tag:blogger.com,1999:blog-38432324568929862442024-02-08T04:21:35.990+01:00Krytycznym okiem młodego socjologaBlog na tematy okołosocjologiczneKasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.comBlogger25125tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-62332213181982685422016-11-11T22:47:00.003+01:002016-11-11T22:47:39.431+01:00Dlaczego Donald Trump wygrał? I kolejna rzecz o sondażach.<div style="text-align: justify;">
Ktoś może mieć zażalenie, czemu nie pisałam o wyborach w Polsce rok temu, czemu nie pisałam o Brexicie, tylko nagle pisze sobie o Donaldzie Trumpie, 45. Prezydencie Stanów Zjednoczonych. Odpowiedzi mam w zasadzie dwie: pierwsza to tak, że nawet jeśli komuś się to nie podoba, to USA są mocarstwem na świecie i sporo od ich polityki zależy. To nie jest kraj bardzo odległy, który może sobie robić pewne rzeczy bez konsekwencji dla reszty globu. Po drugie: no cóż, może to i z mojej strony naiwność, ale do środy łudziłam się, że może ludzie się opamiętają, bo to, że świat skręca coraz bardziej w prawo to fakt dla mnie znany od czasów moich studiów - już wtedy powtarzano na wykładach, że obecne pokolenie młodych ludzi, przynajmniej w Polsce (bo w USA chyba jednak jest nieco inaczej), jest o wiele bardziej konserwatywne od poprzedniego pokolenia. Dlatego wybór Trumpa nie zaskakuje, ale jest pewnego rodzaju konsekwencją. I o tym chcę pomówić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://www.slate.com/content/dam/slate/blogs/moneybox/2015/08/16/donald_trump_on_immigration_build_border_fence_make_mexico_pay_for_it/483208412-real-estate-tycoon-donald-trump-flashes-the-thumbs-up.jpg.CROP.promo-xlarge2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://www.slate.com/content/dam/slate/blogs/moneybox/2015/08/16/donald_trump_on_immigration_build_border_fence_make_mexico_pay_for_it/483208412-real-estate-tycoon-donald-trump-flashes-the-thumbs-up.jpg.CROP.promo-xlarge2.jpg" height="285" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Mogłabym tu wstawić Trumpa z wyjątkowo głupią miną (a niemało jest takich zdjęć), ale uważam, że każdy taki wizerunek w pewnym sensie kształtuje odbiorcę, dlatego wybrałam w miarę neutralne zdjęcie. Źródło: www.slate.com</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Z góry zaznaczę, że nie chcę mówić w tym tekście o tym, jakim prezydentem będzie Trump, a to z prostego powodu: uważam, że socjolog nie jest wróżką i nie powinien się zajmować takimi analizami. Zostawmy to politologom, amerykanistom. Dlatego też, choć raczej o tym nie wspominałam na blogu, przyznam się do tego, że wybitnie irytują mnie socjologowie w mediach, którzy świadomie lub też sprowokowani bawią się w takie wróżki i różne przewidywania. Kto jak kto, ale oni powinni wiedzieć, że czasem jedno, niepozorne zdarzenie sprawia, że społeczeństwo odwraca się w kompletnie innym kierunku. Ale chcę porozmawiać o przyczynach takiej sytuacji. Do tej krótkiej analizy można dopasować też inne zdarzenia, jak kryzys imigracyjny i stosunek społeczeństwa do niego, Brexit, wybory w Polsce. Wszystkie te wydarzenia w pewnym sensie się łączą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://c1.nrostatic.com/sites/default/files/styles/original_image_with_cropping/public/uploaded/donald-trump-hillary-clinton-impossible-choice.jpg?itok=j8KdhL6q" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://c1.nrostatic.com/sites/default/files/styles/original_image_with_cropping/public/uploaded/donald-trump-hillary-clinton-impossible-choice.jpg?itok=j8KdhL6q" height="232" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">A czym zawiniła Hillary Clinton, że wyborcy w Stanach nie zdecydowali się na pierwszą kobietę - prezydenta? O tym również w tekście. Źródło: www.nationalreview.com</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Fascynuje mnie to, że wielu komentatorów, czy to blogerów, czy dziennikarzy, czy zwykłych ludzi ma często podejście zero-jedynkowe przy próbie odpowiedzi na pytanie, dlaczego wygrał Donald Trump. Pojawiają się w zasadzie dwie skrajne opinie, przy czym jedna bardziej odpowiada na pytanie "Dlaczego Hillary Clinton przegrała?". Jednakże społeczeństwo jest na tyle skomplikowanym tworem, że to nie znaczy, że jedna teza musi wypierać drugą, a wręcz przeciwnie - mogą być one bardzo ze sobą powiązane, choć czasem w niezbyt oczywisty sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od 2008 roku mamy kryzys gospodarczy. Kryzys gospodarczy w kapitalizmie jest zjawiskiem cyklicznym, najczęściej spowodowany tym, że dochody mieszkańców danego państwa (czy nawet całego świata) nie nadążają za produkcją dóbr, w związku z czym po prostu na rynku mamy zalew towarów - często przekłada się to również na jakość, ale to temat na inne, bardziej ekonomiczne dywagacje, ale niestety - nie ma tego komu kupować. W 2008 roku było to związane z rynkiem nieruchomości w Stanach Zjednoczonych - banki dawały kredyty ludziom w wysokości 100% wartości nieruchomości na masową wręcz skalę. Niestety, pieniądze na te kredyty w końcu się skończyły i okazało się, że ludzie nie mają również ich z czego spłacać. Konsekwencją tego było m.in. zaostrzenie systemu kredytowego, ale także upadłość wielu firm ubezpieczeniowych, czy nieprawidłowe zarządzanie (głośne było to, jak pewna firma ubezpieczeniowa wzięła od państwa sporą sumę pieniędzy na ratowanie firmy - okazało się, że za te pieniądze zarząd wypłacił sobie duże premie). Dalszą konsekwencją takich działań była słynna <a href="http://www.forumakad.pl/archiwum/2006/04/23_nie_bojmy_sie_elit.html">reguła św. Mateusza</a> - bogatsi zaczęli się jeszcze bardziej bogacić, a biedni stawali się coraz biedniejsi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Szczególnie odczuły to pewne grupy społeczne w Stanach Zjednoczonych, np. młode pokolenie zwane millenialsami - studia bez zaciągania ogromnego kredytu praktycznie stały się niemożliwe, a praca po nich okazała się słabo płatna lub nie spełniająca oczekiwań (np. brak możliwości rozwoju, awansu). Odczuły to również grupy pomijanych ludzi od wielu, wielu lat - np. w filmach amerykańskich nie zobaczymy obrazu robotników tracących pracę, ponieważ firmy przeniosły się do Meksyku lub któregoś z krajów azjatyckich, gdzie produkcja jest tańsza. Jednocześnie widząc, jak elity - czyli bankierzy, politycy, wielcy przedsiębiorcy, celebryci - ciągle się bogacą (czasami w niezbyt uczciwy sposób) - powodowało to w tych ludziach frustrację. Stąd m.in. ruch Occupy Wall Street. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak, Ameryka to kraj pełen kontrastów. W filmach i serialach widzimy życie na poziomie, tzw. "amerykański sen", kraj w którym wystarczy tylko chcieć, aby coś osiągnąć. Rzeczywistość jest jednak inna, a zgodnie z zasadą socjologii Petera Bergera: "nic nie jest takie, jak się wydaje". Wiem, że dowody anegdotyczne nie są żadnymi dowodami, ale w mediach widuję wiele pesymistycznych wypowiedzi ze strony młodych ludzi w USA - wcale nie chwalą swojego kraju, mówią, że jest ciężko, że na wszystko trzeba mieć pieniądze, a nawet najlepsze studia nie gwarantują dobrej pracy - a wisi nad nimi kredyt. Z kolei tych, którzy są "white trash" również irytują elity i media, które są oderwane od rzeczywistości. Ich problemy są pomijane, nawet jeśli ktoś się nad tym pochyli, to właściwie nie wyciąga żadnych wniosków. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ta frustracja musiała w końcu znaleźć swoje ujście. I znalazła, zresztą, nie tylko w USA, w populistycznych poglądach. A takie miał (czy dalej ma, nie wiem, zwłaszcza, że bardzo stonował swoje podejście) Donald Trump. Człowiek, który powiedział, że zna rozwiązanie, "jak uczynić Amerykę ponownie wielką". Człowiek, który obiecał miejsca pracy, wydalenie nielegalnych imigrantów (oskarżanych przez prawicę o zabieranie miejsc pracy) czy muzułmanów (ze strachu przed terroryzmem). To przemówiło do tych ludzi. Nie można odmówić Trumpowi charyzmy - zwłaszcza, że wielu ludziom spodobała się "szczerość" (choć jak dla mnie bardziej chamstwo, ale jestem w stanie zrozumieć, dlaczego to się tak podobało - coś na zasadzie tłumionych emocji), ale fascynuje mnie to, jak Trump zdołał przekonać ludzi, że jest antysystemowy i antyestablishmentowy. Niestety, ale człowiek, który wyrósł w tym systemie tak łatwo z niego nie zrezygnuje - chociażby dlatego, że nie zna innego wzorca. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://peopledotcom.files.wordpress.com/2016/08/donald-hillary-800.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="300" src="https://peopledotcom.files.wordpress.com/2016/08/donald-hillary-800.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zdjęcie to mówi bardzo wiele - państwo Clinton byli gośćmi na weselu Donalda Trumpa. Dlaczego więc nowy prezydent jest kreowany na kogoś antysystemowego? Źrodło: www.people.com</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Jest jednak jeszcze druga teza, którą chętnie forsuje druga strona, a zwłaszcza młodzi ludzie w Stanach. Nie wygrał Trump, a wygrał seksizm, rasizm, ksenofobia i homofobia. Trudno jednak powiedzieć, że jest to nieprawda. Donald Trump zasłynął z kontrowersyjnych wypowiedzi, czym zraził do siebie wielu ludzi, zwłaszcza mniejszości rasowych czy narodowych oraz przede wszystkim zraził do siebie kobiety wszelkiej maści - za jego seksistowskie wypowiedzi, a także za oskarżenie o gwałt. