czwartek, 17 stycznia 2013

Rola telewizji publicznej - krótka analiza

Przede wszystkim witam w Nowym Roku 2013. Trochę czasu minęło od ostatniej notki, sesja zbliża się wielkimi krokami, ale stwierdziłam, że jeśli nie napiszę teraz, to potem nie będzie mi się w ogóle chciało. 

Ta notka miała być o czymś innym, ale do wpisu o mediach sprowokowała mnie ostatnia zagrywka telewizji publicznej, znanej w naszym kraju jako TVP. Chodzi mi mianowicie o "Szpiegów w Warszawie", serial długo przeze mnie wyczekiwany, reklamowany jako współpraca TVP i BBC, w dodatku z moim ulubionym aktorem... Wszystko to sprawiło, że zachciało mi się wierzyć, że być może TVP chce podnieść swój dość niski poziom, nie oszukujmy się. I... Wielkie rozczarowanie. Nie z powodu serialu. Ale z powodu tego, że TVP zafundowała nam dubbing. Dubbing filmu fabularnego, który nie jest dość powszechny w naszym kraju, może z wyjątkiem filmów dla dzieci. Decyzja niezrozumiała dla mnie. TVP nawet nie raczyła wyjaśnić, dlaczego tak postąpiła (jeden z grzechów public relations). Ktoś mi powiedział, że prawdopodobnie było tak dlatego, że chcieli podkreślić, że to jest także polska produkcja. Można to było zauważyć w zajawkach telewizyjnych, w których mówiono, że "grają tam polskie gwiazdy" (lecz ani słowa o odtwórcach głównych ról), tymczasem tych gwiazd naliczyłam... Może trzy, z czego najbardziej rozbudowaną i najlepszą rolę ma moim zdaniem Marcin Dorociński. Ale nie o samym serialu chciałam mówić - jeśli ktoś chce poznać moją opinię, odsyłam do deva i moich komentarzy (link z boku) i do wpisu Zwierza Popkulturalnego (również link z boku). 

TVP chyba zauważyła, że to był błąd, gdyż oglądalność nie zachwyciła, być może ludzie wysyłali opinie, że nie podoba się dubbing, ale w każdym razie TVP obiecała, że kolejny odcinek będzie z możliwością napisów (prawdopodobnie tu się kłania ta telewizja hybrydowa, czyli również opcja niedostępna dla każdego, bo trzeba mieć odpowiedni telewizor). Niestety, żeby to była tylko jedna wpadka TVP w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Ale nie jest.

W "Metrze" czytamy o tym, że nasza kochana Telewizja Publiczna tnie dobranocki. Odzew był spory, a tłumaczenia TVP - po prostu głupie. Dlaczego w czasach mojego dzieciństwa, które wcale nie było tak dawno, jakoś można było znaleźć te pół godziny (łącznie z reklamami) na to, aby puścić fajny film lub serial animowany? Sytuacja, gdzie dobranocka trwała krócej, była niezwykle rzadka, a kiedy jej nie puszczono w ogóle, to już musiało się stać coś poważnego (pamiętam, że tak było z zamachem na WTC). Teraz czytam o tym, że rodzice się skarżą, że jest to sytuacja nagminna. 
Zdarzyło mi się oglądać jeszcze dobranocki, teraz jeśli zdarza mi się to robić, to dlatego, że siedzę ze swoimi siostrzeńcami. I muszę przyznać, że choć pedagogiem nie jestem, to długość nadawanych kreskówek nie jest jedynym problemem. One są po prostu okropne. Są mało interesujące dla dziecka powyżej 5-6 roku życia (mój chrześniak skończy w tym roku 6 lat - dobranocki z TVP go nie interesują, a ucieka w stronę Nickeleodonu, czyli kanału teoretycznie przeznaczonego dla starszych dzieci i młodzieży), wartości edukacyjne są nachalne, a i animacja nie zachwyca. Dzisiaj wszystko idzie w stronę animacji komputerowej. To już moja osobista opinia, ale moim zdaniem taka animacja nie ma duszy, dziecko nie ma poczucia, że ogląda bajkę, ciekawą, kolorową, z fajnymi postaciami. Jedyny powód, dla którego moim zdaniem ucieka się w tę stronę, to koszta - wyprodukowanie takiej bajki jest tańsze niż zatrudnienie sztabu rysowników, którzy będą się męczyć z rysowaniem klatek do animacji 2D. Kolejnym problemem jest jakość głosów w tychże bajkach. Ja rozumiem, że nierzadko postaciami w serialach animowanych są również dzieci, ale moim zdaniem to wcale nie usprawiedliwia tego, że dana postać mówi niewyraźnie
I tu przejdę do procesu socjalizacji pierwotnej, w tym wypadku do aspektu językowego i etycznego. Dziecko chłonie jak gąbka różne wartości. Ważna jest przede wszystkim rola rodzica. Wiadomo, że jedne dzieci będą myślały, że to, co jest w bajce, to tak może być w rzeczywistości, a inne będą odróżniać rzeczywistość od fikcji. Jednakże w obu przypadkach rodzic jest potrzebny. Chociażby do doboru bajek. Jeśli postacie mówią niewyraźnie, to moja rada jest jedna: wyłączyć to i nie pokazywać dziecku. Bo potem rodzice się dziwią, czemu dziecko musi iść do logopedy. Niestety, maluch najczęściej myśli sobie, że skoro tak mówi postać z bajki, to on(a) też może. Z kolei nie widzę korelacji między przemocą w kreskówkach, a późniejszym wskaźnikiem przestępstw wśród dorosłych. Jestem z tego pokolenia, gdzie kreskówki były bardzo zróżnicowane - były spokojne "Mapeciątka", czy "Reksio", ale był też "Batman" czy "Motomyszy z Marsa", czy nawet "Dragon Ball" (ok, przykłady podaję z głowy, ale wiadomo, o co chodzi). Większość nie wyrosła na psychopatów, bo... Większość umie odróżniać rzeczywistość od fikcji? Prawda stara jak świat - największy wpływ na nas ma to, co wyniesiemy z domu rodzinnego. To, czy dziecko widzi bijatykę i pijaństwo w domu, w przypadku rodziców, czy też nie, nie to, co zobaczy w telewizji. Zwłaszcza, jeśli ma mądrych rodziców, którzy umiejętnie wytłumaczą, że to, co widzą, to tylko bajka. 
Ale z drugiej strony bajki powinny propagować odpowiednie wartości, mieć jasny morał, przesłanie, acz nie nachalnie. A dzisiaj... Mamy kreskówki, które nie mam pojęcia, co chcą przekazać. Ani nie uczą języka, ani właściwie niczego. A potem TVP mówi, że chce zdjąć dobranockę, bo "jest niska oglądalność". Może warto się zastanowić nad poziomem emitowanych kreskówek w takim razie? Dlaczego "Smerfy", "Gumisie", "Tabaluga", czy nawet rodzimy "Reksio" przyciągają widzów do tej pory? Ktoś dobrze napisał, że telewizja publiczna powinna kształcić przyszłego widza, który z dobranocek przesiądzie się na filmy czy seriale dla młodzieży (tych też jest tyle, co kot napłakał), a potem na filmy dla dorosłych. A jak ma to robić, kiedy nie ma nic do zaoferowania?

