawiła się teza, że żeby nastąpiło równouprawnienie kobiet, potrzeba zmian językowych także w języku prawniczym, języku ustaw, żeby np. było zapisane "Posłowie i Posłanki", "Obywatele i Obywatelki". Teza poniekąd słuszna, bo pierwsza prelegentka mówiła, że jest udowodnione empirycznie, że jeśli nie używa się żeńskich końcówek, to człowiek automatycznie myśli o np. "lekarzu", jako mężczyźnie. Że w ogóle nie myśli się o kobietach. Dyskusja nawiązała się na temat tego, czy jest to w ogóle potrzebne. Ja osobiście uważam, że jest, aczkolwiek nie chodzi o sam język. Język kształtuje się w sposób naturalny, oddolny, niezależnie od tego, co nam narzuci prawo. Dlatego też to, czy formy "socjolożka", czy "psycholożka" przyjmą się w naszym języku, zależy od mentalności. Ale moim zdaniem przede wszystkim potrzebna jest edukacja. Potrzebne są zmiany, żeby nie było podwójnych standardów w nauczaniu, zwłaszcza w tym początkowym, gdzie przecież bardzo często mamy sytuację, że nauczyciel przyzwala chłopcu na to, żeby może nie tyle co rozrabiał na lekcjach, ale na bardziej ekstrawertyczne zachowania, głośniejsze zachowywanie się. Gdy natomiast dziewczynka jest głośno, wtedy zwraca się jej uwagę. Albo w przedszkolach - podział na zabawki, także podział kolorystyczny. Wszystko niestety zaczyna się od dzieciństwa - jeśli dziewczynka nie ma przyzwolenia wśród rówieśników na to, by bawić się klockami, które rozwijają wyobraźnię przestrzenną, to jak potem, jako dorosła kobieta, ma zainteresować się inżynierią? Potem słyszymy narzekanie, że mamy dużo kobiet na kierunkach humanistycznych, a mało na politechnicznych. Ale jest to jednak rzecz, której nie można uregulować prawnie, są to niejawne normy, na które przyzwala społeczeństwo. Choć są rzeczy, które można regulować. Jedna z prelegentek wspomniała, że ONZ dba o weryfikację podręczników szkolnych pod kątem dyskryminacji płciowej. Jeśli tak się dzieje, to jakim cudem do podręcznika szkolnego wkradło się coś takiego?
Źródło ilustracji: Polska rodzina - jaka jest, jak się zmienia?, publikacja do ściągnięcia za darmo tutaj
I w tym jest właśnie problem. Jak to prawo jest egzekwowane? Edukacja moim zdaniem jest ważniejsza, niż zmiany językowe, bowiem można ją bardziej kontrolować pod względem prawnym. 
Druga kwestia dotyczyła pewnego głosu z sali. Jedna pani bowiem była niezadowolona z faktu, że miasto, w tym i kobiety muszą płacić za to, że Poznań musi utrzymać stadion. Tym samym miałam wrażenie, że ta pani sugeruje, że stadion i mecze to tylko rozrywka dla facetów, a przecież wcale tak nie jest. Przypomniało mi to śmieszne argumenty feministek przed Euro. Argumenty moim zdaniem zbyt skrajne. 
Podsumowując: uważam, że potrzeba więcej takich konferencji i więcej takich dyskusji, choć oczywiście moglibyśmy siedzieć tam całe dnie i debatować. Generalnie bardzo mi się podobało i liczę na dalszą aktywność Prawniczego Koła Naukowego "Gender" w tym właśnie kierunku.