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Trzeba powiedzieć sobie wprost - wciąż biały, heteroseksualny mężczyzna, do tego chrześcijanin, jest członkiem najbardziej uprzywilejowanej grupy w Stanach Zjednoczonych. Mówi się w Polsce coraz głośniej o tym, że trzeba walczyć z seksizmem itd., ale tu jednak przyznam po części rację prawej stronie - w Stanach Zjednoczonych jest o wiele gorzej. Wynika to przede wszystkim z kultury - w USA namnożyło się odłamów religii chrześcijańskich, często są to odłamy kontrowersyjne, jak np. mormoni, amisze czy świadkowie Jehowy. Łączy je jedno - literalne przywiązanie do słów zawartych w Biblii (stąd słynne Bible Belt, czyli konserwatywne stany), co skutkuje również seksistowskim stosunkiem do kobiety. W pewnych miejscach w USA władczy stosunek ojca do córek jest uważany za coś normalnego, a służalcza rola kobiety jest również tam "czymś naturalnym". Do pewnego momentu w USA całkiem normalne było to, że kobiety wybierały się na studia po to, by złapać męża, później najczęściej rezygnowały z dalszej edukacji, a także kariery zawodowej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Warto jednak zaznaczyć, że Trump zirytował sporą część konserwatywnych wyborców, będąc zaprzeczeniem wartości - konserwatyzm wskazuje na tradycję, a tymczasem Donald Trump jest rozwodnikiem, ma trzecią żonę, o swojej córce wyraża się w sposób, jaki nie przystoi ojcu, w dodatku niejasne są jego zaznania podatkowe (żeby nie powiedzieć, że na nich oszukiwał). </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak jednak to wszystko wpisuje się w wyborców Trumpa? Otóż od momentu wyborów krążą różne tabele dotyczące tego, jak głosowały poszczególne grupy demograficzne, według badań exit polls zaraz po wyborach. Tabele te opublikował <a href="http://www.nytimes.com/interactive/2016/11/08/us/politics/election-exit-polls.html">The New York Times</a>, a ja przedstawię tylko kilka najciekawszych (i najważniejszych).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMtYSK35UR1DAk5MHsYcZTAqR1hqggnBu5X6ggbDajL1WVbsOG_aNvpZsCrpDX9OsYPJUgVILpbHDbd-WFskKLvxJvXqbTezUFMnahNkcUDlob98mDzz5klaRrPN8k5kCrmgjDru9vMMg/s1600/Zrzut+ekranu+%2528104%2529.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="126" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMtYSK35UR1DAk5MHsYcZTAqR1hqggnBu5X6ggbDajL1WVbsOG_aNvpZsCrpDX9OsYPJUgVILpbHDbd-WFskKLvxJvXqbTezUFMnahNkcUDlob98mDzz5klaRrPN8k5kCrmgjDru9vMMg/s400/Zrzut+ekranu+%2528104%2529.png" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTvrmbuQHXDglSXK3Ixx6Lbf-Fe32ZiIam61dipyVp3lBL2LK-fE5e8L22nxkk36TNnSgS7ebr6r9t7kqcJ5QKNMXm0De2pOX07-FW1uCKktEWklV2qJSn3yd7t9oFZFfKPKXXFTEqIsE/s1600/Zrzut+ekranu+%2528105%2529.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="101" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTvrmbuQHXDglSXK3Ixx6Lbf-Fe32ZiIam61dipyVp3lBL2LK-fE5e8L22nxkk36TNnSgS7ebr6r9t7kqcJ5QKNMXm0De2pOX07-FW1uCKktEWklV2qJSn3yd7t9oFZFfKPKXXFTEqIsE/s400/Zrzut+ekranu+%2528105%2529.png" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_YkArkfzzBrr_CQ5tkhos0_m-vy6BXKAt7JdJrriDAnUNjHs9W_cvxTjqYAcAKqxEE2GoNMBgRZ4y-E3EmYo7EaNLNPiJNHnAr2jyGvKazYIC2WNnmstEvSmD5IADwK3Wwe5J2vlrueQ/s1600/Zrzut+ekranu+%2528107%2529.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="67" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_YkArkfzzBrr_CQ5tkhos0_m-vy6BXKAt7JdJrriDAnUNjHs9W_cvxTjqYAcAKqxEE2GoNMBgRZ4y-E3EmYo7EaNLNPiJNHnAr2jyGvKazYIC2WNnmstEvSmD5IADwK3Wwe5J2vlrueQ/s400/Zrzut+ekranu+%2528107%2529.png" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixUtS_Od90HBsSY55jjaR4VA7m11N0AESBHuCDkAhhMmePeYPaO5v9JTjDzmj1387UZU4BnMMhvFCFmS4vtIyLFTWePGsqBNhnPaCjn05b15LWc08nagDIbKIt3rgBxN_Wj1cB57f4mq0/s1600/Zrzut+ekranu+%2528108%2529.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="77" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixUtS_Od90HBsSY55jjaR4VA7m11N0AESBHuCDkAhhMmePeYPaO5v9JTjDzmj1387UZU4BnMMhvFCFmS4vtIyLFTWePGsqBNhnPaCjn05b15LWc08nagDIbKIt3rgBxN_Wj1cB57f4mq0/s400/Zrzut+ekranu+%2528108%2529.png" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak widać, na Trumpa głosowali głównie biali mężczyźni w średnim wieku, bez wyższego wykształcenia, ale widać nieznaczną różnicę w przypadku rocznego dochodu - tutaj ci, co zarabiają powyżej 50 tys. dolarów rocznie chętniej oddawali głos na Trumpa. Te 50 tys. to magiczna granica, od której uznaje się, że mamy do czynienia z kimś klasy średniej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Można się kłócić, że Trump nie wygrałby samymi głosami klasy średniej i wyższej. Jednak dane mówią co innego. Zakładając, że cała klasa średnia i wyższa głosowałyby na Trumpa, to wygrałby. Udowadniają to dane ze <a href="http://www.census.gov/data/tables/2016/demo/income-poverty/p60-256.html">spisu powszechnego</a>: </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjx-o1Y6QE-KriY_YO7w2RQ1JlSpyQOAby1Wo4MTCHM8vAPgEZ947Awc3Keqzj68PIAJSy0SqD0LOwGumQNo1W13amX0sgF7G1mymlWJrdThsqVLERHyHzZKTOXlDv6LUe7ys9wqbzbPvM/s1600/obywatele+wykres.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="182" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjx-o1Y6QE-KriY_YO7w2RQ1JlSpyQOAby1Wo4MTCHM8vAPgEZ947Awc3Keqzj68PIAJSy0SqD0LOwGumQNo1W13amX0sgF7G1mymlWJrdThsqVLERHyHzZKTOXlDv6LUe7ys9wqbzbPvM/s640/obywatele+wykres.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wykres zrobiony własnoręcznie na podstawie tabeli udostępnionej do ściągnięcia. Wprawdzie z lewej mamy 2015, a z prawej - 1967, to łatwo można zauważyć, że klasa średnia robi się coraz większa, z niewielkimi spadkami. Uwaga: dwa razy mamy pokazany rok 2013, ponieważ badanie było robione dwukrotnie w tym roku, dotyczyło ono nieco innych kwestii.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
A jeszcze ciekawiej robi się, gdy weźmiemy pod uwagę tylko ludność białą:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiV9UUd254R5D0N_foqY3CBlpeIki-Aiy6sKfKI71TZvvoaRciW6NM8UKBrspKCsWCD1AwJXE5q0x_CSf6pdPvZ1kfy2CsqWOH6yeZEUg7-aun8_zHJnNDZwHoRAjIycbU_1YIF7lnQv9A/s1600/wykres+biali+zarabiajacy.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="148" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiV9UUd254R5D0N_foqY3CBlpeIki-Aiy6sKfKI71TZvvoaRciW6NM8UKBrspKCsWCD1AwJXE5q0x_CSf6pdPvZ1kfy2CsqWOH6yeZEUg7-aun8_zHJnNDZwHoRAjIycbU_1YIF7lnQv9A/s640/wykres+biali+zarabiajacy.png" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Choć tak jak wspomniałam - Ameryka to kraj kontrastów, wielu kultur, to nie można dać sobie wmówić, że jest to kraj biedny. Ani przekładać polskich, rodzimych warunków na cudze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miało być jeszcze o sondażach. Zainspirowała mnie do tego opinia <a href="https://www.facebook.com/kczajka007/posts/10208784679389197">Zwierza Popkulturalnego</a> i pod jej wpływem zaczęłam się zastanawiać. Może faktycznie coś w tym jest, że sondaże, które w niedawnym czasie pomyliły się w prawie każdym przypadku, nie są już wiarygodne? Może najlepiej byłoby je wycofać i zamiast tego skupić się na przekonywaniu do kandydata w inny sposób, a nie dlatego, że lepiej wypada w sondażach? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pomyślałam sobie o swojej pracy magisterskiej i o wniosku, który zawarłam, a mianowicie - czy aby na pewno każda znana metoda jest zawsze sprawdzona i zawsze dobra? Przykładowo, badając fandom nie mogłam zastosować metody ilościowej, nie znając populacji. Badając zjawiska powiązane z Internetem jest to niemalże niemożliwe. I coś takiego stało się ostatnimi czasy - ludzie na mediach społecznościowych swoje, a sondaże co innego. Co zawodzi? Metoda? Być może - pamiętam, jak sama miałam telefon z sondażem dla TVNu (wylosowano mnie) i zadano pytanie, na kogo bym głosowała. Miałam wybrać z listy kandydatów, ale... Nie było odpowiedzi "nie wiem" lub "nie mam swojego kandydata". Dlatego też odpowiednio stworzone kafeterie mogą fałszować obraz. Czy ludzie kłamią? Nie sądzę, ale raczej może tu działać magia przekory, a także (co mnie bardzo martwi) brak zaufania do nauki i krytycyzm wobec sondaży czy innych metod badań nauk społecznych. Być może dzisiaj nie znamy dobrej metody, by badać odpowiednio te nastroje przedwyborcze. Ale być może ją poznamy, zwłaszcza, że w dobie Internetu bardzo szybko się wszystko zmienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak jak wspomniałam - nie będę bawić się w wróżkę, bo nie wiem, jakie konsekwencje będzie miał ten wybór w USA. Ale warto się zastanowić, skąd takie nastroje się biorą, ile jest składowych, ile różnych wniosków można wyciągnąć. Warto też czytać i poznawać Stany Zjednoczone nie tylko filmowo. Bo póki co jest to kraj, z którym trzeba się liczyć. </div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com1Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-31946248246877069092016-05-03T18:45:00.003+02:002016-05-03T18:45:33.324+02:00Praca dla socjologa w praktyce – marketing, e-handel i pokrewne<div style="text-align: justify;">