Nie lepiej jest z pozostałymi programami. Seriale? Praktycznie same telenowele, nawet jeśli nie miało być tak, że te seriale miały być telenowelami. Z realiami, które są po prostu fikcją. A przeciętny Polak ogląda je dlatego, że... Nic innego nie ma. A i jest przyzwyczajony do tego, co ma, więc nie szuka dalej, nie myśli, że gdzieś może być coś lepszego. Teleturnieje czy wszelkie talent show są oparte na zachodnich licencjach. Od dawna TVP nie stworzyła nic odautorskiego.


Takich przykładów można by mnożyć. Gdybym ja tam pracowała, urządziłabym wielką rewolucję. Dlaczego? Bo ciągle się słyszy narzekanie, że jak to oglądalność spada, a widzowie wolą oglądać w Internecie. Po pierwsze, zadbać o jakość tłumaczenia - bo ciągle polskiego widza traktuje się jak dziecko, które nie powinno słuchać brzydkich słów. I w efekcie mamy kiepskie tłumaczenia, nie oddające filmu. Po drugie - dać możliwość wyboru, tj. albo lektor, albo napisy. Dubbing tylko do produkcji dla dzieci. Po trzecie, spełniać faktycznie misję, zadbać o poziom tych programów. Nikt nie mówi, że to mają być programy, które będą oglądać tylko profesorowie filozofii, ale gdzie się podział "Teatr Telewizji"? Gdzie jest "Wideoteka dorosłego człowieka"? A programy popularnonaukowe takie jak "Z kamerą wśród zwierząt"? To były programy na poziomie, a przy tym zrozumiałe dla przeciętnego odbiorcy. O edukacyjnej roli telewizji nie ma żadnej mowy. Bo jak to jest, że w ramówce TVP Historia mamy też zwykłe seriale? I moja refleksja: jak to jest, że krytykowany PRL jednak potrafił stworzyć lepsze programy, niż teraz?


Mówi się, że TVN czy Polsat puszczają kupę reklam, a mało programu. Jednak telewizja publiczna powoli też zmierza w tym kierunku, niestety. Jedyna zaleta jest taka, że nie przerywają filmu czy programu reklamami. Jednak co z tego, ja potem one trwają z 15 minut, zanim pojawi się kolejny program?

Przepraszam za mały obiektywizm w tym poście, ale skoro wszyscy, nawet profesorowie krytykują tę politykę, to myślę, że przeciętny człowiek też potrafi to dostrzec. W każdym razie na dzień dzisiejszy TVP nie zachęca do opłacania abonamentu.

TVP - telewizja z misją, czy maszynka do zarabiania pieniędzy?