Jednym z popularniejszych wpisów na blogu jest ten, który opowiada o pracy dla socjologa. W sumie nie zaskakuje mnie to, ponieważ rozumiem, że dla młodych ludzi jest to ważne – aby osądzić, czy warto pójść na kierunek zgodny z zainteresowaniami, ale też żeby po nim można było znaleźć zajęcie pokrewne z wykształceniem. Dlatego tym wpisem chcę luźno nawiązać do poprzednich rozważań. Od prawie półtora roku pracuję bowiem jako specjalista ds. marketingu w niedużej firmie handlowej. Oprócz tego zajmuję się także sklepem internetowym i kontaktem z klientem. Przez ten czas nabyłam doświadczenia, dowiedziałam się sporo o pracy ogólnie, a także dowiedziałam się, jak to jest, gdy obsługuje się klienta.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chciałabym, aby ten wpis nie był typowym wpisem na blogu, a raczej możecie go potraktować jako luźne „ciekawostki/anegdotki z pracy”. A przy okazji postaram się udowodnić, że pewne rzeczy z socjologii przydają się nawet w handlu. Choć mówi się, że prawdopodobnie za kilka lat zabraknie rąk do pracy ogólnie i ludzie będą potrzebni w każdym sektorze, to jednak na dzisiaj najwięcej ludzi pracuje w sektorze różnorakich usług (<a href="http://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/roczniki-statystyczne/roczniki-statystyczne/rocznik-statystyczny-pracy-2015,7,4.html">dokładniejsze dane pokazuje GUS</a>). Czy jest to wpis ostrzegający przed podjęciem danej pracy? Absolutnie nie. Czy jest to wpis, w którym będę narzekać na swoją pracę, mówić o tym, jaka jest beznadziejna? Również nie. Po prostu uważam, że w pewnym stopniu nie jest to praca dla każdego. Czasami wymaga ona sporej cierpliwości, wyrozumiałości, a często też, niestety, ale udawanej grzeczności. Wiadomo, jest powiedzenie „klient nasz pan”, ale przy tym należy zachowywać pewien dystans. Przykład? Nie mogę w końcu zaoferować czegoś za pół darmo, tylko dlatego, że klient naciska, a nawet grozi, że „będzie sobie szukał innego dostawcy”. Ważny jest przede wszystkim mój interes. W handlu wprawdzie jest konflikt interesów – sprzedawcy chodzi o to, by sprzedać jak najdrożej, ale kupującemu zależy, by kupić jak najtaniej. W imię dobrych relacji z klientem nie mogę jednak drastycznie obniżyć cen, zwłaszcza przy dość niskiej marży. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b>Marketing<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Socjologię i marketing łączy dość
sporo rzeczy. W marketingu nierzadko wykorzystuje się dość proste sztuczki
psychologiczne, które znam chociażby z psychologii społecznej (odsyłam do podręcznika
Aronsona, by dowiedzieć się czegoś więcej). I przyznaję, znajomość niektórych
rzeczy także w teorii przydaje się później w praktyce. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://mspdesigngroup.com/wp-content/uploads/2016/03/marketingMain.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://mspdesigngroup.com/wp-content/uploads/2016/03/marketingMain.jpg" height="179" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Czym jest marketing. Tak w dużym skrócie. Źródło: mspdesigngroup.com</td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
<div>
Na czym dokładnie polega mój zawód? Przede wszystkim na współpracy z wieloma innymi osobami. Reklama nie powstaje w ten sposób, że siedzę sobie przy biurku, dumam sobie „A, co może by tu jeszcze wymyślić?” i tworzę reklamę. Nie. Gdyby to tak miało wyglądać, to byłoby to za proste. W przypadku firmy handlowej jestem nieco ograniczona, jeśli chodzi o totalną kreatywność. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta – producent ma zdecydowanie większe pole do manewru. To on decyduje, jaki produkt wejdzie na rynek. Poprzedza to zazwyczaj badaniami marketingowymi – często są to ankiety. Dostajecie może na maila ankiety „Co sądzisz o produkcie X, który dopiero będzie wprowadzony na rynek?”. To są właśnie badania marketingowe tworzone na zlecenie producenta, który chce upewnić się, czy produkcja faktycznie się opłaca, czy będzie to się przekładało na zainteresowanie, itd. Swoją drogą, jeśli ktoś chciałby założyć sobie firmę, to polecam agencję marketingową zajmującą się badaniami – te największe często życzą sobie bardzo dużo pieniędzy nawet za wykonanie badania w Internecie. I śmiało może zatrudniać tam socjologów, którzy opracują dobrą metodologię takich badań. Po udanych badaniach producent wprowadza dany produkt. Dział marketingu tworzy reklamę, pokazuje produkt na zdjęciach, opowiada o nim... I tu pojawia się rola przedstawiciela handlowego. Przedstawiciel otrzymuje taką gazetkę z produktem i jego rolą jest przekonanie do kupna danego produktu. Przedstawiciel handlowy to również dobra praca dla socjologa – polega na kontakcie z ludźmi, dobrym dogadywaniu się, przekonywaniu do konkretnych produktów. Jeśli ktoś ma doświadczenie w przeprowadzaniu ankiet, to polecam. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Gdzie w tym wszystkim jestem ja? Mniej więcej pośrodku całego procesu. Dostajemy od różnych producentów najróżniejsze produkty – czy to sezonowo, czy to z atrakcyjną ceną, czasem są to nowości, których wcześniej nie oferowaliśmy. I moim zdaniem jest przygotowanie oferty, z którą przedstawiciele handlowi udają się do sklepów i pokazują nowe produkty – dzięki temu rośnie zainteresowanie. Od przedstawicieli handlowych doskonale wiem, że to działa. Nie raz człowiek sobie mówi, że „głupia ulotka, wyrzucę do kosza”, ale jednak wystarczy spojrzeć na sieci takie jak Biedronka, czy Lidl, które prześcigają się w tworzeniu ofert. To nie są już tylko strony z produktami, ale też często przepisy kulinarne, poradniki, a reklamy produktów są tylko odpowiednio wplecione. To jednak działa na ludzi. Działa w przypadku stałych klientów, którzy wolą zobaczyć daną stronę z produktami i nawet po samym zdjęciu powiedzieć „A, podoba mi się to, wezmę trochę”. Co jest dozwolone przy tworzeniu takich ofert? Przede wszystkim ważna jest warstwa graficzna. Nie muszą to być skomplikowane grafiki w Photoshopie, ale jednak... Większość ludzi jest wzrokowcami, więc warto zastosować odpowiednie czcionki – nie powinny być wymyślne, a raczej czytelne. Zdjęcia – dużej rozdzielczości, najlepiej takie, którymi można swobodnie manipulować – zmniejszać, zwiększać, obcinać. Wszelkie kolory przyciągające uwagę? Jak najbardziej wskazane. Przede wszystkim taka gazetka ma pełnić rolę informacyjną – od kogo, dla kogo, do kiedy jest ważna dana oferta i co oferuję. Reszta to oddziaływanie na psychologię. Należy pamiętać przede wszystkim o tych rzeczach:</div>
<div>
<ul>
<li>Czcionki nie powinny być wymyślne ani nieestetyczne (Comic Sans zabroniony w szczególności, w końcu nie jesteśmy w przedszkolu),</li>
<li>Zdjęcia powinny być dużej rozdzielczości – gdy chcemy wypromować coś nowego, warto zdjęcie powiększyć, wyróżnić, można „nakleić” hasło, np. „NOWOŚĆ”. Tylko zdjęcia o dobrej rozdzielczości są dobre w manipulowaniu nimi – gdy rozdzielczość jest mała, wtedy niewiele można zrobić.</li>
<li>Cała zabawa z kolorami czcionek – czerwień, zielony, pogrubienie – to są istotne elementy. To właśnie one przyciągają uwagę klienta.</li>
</ul>
</div>
<div>
Wydaje się łatwe, wydaje się oczywiste, ale jednak cała zabawa polega na tym, aby wszystko to grało, aby kolejność nie była czymś przypadkowym, aby przełożyło się to na zysk. Nawet mając gotową listę produktów i cen należy trochę pomyśleć o tym, jak dane produkty można byłoby sprzedać i wypromować. Dlatego też sam dział marketingu jest ważny. I wbrew pozorom nie polega na wymyślaniu reklam, a na współpracy z wieloma osobami – czy to przedstawiciele handlowi, czy to sami handlowcy.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Dla kogo jest to praca? Dla ludzi, którzy mają na pewno jakieś zacięcie artystyczne. Nie muszą to być wybitne umiejętności – ci, co mają je na wyższym poziomie, moi zdaniem od razu powinni piąć w stronę takiej posady jak grafik komputerowy, czy grafik tworzący zdjęcia na strony internetowe. Jest to praca dla ludzi, którzy nie mają problemów z komunikacją z innymi, nie mają problemu z dyskutowaniem na temat tego, co można umieścić w ofercie, a czego nie. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
A dla kogo nie jest to praca? Na pewno dla tych, którym brakuje cierpliwości. Samo tworzenie oferty może się okazać żmudnym zadaniem, zwłaszcza, że komputery to tylko maszyny, które mają prawo się także zepsuć. Nie jest to też praca dla ludzi „nadmiernie kreatywnych” – kreatywność jest wskazana w wielu dziedzinach, ale jednak badania marketingowe czy czyste zasady psychologii udowodniają nam, że ludzie wolą to, co już znają, coś, co jest proste, czytelne, jasne w swoim przekazie. Tu nie ma wielkiego pola na tworzenie. Są pewne reguły, do których trzeba się dopasować. Przede wszystkim właśnie wskazana jest znajomość pewnych reguł psychologicznych. Trzeba wiedzieć, co ludziom może się podobać, a co nie.</div>
<div>
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b>E-handel</b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Obok marketingu w pracy zajmuję się obsługą sklepu internetowego, o którym mogę opowiedzieć zdecydowanie więcej anegdotek, przy których z pewnością część z was będzie zdziwiona, jak ludzie w ogóle mogą się tak zachowywać. Dopóki sama nie zaczęłam pracy w e-handlu, nie uwierzyłabym w takie opowieści. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://fantasylogic.com/wp-content/uploads/2013/09/eshop.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://fantasylogic.com/wp-content/uploads/2013/09/eshop.jpg" height="213" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Klikam, zamawiam i czekam na przesyłkę. Proste, prawda? A po drodze jeszcze wiele innych rzeczy... Źródło: fantasylogic.com</td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
<div>
Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że mówię tutaj tylko za siebie. Sklepy internetowe są najróżniejsze, różnią się wielkością, zasadami, przepisami wewnętrznymi, o których klient nie musi wiedzieć. Jedne mają spory obrót, a mieszczą się w jednym małym lokalu (np. zajmują się sprzedażą telefonów), inne to ogromne hale i mnóstwo zatrudnionych ludzi (jak Amazon czy nasze sieciówki w stylu Media Markt, które też często udostępniają towar ze swoich magazynów). </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Klient siedzi sobie w domu, przegląda stronę sklepu lub Allegro, wybiera dany przedmiot, płaci za niego, po czym czeka na swoją przesyłkę. Tak wygląda w skrócie zakup w sklepie internetowym. Jednakże byłoby nudno, gdyby wszystko było takie przewidywalne i oczywiste, prawda?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Stąd też jakiś czas temu na swoim prywatnym facebooku zadałam pytanie: „Co robicie, gdy macie jakieś wątpliwości w stosunku do płatności lub wysyłki danego towaru?”. Wszyscy zgodnie odpowiedzieli, że kontaktują się ze sklepem internetowym, czy to mailowo, czy telefonicznie. Nie dałabym wiary, że można postępować inaczej, a jednak.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
W skrócie jak wygląda to od strony sprzedawcy? Otrzymuję zamówienie, w którym mam zapisane produkty, kwotę do zapłaty, adres do wysyłki. Z magazynu pobieram odpowiednie przedmioty, pakuję je, po czym nadaję przesyłkę lub czekam na płatność – czasami płatności przelewem potrafią dojść z pewnym opóźnieniem. Tak wygląda większość transakcji. Jednak często zdarzają się też pewne kwiatki, przy których człowiek nawet nie wie, co ma pomyśleć.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Pytania o coś, czego nie ma? Norma. Ale tym nie należy się irytować, bowiem chyba każdy miał chociaż raz w życiu tak, że szukał czegoś i nie mógł znaleźć. Pytał się sprzedawcy w sklepie lub internetowo, po czym otrzymywał odpowiedź, że czegoś takiego nie ma. Cóż, bywa, ale przecież warto się spytać, bo może jednak? Coś z nietypowych pytań? Nie zapomnę, gdy otrzymałam pytanie, czy środek na mrówki może zaszkodzić... pająkom. I nawet producenta zagięło to pytanie, gdy się z nim zwróciłam. Z mniej wesołych? Telefon, czy sprzedajemy może trutkę na psa. Ktoś mi powie, czemu nie zgłosiłabym takiego czegoś na policję? Niestety, jeden telefon nie jest dowodem na cokolwiek. Miałam ochotę powiedzieć, co sobie o tym myślę tak prywatnie, ale zamiast tego grzecznie odpowiedziałam, że oferujemy tylko środek, który odstrasza psy i koty od wypróżniania się w danym miejscu. Kiedy człowiek myśli czasem, że już nic go nie zaskoczy (bo pytania o dostępność danego produktu, kolory, wzory to pytania standardowe, których osobiście nawet sobie życzymy, gdyż w opisach produktów nawet zachęcamy do wcześniejszego kontaktu), to jednak ktoś potrafi wyskoczyć z czymś takim.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Z rzeczy, przy których można załamać tylko ręce i robić swoje, bez zbędnego gadania – niechlujność klientów. Niechlujność polegająca na zapisie nawet własnego adresu. Brak odpowiedniej interpunkcji, zapis „jan kowalski” lub „JAN KOWALSKI”, brak polskich znaków (a to może być mylące, zwłaszcza, gdy czasem się zastanawiam przy nazwie miejscowości lub ulicy), a także czasami – wpisanie samej nazwy ulicy bez numeru domu lub/i mieszkania. Czasem można zrozumieć, że automatyczne uzupełnianie formularzy w przeglądarce nie działa jak należy, jednak od tego jest kontakt ze sklepem, aby takie rzeczy poprawić. Niestety, częściej to ja jestem osobą, która musi o tym poinformować klienta.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Podobnie jest z płatnościami – najczęściej nie ma żadnej informacji od klienta, dlaczego zamówienie nie jest opłacone – czy wynika to może z jakiegoś błędu, czy klient potrzebuje więcej czasu? Najczęściej ja, jako sprzedawca, muszę upominać się o takie rzeczy. I stąd było moje pytanie na facebooku, bowiem zadziwia mnie to do tej pory, że ludzie nie chcą się później kontaktować, by wyjaśnić sprawę. Nie gryziemy, nie grozi to żadnymi konsekwencjami finansowymi czy prawnymi (a już miałam takie pytania), a za to oszczędzamy czas swój i klienta. Zamiast tego często pozostaje to dla mnie zagadką, dlaczego klient w ogóle nie odpowiada na maile lub telefony. Brak odwagi?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Zapewne każdy już sobie myśli, że jak odzywa się jakaś firma w sprawie zakupu, to jest to o wiele bardziej profesjonalne i pewne, niż gdy zamówienie jest dokonywane przez osobę prywatną. Nic bardziej mylnego. Osoby prywatne o wiele częściej są bardziej cierpliwe i wyrozumiałe, często bowiem nie znają pewnych przepisów (bo i nie muszą znać ich szczegółowo). Firmy... Te to potrafią zaskoczyć człowieka. Podam tylko kilka przykładów:</div>
<div>
<ul>
<li>„Proszę o ofertę na produkt x, sprawa pilna”. Po wysłaniu oferty – zero odpowiedzi. </li>
<li>„Proszę o cenę na produkt x, zapłacę zaraz, proszę wysłać jak najszybciej” – po czym często w telefonie słychać zirytowanie, gdy jednak zamówienie nie może być zrealizowane „na już”, bo nawet kurierzy nie mogą wyrobić się czasowo czy fizycznie. Ale niestety, opcji teleportacji nie mamy. </li>
<li>Sonda: „proszę o cenę na produkt x. Produkt będzie przeznaczony do dalszej odsprzedaży”. Czyli są to moi ulubieni klienci przetargowi, którzy często znajdą cenę w Internecie i muszą ją utrzymać, a zapomnieli spojrzeć na to, że są jeszcze koszty wysyłki i nagle oferta staje się dość trudna do realizacji. Częściej jednak są to zapytania o cenę.</li>
<li>Nierzadko negocjujemy z producentem atrakcyjną cenę lub warunki na dany produkt, po czym potrafię się dowiedzieć, że dana oferta nie jest atrakcyjna, a wręcz słaba. Żeby było śmieszniej – według Google na wiele produktów mamy najniższą cenę na rynku. </li>
<li>Ci sami klienci od „sond” lub „pilnych spraw” potrafią odezwać się po kilku miesiącach, że są oni zdecydowani. W tym czasie cena produktu ma prawo się zmienić. </li>
<li>Negocjowanie rabatów lub odroczenia płatności także w przypadku małych kwot to również norma. </li>
</ul>
</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Czy jak ktoś pisze z maila firmowego, to od razu wykazuje się profesjonalizmem? Ależ skąd. Pisanie maili to sztuka, ale jednak naprawdę nie wymagam zbyt wiele – a jedynie schludności zapisu, a nie odpowiedzi w stylu „ok”. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Ktoś może się wykłócać, że często poruszany w mediach temat słabego poziomu czytelnictwa w Polsce jest przesadzony, jednakże po swoim doświadczeniu wiem, że nie do końca tak jest. Ludzie, przyzwyczajeni do różnych systemów sklepowych, nierzadko myślą, że wystarczy kliknąć na dany obrazek, by zamówić produkt w konkretnym wariancie. Owszem, tak jest na stronach sklepów internetowych z odzieżą, ale nie jest tak wszędzie. W opisie produktu nierzadko są zaznaczone warianty lub uwaga, by pewne rzeczy dopisywać w komentarzu do zamówienia. Nierzadko jednak muszę dzwonić, aby zapytać o te warianty, by nie mieć późniejszego telefonu, w którym klient wyrazi chęć zwrotu towaru (klient prywatny ma do tego prawo). Z czego to wynika? Nie z tego, że ktoś nie czyta ze zrozumieniem, a często z tego, że nie czyta wcale.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Dowodem mogą być również zapytania o pewną firmę, nie raz mylono nas z producentem. Wysokie pozycjonowanie i dobra reklama to naprawdę przydatna rzecz. Miło, gdy jesteśmy kojarzeni z daną firmą. Ale jednak tylko kilka kliknięć wystarczy, aby dowiedzieć się, czy na pewno zwracamy się do właściwej osoby. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Praca z klientem, osobą kompletnie obcą, często przypadkową (nie raz przez telefon słyszałam, jak ktoś mówił coś ze śląskim akcentem. Ciekawe doświadczenie, choć czasem dla mnie wstydliwa jest prośba, by coś powtórzyć, ponieważ zwyczajnie nie zrozumiałam) jest rzeczą trudną, czasami bolesną (na początku pracy potrafiłam usłyszeć przez telefon, że jestem niekompetentna), ale... W ostateczności większość chwil jest przyjemna. Z czasem człowiek nabiera dystansu i przestaje podchodzić personalnie do tego, że ktoś powiedział coś głupiego lub nie kontaktuje się z nami. Ale jednak miło jest usłyszeć „Dziękuję za informację” lub dostać bardzo pozytywny komentarz na Allegro. Wiem, że moja praca nie idzie na marne.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Tu powiem tylko, dla kogo to nie jest praca. Nie jest to praca dla osób, które unikają kontaktu z ludźmi. A tu kontakt jest niezbędny. Nie raz będzie tak, że będzie on dość nieprzyjemny, ale zazwyczaj potrafi dać sporo satysfakcji.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Czy i tutaj jakieś sztuczki psychologiczne się przydają? Z całą pewnością mogą się przydać, ale warto wykorzystywać pewne rzeczy tak, by nikt nam nie zarzucił jakiejś nieuczciwości. Bo to jest najważniejsze w handlu – uczciwość i rzetelność. Na pewno nie żałuję podjętej pracy, mimo pewnych gorszych chwil. Daje mi ona pewną satysfakcję, a nie ma też pracy bez wad. Mam nadzieję, że w ten sposób chociaż trochę przybliżyłam, jak może wyglądać praca w sektorze usług.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Jakieś wnioski, morały? Jedynie może takie, że w każdych kontaktach najważniejszy jest wzajemny szacunek. Mówi się, że „klient nasz pan”, lecz z własnego doświadczenia mogę powiedzieć tyle, że bywają i tacy, którzy tego prawa nadużywają w sposób wręcz arogancki. Na szczęście nie jest ich tak dużo, jak mogłoby się wydawać. Na portalu piekielni.pl jest mnóstwo historyjek o „piekielnych” sprzedawcach, czy „piekielnych” klientach. Mimo, że tych historyjek jest mnóstwo, to jednak mam wrażenie, że jednak jest to ciągle mniejszość, zgodnie z zasadą marketingu: o dobrej obsłudze w sklepie opowiemy trzem osobom, o złej – aż osiemnastu. I o tym warto pamiętać i wzajemnie się szanować. </div>
</div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com1Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-35091388055321517592016-04-03T23:36:00.001+02:002016-04-04T10:29:40.247+02:00Słowo o aborcji, czyli wara od połowy populacji Polski<div style="text-align: justify;">
Ostatnie wydarzenia zmusiły mnie do napisania wpisu, który nie będzie do końca obiektywnym i suchym spojrzeniem na rzeczywistość, która mnie otacza. Dotyczy bowiem on problemu, który być może kiedyś spotka i mnie. A jeśli nawet nie mnie, to kogoś z moich najbliższych. Być może to będzie koleżanka, może to będzie moja przyszła córka lub synowa (jeśli będę miała dzieci oczywiście), być może to będzie kuzynka, siostra, jakaś znajoma. Albo prędzej czy później, jeśli planowana ustawa o aborcji przejdzie przez nasz rząd (a choć jest to projekt obywatelski, to ma oficjalne poparcie rządu oraz Kościoła), w jakiś sposób dotknie to każdego. Tak, o mężczyznach też mówię, bowiem może to dotyczyć ich najbliższej kobiety - matki, siostry, żony. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://i.wp.pl/a/f/jpeg/36495/obr.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://i.wp.pl/a/f/jpeg/36495/obr.jpeg" height="240" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Niech wieszak, czyli symbol okrucieństwa wobec kobiet, które zdesperowane dokonywały niebezpiecznego zabiegu aborcji, będzie symbolem tego wpisu. Źródło: wp.pl</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Aborcja to temat kontrowersyjny i budzący emocje nie tylko w naszym kraju. Nawet w krajach, które mają o wiele bardziej liberalne przepisy aborcyjne, jest tematem trudnym i ciągle zdarzają się protesty wobec tych przepisów. W Stanach Zjednoczonych, w kraju o najbardziej liberalnych przepisach, dochodzi wręcz do aktów terroru wobec kobiet, które chcą dokonać aborcji. Niech przykładem będzie chociażby <a href="http://www.dailymail.co.uk/news/article-3343562/Planned-Parenthood-murder-suspect-vandalized-abortion-clinic-years-ago-according-ex-wife.html">niedawna strzelanina w klinice aborcyjnej</a>. W Polsce w 1993 wypracowano tzw. "kompromis aborcyjny", który obecnie dopuszcza aborcję w trzech przypadkach:</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<ul>
<li>kiedy zagrożone jest zdrowie lub życie matki,</li>
<li>kiedy występuje podejrzenie ciężkich i nieodwracalnych wad płodu,</li>
<li>kiedy ciąża jest wynikiem czynu zabronionego, czyli gwałtu.</li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
W pozostałych przypadkach kobieta "musi" rodzić. Dlaczego użyłam cudzysłowu? O tym później. Organizacja Ordo Iuris chce natomiast zmienić tę ustawę, o czym można poczytać <a href="http://fakty.interia.pl/tylko-u-nas/news-wiezienie-za-aborcje-obywatelski-projekt-ustawy-czeka-na-akc,nId,2172468#pst107858110">tutaj</a> (tekst na samym dole). Różne media przystąpiły do dość szczegółowej analizy o tym, co dalej, co może wynikać z takiej ustawy, a nie jest powiedziane o tym wprost, więc organizacja zaczęła się bronić, mówiąc o tym, że pewne zapisy zostały przeinaczone i zmanipulowane. Mimo wszystko, brzmią nadal niepokojąco.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po pierwsze, w zapisie jest mowa o tym, że lekarz, który podejmuje działania lecznicze konieczne w celu ratowania życia matki, nie podlega karze więzienia. Również nie ma o tym bezpośrednio w ustawie, ale wynika z niego wprost, że w takim razie nie kobieta decyduje o tym, czy ciążę przerwać, lecz lekarz. Jednocześnie nie może podjąć żadnych działań leczniczych, które w jakiś sposób sprawiłyby, że byłoby ryzyko poronienia. Dotyczy to między innymi badań prenatalnych (niewielkie ryzyko, ale jednak jest). Tym samym rodzice tracą szansę na to, by dziecko urodziło się zdrowe - bo badania prenatalne nie tylko mówią o nieodwracalnych wadach płodu, ale też pomagają dobrać odpowiednie leczenie, także te w łonie matki (jeśli oczywiście jest to możliwe). Co gorsze - nie ma nic o prawie do aborcji w przypadku, gdy wady płodu są ciężkie i nieodwracalne ani w przypadku gwałtu. I to jest chyba najgorsze w tym wszystkim. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co sądzą Polacy o aborcji? Według <a href="http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,19855686,nie-zaostrzac-aborcji-tego-chce-wiekszosc-z-nas-ale-w-dwoch.html">badań CBOSu</a> wyniki pokrywają się z tym, na co pozwala dzisiejsze prawo:</div>
<div>
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://bi.gazeta.pl/im/64/ef/12/z19855716AA.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://bi.gazeta.pl/im/64/ef/12/z19855716AA.jpg" height="314" width="320" /></a></td></tr>
<tr align="justify"><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: gazeta.pl za CBOS.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Jednakże jedynie badacze zauważają spadek odpowiedzi "tak" w przypadku sytuacji, gdy wiadomo, że dziecko urodzi się upośledzone. Z czego to może wynikać? Mam tutaj dwie tezy. Pierwsza z nich to niedoprecyzowanie odpowiedzi. Upośledzenie może być oczywiście lekkie, które przy dobrej rehabilitacji pozwala na godne życie w społeczeństwie, ale może być też ciężką wadą, przy której nie ma żadnych szans na przeżycie. Statystyka jest nieubłagana. Choć takie wady, jak łuska arlekinowa są bardzo rzadkie, to jednak w tak dużym kraju jak Polska mają prawo wystąpić. Druga kwestia to taka, że niestety, propaganda środowisk pro-life, która mówi o tym, że "morduje się dzieci z zespołem Downa" zrobiła swoje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Inne badania CBOSu również pokazują raczej braki w edukacji seksualnej, niż jakieś twarde przekonania na temat seksualności człowieka. Przykładowo <a href="http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2015/K_027_15.PDF">niedawne badanie na temat "pigułki po"</a> pokazuje przede wszystkim obawy, że taka forma antykoncepcji jest popularna i jest szkodliwa. W pewnym sensie to prawda - taka pigułka po jest bowiem jak bomba atomowa dla organizmu, ale nie sądzę, że byłoby dużo kobiet, które biegały po nią co miesiąc, zwłaszcza przy jej cenie. W dodatku nie bez powodu nazywa się ją antykoncepcją awaryjną. Myślę też, że sporo do tego ma nauczanie Kościoła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na wielu blogach i innych portalach wysuwano niejednokrotnie argumenty "pro-choice", czyli będące za wyborem. Bo właśnie - często wskazuje się na konflikt "pro-choice vs. pro-life". Z tym, że ten drugi ruch tak naprawdę ma dość mało wspólnego z obroną życia - jak to <a href="http://www.dailykos.com/story/2015/7/30/1407166/-Catholic-Nun-Explains-Pro-Life-In-A-Way-That-May-Stun-The-Masses">wskazała pewna amerykańska zakonnica</a>, ruch ten broni "nienarodzone dzieci" właśnie do momentu porodu. Potem nikogo nie interesuje, co dalej. Co więcej, prawo do aborcji absolutnie nie kłóci się z byciem katolikiem, o czym wielu zapomina. Mówi się o "dźwiganiu własnego krzyża", podczas gdy być może podjęcie takiej, a nie innej decyzji jest tym dźwiganiem krzyża? Kościół zachowuje się, jakby był wyjątkowo niepewny siebie, jakby bał się, że straci wyznawców, że zaraz każda kobieta pobiegnie do kliniki aborcyjnej. Ale to jednak nie jest tak, że każda kobieta o tym marzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A tymczasem w Polsce rozwija się podziemie aborcyjne. Nie wiem, czy ktokolwiek prowadził badania jakościowe na temat dokonania aborcji przez Polki - a myślę, że takie się przydało. Choć temat jest delikatny i nie wiem, czy ktoś by się go podjął - głównie ze strachu przed napiętnowaniem. Dlatego też użyłam sformułowania, że kobieta w tym kraju "musi" urodzić dziecko. Nie. Jestem zdania, że jeśli kobieta zechce, to i tak znajdzie sposób. Nie jest problemem znalezienie strony klinik aborcyjnych na Słowacji czy w Niemczech (część z nich ma nawet polskie wersje). Gdy wpisałam w google "klinika aborcyjna Niemcy" od razu pojawił się dopisek "cena". To nie jest więc tak, że kobiety nie znajdą sposobu. Musi urodzić ta, która go nie znajdzie. Ta, której nie uda się niebezpieczny zabieg (o ile nie wpłynie negatywnie na zdrowie czy życie) lub która nie ma pieniędzy na zabieg w Niemczech lub na Słowacji. Pozostałe kobiety, które nie chcą mieć dzieci, muszą niestety je rodzić. A potem się dziwimy, że spotykają nas historie o mamach Madzi czy o dzieciach na śmietniku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dlatego jestem przeciwko zaostrzaniu obecnej ustawy antyaborcyjnej. Nie jest ona idealna, chciałabym, aby aborcja w tym kraju była dostępna na życzenie, wraz z powszechną antykoncepcją i porządną edukacją seksualną. <a href="http://wonkette.com/590358/pro-life-colorado-republicans-angry-that-teen-abortion-rate-declining">Przykład Colorado</a> pokazuje, że to działa. W tym stanie mieli problem z dużym odsetkiem aborcji wśród nastolatek. Po wprowadzeniu edukacji seksualnej do szkół i powszechnego dostępu do antykoncepcji ten odsetek wyraźnie zmalał. To jest najlepsze rozwiązanie problemu. Nie zamiatanie pod dywan. Nie zakazy. Bowiem łatwo jest być moralnym w świecie pełnym zakazów, umywać ręce i myśleć, że jest okej, kiedy tak naprawdę nie jest. Ustawodawcy chcą wpędzić polskie kobiety w pułapkę bez wyjścia. Pułapkę, która nie sprawi, że będzie większy przyrost naturalny, a wręcz sprawi, że jeszcze bardziej zmaleje. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystko może się zmienić ustawą, która w efekcie może doprowadzić do strachu przed zgłaszaniem gwałtu na policję (jakby teraz nie było z tym problemu), ponieważ jednocześnie taka kobieta będzie obserwowana. Albo nawet pozbawiona wolności tylko za to, że chciała się uwolnić od koszmaru. Efektem będzie większa liczba dzieci niepełnosprawnych, które spokojnie mogłyby zostać wyleczone w łonie matki. Nie mówiąc o czymś tak oczywistym jak śmiertelność kobiet czy doprowadzanie do bezpłodności poprzez nieumiejętne zabiegi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Można się tu kłócić, od kiedy zarodek jest człowiekiem. Ja odpowiem tylko i wyłącznie za siebie - dla mnie zarodek ma <b>potencjał</b> do bycia człowiekiem. Obcy kod genetyczny nie jest warunkiem bycia człowiekiem, o czym świadczy taka choroba, jak<a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Za%C5%9Bniad_groniasty"> zaśniad groniasty</a>, Co więcej, warunkiem do bycia człowiekiem jest również odpowiedni rozwój od narodzin, przebywanie w społeczeństwie, prawidłowa socjalizacja. Przecież w przeciwnym wypadku nie mielibyśmy tzw. "dzikich dzieci". Nie oznacza to, że zabijanie narodzonego dziecka jest czymś moralnym. Ale warto się zastanowić, co zmusza do takiego kroku. Nie oznacza to też, że kobieta w ciąży nie ma prawa się przywiązać i nazywać płód "dzieckiem", "bobaskiem", "fasolką" lub znając płeć - nadać już nawet imię. Wręcz przeciwnie. Każda kobieta ma do tego prawo, jeśli tego chce, jeśli dziecko jest bardzo wyczekiwane. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale właśnie stąd tytuł notki - wara od połowy populacji Polski. Jeśli ta ustawa przejdzie (a liczę, że nie, lub że zajmie się nią Europejski Trybunał Praw Człowieka), to będzie miało to wpływ na życie i prawa kobiet w całej Polsce. Będzie to oznaczało terror i zepchnięcie kobiet do roli inkubatorów. Nie można stawiać praw jednej jednostki nad drugą, zwłaszcza nad jednostką, która myśli, czuje i ma prawo do godnego życia i zachowania swojego zdrowia fizycznego i psychicznego. Na tę ustawę, jak i na każdą inną, zaostrzającą dotychczasowe prawo, nigdy nie będzie mojej zgody. </div>
<div>
<br /></div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com0Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-68510484576601057322016-01-30T21:10:00.001+01:002016-01-30T21:10:13.627+01:00Raport o blogosferze - co mogło pójść źle? Uwagi krytyczne do raportu "Dwa zero czy zero? Blogi o tematyce kulturalnej a przemiany kultury uczestnictwa”.<div style="text-align: justify;">
Dawno mnie tu nie było i właściwie nie wiedziałam, na jakim blogu miałabym opublikować poniższą notkę. W końcu temat dotyczy popkultury, a mam bloga o tejże tematyce. Jednakże zdecydowałam się opublikować notkę tutaj, ponieważ moje uwagi pochodzą ode mnie - nie blogera amatora, który sobie pisze o filmach czy serialach, jakie obejrzał, a od magistra socjologii, który jest zawiedziony tym, że ludzie z tytułami popełnili wiele błędów przy raporcie, który mógłby być ciekawym źródłem wiedzy, zwłaszcza dla kogoś, kto chciałby napisać pracę dotyczącą blogerów popkulturowych - a tych jest całkiem sporo na naszym podwórku. Czy jednak jest to na tyle spora grupa, że można robić na niej określone badania i wysnuwać wnioski dotyczące wszystkich? Co właściwie poszło nie tak, skąd moje uwagi? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://blogerish.com/wp-content/uploads/2015/08/coffee.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://blogerish.com/wp-content/uploads/2015/08/coffee.jpg" height="167" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: blogerish.com</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Raport pod tytułem "Dwa zero czy zero? Blogi o tematyce kulturalnej a przemiany kultury uczestnictwa" to raport opublikowany niedawno przez Instytut Kultury Miejskiej. Raport, o którym będzie mowa i który będzie cytowany, dostępny jest <a href="http://blogiwkulturze.ikm.gda.pl/">tutaj</a>. Ledwo został opublikowany, a już zdążył wywołać kontrowersje w środowisku blogerskim. I to w tej specyficznej działce - czyli blogi kulturalne (czy kulturowe, jak kto woli). I właściwie słusznie, że wywołał pewien sprzeciw - bo im bardziej się wczytuję (zwłaszcza w aneks metodologiczny), tym bardziej łapię się za głowę i zastanawiam się, dlaczego ludzie z tytułami wyższymi od mojego, czyli ledwie "marnego magistra" popełnili tak rażące błędy. Błędy, które rzucają się w oczy nawet ludziom niezwiązanym z socjologią. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z jednej strony można byłoby się cieszyć, że blogerzy kulturalni w końcu zostali dostrzeżeni przez badaczy - bo jak do tej pory większą uwagę poświęcano blogom lifestyle'owym, prowadzonym np. przez Kasię Tusk. Jednakże to, co zobaczyliśmy, to może... Nie woła o pomstę do nieba, a można było zrobić lepiej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przede wszystkim moje zarzuty dotyczą celu badania. Autorzy zaznaczają, że "[p]odstawowym celem badania była charakterystyka blogosfery kulturalnej" (s. 119), jednakże w dalszych celach i problemach badawczych dowiadujemy się, że kontekstem była głównie ewentualna współpraca blogerów z instytucjami kultury. Rozumiem, badanie organizowane przez Instytut Kultury Miejskiej, to chcą wiedzieć, czy są jakieś możliwości takowej współpracy, jak mogłaby wyglądać, itd. Pytanie jednak - czy nie jest to za bardzo "pomieszane"? Z jednej strony naprawdę świetnie, że ktoś chce zbadać blogerów kulturowych, ale jeśli jest to "nowa" działka, to czy nie lepiej byłoby najpierw zbadać temat ogólnie, a dopiero potem stawiać pytania o możliwości współpracy? Do tej ewentualnej współpracy z instytucjami kultury mam również kilka zarzutów.</div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
<i>Nie jest tak, że publiczne instytucje kultury nie współpracują z blogerami. Trudno ocenić skalę zjawiska, nie jest ona prawdopodobnie duża, ale można znaleźć przykłady współpracy instytucji kultury i blogerów. </i>(s. 106).</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
W dalszej części raportu jest mowa o współpracy, która mogłaby polegać na udostępnianiu instytucji kultury jako miejsca spotkań blogerów czy w formie jakichś warsztatów. Wszystko brzmi ładnie, ale pojawiają się inne problemy - jeśli bowiem występuje taki problem nawet w dużych miastach, to co dopiero powiedzieć o mniejszych miejscowościach? Kogo w mojej miejscowości przyciągnęłoby spotkanie ze Zwierzem Popkulturalnym? Obstawiam, że maksymalnie kilka osób. Czy jakieś instytucje kultury chętnie wyłożyłyby na to pieniądze? Już pomijam fakt, że instytucje kultury między innym w moim regionie (a przynajmniej te, które znam bliżej) mają spory problem finansowy nawet na podstawowe cele - w bibliotekach rzadko można dostać nowości, czasami nawet o lektury szkolne ciężko się doprosić. A co dopiero organizować spotkanie z "znanym blogerem" czy warsztaty. Nie każdy bloger też byłby chętny do tego, by takie rzeczy robić charytatywnie - w końcu nawet przyjazd do jakiegoś miasta wiąże się z kosztami. Trzecia rzecz to ta, o której pisała autorka bloga <a href="http://zpopk.pl/glos-spod-mikroskopu-czyli-kilka-uwag-do-raportu-dwa-zero-czy-zero-blogi-o-tematyce-kulturalnej-a-przemiany-kultury-uczestnictwa.html#axzz3yk5lUsJf">Zwierz Popkulturalny</a>: wiąże się to z pewnego rodzaju ryzykiem. Publiczność nie jest dana raz na zawsze, jest kapryśna, jednego dnia masz milion fanów, drugiego pozostaje już tylko garstka. Nie każdy będzie chciał się angażować w projekt, który być może jest skazany na porażkę. Łatwo też usłyszeć takiemu blogerowi zarzuty o "sprzedaniu się" i przez to stracić jakąś część czytelników. Może też potem wyglądać dość niepoważnie. Dlatego ryzykują obie strony. Stąd być może ta współpraca nie jest taka idealna, jak chcieliby tego autorzy raportu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie chcę się rozpisywać o błędnych wnioskach dotyczących poszczególnych, cytowanych blogów, ponieważ dobrze dostrzegli to autorzy blogów: <a href="http://zpopk.pl/glos-spod-mikroskopu-czyli-kilka-uwag-do-raportu-dwa-zero-czy-zero-blogi-o-tematyce-kulturalnej-a-przemiany-kultury-uczestnictwa.html#axzz3yk5lUsJf">Zwierz Popkulturalny</a>, <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/01/galaktyczna-blogosfera-czyli-kilka-uwag.html">Fangirl's Guide to the Galaxy</a>, czy <a href="http://mistycyzmpopkulturowy.blogspot.com/2016/01/dwa-zero-czy-zero-notka-krytyczna.html">Mistycyzm Popkulturowy</a>, a moim celem nie jest powielanie ich argumentów, czy też ich cytowanie. Po prostu w linkach odsyłam do poszczególnych wpisów. Wniosek z tych wpisów może być taki, że analiza blogów została przeprowadzona w sposób pobieżny, a momentami przy pewnych wypowiedziach (i przy późniejszej konfrontacji z autorami) można dostrzec "nadinterpretację" pewnych słów czy wpisów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najczęściej taki błąd wynika ze źle dobranej metody, o czym starałam się pisać w komentarzach pod notką autora Mistycyzmu Popkulturowego. Przede wszystkim została tu użyta analiza sieciowa, oparta na agregatorze blogów, czyli bloga o nazwie <a href="http://blogikulturowe.blogspot.com/">"Blogi Kulturowe"</a>. </div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
<i>Gotową bazą, gromadzącą blogi kulturowe okazał się agregator, zbudowany dwa lata temu na platformie Blogger „Blogi Kulturowe. Agregator blogów poświęconych kulturze”. Informacja o projekcie zaprezentowana przez autora była zachęcająca i dawała nadzieję na zebranie sporej liczby odnośników do polskich blogów kulturalnych (...)</i></blockquote>
<div style="text-align: justify;">
W założeniu - bardzo fajna sprawa. Autor gromadził bowiem linki do różnych blogów i dzielił je na różne kategorie. Na blogach zaś często można było spotkać tak zwane "blogrolki", czyli kolejne linki prowadzące do innych blogów. Z tego mogła powstać "chmura" powiązań sieciowych, czyli kto kogo linkuje. Socjometria, tylko na szerszą skalę. Jeśli to słowo nic wam nie mówi (bo zdaję sobie sprawę, że mojego bloga czytają osoby, które niekoniecznie znają się na socjologii), to w skrócie jest to badanie sympatii i antypatii w grupie. Często przeprowadza się takie badanie w klasie w szkole, pytając "z kim usiadłbyś w jednej ławce". Jest to dobre narzędzie dla nauczyciela, który może potem wyciągnąć wnioski i zobaczyć, jak kształtuje się hierarchia w klasie, kto jest "gwiazdą", a kto jest izolowany. I w badaniu autorzy starali się wychwycić coś podobnego, a mianowicie relacje sieci, kto kogo linkuje, poleca, czy te linkowanie jest na zasadzie "blogi to właściwie krewni i znajomi królika", czy może nie. W założeniu - naprawdę świetna rzecz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Problem polega jednak na tym, że w raporcie nie ma ani słowa o tym, że baza nie była aktualizowana od końca 2013 roku. W przypadku badań Internetu dwa lata to jest już wręcz historia. Rozumiem, że analizowane blogi, pochodzące z tamtej listy, były analizowane w 2015 roku, ale też pytanie - jak było z aktualizacją tamtych blogów? Nie każdy blog to Zwierz Popkulturalny, który notki ma codziennie. Są notki raz na tydzień, raz na miesiąc, są wpisy bardzo nieregularne. Ile z tych blogów było "porzuconych"? Wpisali się na listę (bowiem trzeba zaznaczyć, że autor publikował blogi, które same się do niego zgłaszały!), a jakiś czas potem stwierdzili, że dają sobie spokój, ale bloga już nie skasowali? Z tabeli (s. 18) wynika, że trochę ich było - 35 blogów na 400 badanych było nieaktywnych, 46 zaś miało aktualizację między styczniem 2014 a marcem 2015. Pojawia się właśnie też sprzeczność - w tabeli liczba blogów badanych to 400, a pod spodem mamy zapis:</div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
<i>35 blogów <b>nie przeanalizowano</b> z uwagi na to, że były nieaktywne, oferowały dostęp dla zaproszonych gości lub zostały przeniesione. </i>(s. 18)</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli więc metodą była analiza treści i analiza danych zastanych, to dlaczego w tabeli pojawia się liczba 400, a dalej jednak wychodzi, że to 400 blogów nie było? Inna sprawa to taka, co z tymi 46 blogami, których ostatnia aktualizacja była nawet półtora roku przed badaniem? Obraz może być bardzo zachwiany. Ktoś mógł sobie bowiem w 2014 roku pisać, że nie współpracuje z instytucjami kultury, a skąd autorzy mogą wiedzieć, czy tak się nie stało rok później, a autor po prostu nie miał potrzeby informowania o tym na blogu, na facebooku, czy na innych mediach społecznościowych? Takich rzeczy nie dowiemy się z badań ilościowych, które nie są w dodatku badaniami typowymi (czyli klasyczny kwestionariusz ankiety). Poza tym, tak jak wspomniał autor Mistycyzmu Popkulturowego, blogrolka może być nieco przestarzałym narzędziem. Często bywa tak (o czym też sama zapominam), że autor rzadko ją aktualizuje - ja sama miałam tak, że dopiero ktoś musiał mi zwrócić uwagę, że link do mojego profilu na filmwebie jest błędnie zapisany. Tym samym - może być też tak, że sporo linków może być nieaktywnych. Blogerzy nie muszą też linkować siebie wzajemnie. Czy to, że na moim blogu jest odnośnik do Zwierza Popkulturalnego, oznacza, że Zwierz musi mnie też linkować? Oczywiście, że nie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W raporcie pojawia się również inna rzecz, która niepokoi, gdy autorzy piszą o tym, w jaki sposób chcieli klasyfikować blogi i tworzyć definicję, uzasadniając tym wybór metody analizy danych zastanych:</div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
<i>(...) (nasza ocena nie miała charakteru ścisłego i ilościowego, a jedynie <b>szacunkowy</b> i bazowaliśmy w niej także na wynikach raportów). Analiza danych zastanych pozwoliła także na pokazanie powiązań pomiędzy polskimi blogami kulturalnymi oraz wstępną charakterystykę poszerzania blogów kulturalnych do tzw. chmury blogowej (...)</i></blockquote>
<div style="text-align: justify;">
Analiza danych zastanych jest metodą, która klasyfikuje się gdzieś pomiędzy metodami ilościowymi, a jakościowymi. Można w ten sposób analizować czasopisma w jakimś konkretnym okresie (np. czasopisma z jednego, konkretnego roku). Tworzenie jakichś klasyfikacji jest arbitralne (np. badanie reklam. Przykładowo oceniamy, ile razy pojawia się wizerunek "kobiety - matki i żony", oceniając w ten sposób, kto jest na zdjęciach, jak jest taka osoba przedstawiona, ubrana, itd.), ale już z konkretnych liczb można tworzyć diagramy i statystyki. Analiza sieciowa opiera się na teoriach statystycznych i matematycznych, a więc będzie bardziej szła w metodę ilościowa, a nie jakościową. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I mój główny zarzut jest taki, że badania ilościowe w przypadku blogosfery nie są dobrym pomysłem. Z całą pewnością nie była analizowana cała populacja. Nie była to też grupa reprezentacyjna, ze względu chociażby na to, na co wskazali autorzy - czyli na fakt trudnej do określenia definicji "bloga kulturowego". Druga sprawa to słowo "szacunkowy". Jeśli te badania to tylko szacunki, to skąd pomysł wyciągania często pochopnych wniosków na temat całej blogosfery? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Postanowiłam się udzielić, ponieważ ten raport zainteresował mnie ze względu na moje własne badania, jakie prowadziłam na temat fandomu w Polsce. Badania te były mi potrzebne do mojej pracy magisterskiej, nawet korzystałam z podobnych źródeł, z których korzystali autorzy, lecz wiedziałam, że zadanie nie będzie łatwe. Ze względu na ograniczenia, jakie mamy dzisiaj, musiałam się ograniczyć do badań jakościowych, czyli do wywiadów z wybranymi przeze mnie osobami. Być może ktoś kiedyś stworzy narzędzie, które umożliwi ilościową analizę fandomu. Lecz czy to będzie teraz, czy za dziesięć lat? Tego nie wiemy. Dlatego też w pracy zaznaczyłam, że moich wniosków nie można wysuwać z pewnością na cały fandom, że badałam być może specyficzną grupę, że może ktoś miałby jeszcze coś do dodania, jakieś uwagi? Jeśli tak, to zapraszam do przejrzenia mojej pracy <a href="https://www.academia.edu/10099467/Wp%C5%82yw_Internetu_na_rozw%C3%B3j_nowych_wi%C4%99zi_spo%C5%82ecznych._Przyk%C5%82ad_fandomu">tutaj</a>. Zaznaczam, że badania robiłam w 2013 roku. Sama jestem ciekawa, ile od tego czasu mogło się zmienić. Moim zdaniem autorzy mogli pozostać przy wywiadach i samej analizy treści - raport nie straciłby, a może by nawet zyskał. Po prostu badacze mogli się wgłębić, mogli zaznaczyć, że część z tych badanych notek jest stara, że nie wiemy, jak może to wyglądać obecnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I ostatnia moja uwaga to taka, że z przykrością i pewnym niesmakiem widzę, że autorom nie podobają się uwagi krytyczne. Cóż, blogerzy mają do nich pełne prawo. Nie można zakładać, że bloger jest tylko niekompetentnym amatorem, bo często są to ludzie w trakcie studiów lub z konkretnym tytułem, a więc mający kompetencje także i do krytycznej oceny. Nie znam do końca autorów, więc nie wiem, czy któryś z nich nie prowadzi bloga o popkulturze. Ale jeśli nie, to czy nie można było wziąć do zespołu badaczy kogoś, kto zna bliżej blogosferę? Myślę, że badanie nie straciłoby na obiektywności, a raczej coś by zyskało. Przypominają mi się słowa prof. Mariusza Kwiatkowskiego na temat badania religii i religijności - otóż pan profesor na zajęciach stwierdził, że osoba taka nie powinna być ani skrajnym ateistą, ani fanatykiem konkretnej religii. Myślę, że tak samo jest ze specyficzną grupą, jaką jest fandom, czy blogosfera kulturowa - gdy ktoś zna bliżej temat, to myślę, że jest go w stanie też lepiej ocenić. I nie trzeba się martwić, czy ktoś nie zachowa obiektywności - jeśli zna się na badaniach, to z całą pewnością będzie starał się to robić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podsumowując, raport o blogosferze kulturalnej mógł być ciekawym badaniem, które w jakiś sposób analizowałoby polską blogosferę. Niestety, otrzymaliśmy tekst, który jest po prostu bardzo powierzchowną analizą i ciężko się dziwić temu, że cytowani autorzy mają jakieś zastrzeżenia. Ja sama nie publikuję tych uwag z powodu jakiejś zazdrości, że nie znalazłam się w tym zaszczytnym gronie (mój blog nie figuruje ani nie figurował na liście z "Blogów Kulturowych", poza tym powstał mniej więcej wtedy, kiedy właśnie autor przestał aktualizować notki, więc ciężko się dziwić), a raczej dlatego, że temat jest mi w jakiś sposób bliski i przykro jest po prostu czytać jednoznaczną, dość negatywną opinię o blogosferze. A przecież może ona mieć naprawdę duży potencjał. Wystarczy tylko odrobina dobrej woli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Mgr Katarzyna Nieć</i></div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com4Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-56445554283864329782015-10-23T21:32:00.001+02:002015-10-23T21:32:42.425+02:00"Marks dla opornych" oraz dlaczego koszulka z nim zła nie jest<div style="text-align: justify;">
W trakcie tej kampanii wyborczej mogłam usłyszeć naprawdę różnych rzeczy na temat chyba niemal wszystkich partii kandydujących. Większości z nich (czyli generalnie obrzucania siebie błotem) mogłam się spodziewać i machnęłam na to ręką. Ale gdy dowiedziałam się, że Paweł Kukiz porównał noszenie koszulki z Marksem do noszenia koszulki z Hitlerem, to coś we mnie pękło. Już nawet pomijając moją sympatię do partii Razem, po prostu jako socjolog muszę zaprotestować.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Koszulka wyglądała tak:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://gfx.radiozet.pl/var/radiozetv3/storage/images/wybory-2015/adrian-zandberg-i-pawel-kukiz-spor-o-koszulke-z-hitlerem-00013192/826928-1-pol-PL/Kukiz-o-koszulce-Zandberga-z-Marksem-To-jak-koszulka-z-Hitlerem_wall-column-1.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://gfx.radiozet.pl/var/radiozetv3/storage/images/wybory-2015/adrian-zandberg-i-pawel-kukiz-spor-o-koszulke-z-hitlerem-00013192/826928-1-pol-PL/Kukiz-o-koszulce-Zandberga-z-Marksem-To-jak-koszulka-z-Hitlerem_wall-column-1.png" height="139" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Po lewej Adrian Zandberg, a po prawej oczywiście Paweł Kukiz. Źródło: www.radiozet.pl</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
I w tym momencie, ja nie rozumiem po prostu, jak można porównać Marksa do Hitlera. Tych obu łączy praktycznie tyle, co nic. Smutne to, ale wychodzi na to, że spora część naszego społeczeństwa po prostu nie wie, jakie poglądy miał Marks. A w rozmowach z ludźmi wynika mi często, że nawet nie zdają sobie sprawy, jak wiele ich poglądów pokrywa się z poglądami Marksa na rzeczywistość. Bo w telegraficznym skrócie, jeśli uważasz, że:</div>
<div style="text-align: justify;">
<ul>
<li>źródłem wielu konfliktów społecznych i nierówności są przede wszystkim nierówności w płacach,</li>
<li>że niesprawiedliwym jest to, że tylko nieliczni posiadają ogromne dobra materialne tego świata, a większość nie posiada właściwie nic,</li>
<li>ludzie pracujący powinni mieć prawa do godnej płacy za swoją pracę, jak i mieć prawo do płatnego urlopu i ubezpieczeń społecznych,</li>
<li>w przypadku utraty pracy z jakichkolwiek powodów (także tych zdrowotnych) państwo powinno pomóc takiemu człowiekowi,</li>
<li>najbogatsi powinni płacić wysokie podatki, zaś ci najbiedniejsi powinni mieć ulgi,</li>
<li>a także religia jako instytucja wspiera (otwarcie lub nie) obecny system polityczny,</li>
</ul>
to tak! Poglądy Marksa pokrywają się z Twoimi! Może to być zaskoczenie dla wielu. Tak więc dzisiejszy post chciałabym poświęcić Karolowi Marksowi, który niejednokrotnie jest mieszany z błotem w polskiej polityce czy w dyskusjach. Z czego jednak to wynika, o tym nieco później.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/fc/Karl_Marx.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/fc/Karl_Marx.jpg" width="273" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Bohater dzisiejszego postu. Źródło: en.wikipedia.org</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Chciałabym przede wszystkim, aby o Marksie uczono w szkołach, zwłaszcza na wiedzy o społeczeństwie. Myślę, że wielu wtedy zdałoby sobie sprawę, dlaczego świat dzisiaj wygląda tak, a nie inaczej. Zacznijmy jednak od początku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie chciałabym, żeby ten wpis był jak wpis z wikipedii, dlatego postaram się też opowiedzieć o Marksie w dość przystępnej formie. Karol Marks urodził się w 1818 roku w Trewirze, w Niemczech. Jego ojciec był adwokatem, dzięki czemu młody Karol Marks mógł otrzymać wówczas staranne wykształcenie. Mając 17 lat, rozpoczął studia, gdzie zetknął się z ideami socjalistycznymi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Należy pamiętać, że lata 30. i 40. XIX wieku to czasy rewolucji przemysłowej w Europie Zachodniej. Jednakże wraz z rozwojem kapitalizmu szybko zaczęto dostrzegać problemy trapiące większość społeczeństwa. Pojawia się problem bezrobocia i nowe formy ubóstwa. Wielu ludzi wtedy wyemigrowało ze wsi (na której już nie trzeba było tylu rąk do pracy, co niegdyś) do miasta w poszukiwaniu lepszego bytu. Niestety, miasto nie było w stanie zapewnić pracy dla każdego człowieka. Nie było też żadnych świadczeń społecznych, żadnych ubezpieczeń, a za to nasilił się wyzysk kapitalistów, polegający w skrócie na tym, że ludzie pracowali ciężko, a za tę pracę dostawali marne grosze. Czas pracy nie wynosił wtedy 8 godzin tygodniowo, a bywało, że nawet i 16. Kobiety zatrudniano za jeszcze niższe stawki, tak samo, jak i dzieci. Oczywistym było więc to, że pojawiła się krytyka tego stanu rzeczy, nazwana socjalizmem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Karol Marks, który pracował jako dziennikarz, pisywał teksty (wraz z Fryderykiem Engelsem) krytykujące kapitalizm, jednakże idee socjalistyczne, z którymi spotkał się wcześniej, również nie przypadły mu do gustu, uważał je bowiem za utopijne. Dlaczego? Ano dlatego, że zadał sobie następujące pytanie: Ludzie od starożytności mają wypracowane poglądy na to, czym jest dobro, sprawiedliwość, równość, ale z drugiej strony rzeczywistość społeczna jest sprzeczna z tymi ideami. Tym samym socjalizm jest niczym innym, jak kontynuacją tej sprzeczności. Jak to należałoby zmienić? I dlaczego te idee nie zmieniają rzeczywistości? Warto też dodać, że Marks uważał, że mimo rozwoju nauki i techniki wciąż panował brak postępu społecznego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak samo krytykował również idealizm, czyli przekonanie, że idee zmieniają świat. Jego zdaniem idee są tylko zniekształconym obrazem rzeczywistości, a nasz umysł tworzy sobie fikcyjne pojęcia, aby ułatwić pojmowanie rzeczywistości. Innymi słowy: to <b>byt determinuje świadomość</b>, a nie odwrotnie. Nasz umysł nie pojmuje rzeczywistości, a tylko zjawiska, bo zachodzą one na wierzchu. Niestety, nam się tylko wydaje, że pojmuje zastaną rzeczywistość, ale gdyby tak było, to bylibyśmy w stanie zmieniać świat zgodnie z naszymi ideami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak takie dywagacje filozoficzne mają się jednak do kapitalizmu? Otóż Marks wierzył w determinizm, wierzył w to, że życiem społecznym rządzą pewne "ukryte" prawa historyczne, a ludzie, niczym marionetki, wypełniają je, chcą czy nie chcąc. Sam Marks uważał, że kapitalizm nie upadnie przez rewolucję (czyli wbrew temu, co sądzi wielu, utożsamiając idee Marksa z ideami Lenina), tylko upadnie wtedy, kiedy do tego dojrzeje. Kapitalizm był dla niego tylko jedną z kolejnych formacji, etapem w rozwoju ludzkości. Marks dzielił zaś dzieje ludzkości na nastepujące etapy:</div>
<div style="text-align: justify;">
<ul>
<li>wspólnoty plemienne</li>
<li>niewolnictwo - głównym źródłem bogactwa było posiadanie niewolników</li>
<li>feudalizm - głównym źródłem bogactwa było posiadanie ziemi</li>
<li>kapitalizm - głównym źródłem bogactwa jest kapitał.</li>
</ul>
<div>
Każda z tych formacji miała to do siebie, że tylko nieliczni ludzie są bogaci, a reszta żyje w nędzy, czyli na samym szczycie są wielcy właściciele środków produkcji, a na samym dole są ci, których jedynym bogactwem jest własna siła robocza. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
To właśnie Marks też pisał o klasie posiadającej, która panuje ekonomicznie, politycznie, a także ideologicznie. Niżej jest klasa średnia, a na dole - klasa niższa. Klasa posiadająca nie musi panować nawet formalnie, wystarczy, że ma po prostu swoich przedstawicieli w rządzie, którzy dbają o ich interesy. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Co zaś z rewolucją? Tu właśnie pojawia się niekonsekwencja, jeśli chodzi o poglądy Marksa - z jednej strony mówił sam, że kapitalizm musi dojrzeć do tego, by upadł, ale z drugiej strony uważał, że z proletariuszami będzie inaczej niż z niewolnikami czy chłopami i rewolucja się uda. A ta nastanie wtedy, kiedy zabraknie innowacji w systemie i ludzie będą mieli dość ucisku.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
A jednak, by tak całkowicie nie zachwalać Marksa, to czemu kapitalizm nie upadł? Nie przewidział bowiem on kilku rzeczy - sądził, że w społeczeństwie będzie garstka bogatych i cała armia biednych, jednakże nie spodziewał się, że rozrośnie się klasa średnia, która zaczęła odgrywać większą rolę w społeczeństwach zachodnich. Sądził też, że wolny rynek sam w sobie jest przyczyną wyzysku, a nie to, że burżuazja była chciwa. Jednakże póki dochody społeczeństwa będą zaspokajać popyt na kupno wyrobionych dóbr, to kapitalizm będzie trwał. Tak samo Marks nie przewidział tego, że jednak wykwalifikowana siła robocza okaże się potrzebna, a tym samym płace wzrosną. Nie spodziewał się także, że kapitalizm jest zdolny do reform.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
A właśnie postulaty reform w systemie kapitalistycznym oferuje dzisiaj głównie opcja socjaldemokratyczna, czyli łagodniejsza odmiana marksizmu, uważająca, że ustrój trzeba reformować, a niekoniecznie zaprowadzać rewolucje. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Oczywiście należy pamiętać, że idee Marksa szybko stały się niewygodne dla społeczeństwa i polityków państw, w których miał okazję żyć - a emigrował on wielokrotnie, ostatecznie kończąc w Londynie. Choć trochę rzeczy się nie sprawdziło, tak jednak ciężko nie przyznać jakiegoś wpływu na dzisiejsze społeczeństwa zachodnie. To dzięki socjalizmowi mamy 8-godzinny dzień pracy, kodeks pracy, prawo do płatnego urlopu i świadczeń społecznych. Ludzie w XIX wieku mogli o czymś takim pomarzyć.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Ten post jest telegraficznym skrótem poglądów Marksa, oparty jest też głównie o notatki ze studiów. Nie będę koniecznie zachęcać do czytania "Kapitału" czy "Manifestu komunistycznego", gdyż Marks miał dość ciężkie pióro i ciężko się go czyta, podobnie jak i Engelsa. Należy jednak cenić to, że teksty opierał także na swoich własnych badaniach, a nie tylko na dumaniach i dłubaniu w książkach. Nie w sposób jednak rozpisać się o wszystkich poglądach Marksa w jednej, krótkiej notce. Zachęcam do czytania opracowań na ten temat, a nawet do poszukiwań od wikipedii, w której podane jest wiele źródeł, także krytyczne opracowania.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Tak więc porównanie "noszenia koszulki z Marksem do noszenia koszulki z Hitlerem" jest co najmniej nie na miejscu. Niestety, w Polsce paradoksalnie złej sławy narobił Marksowi komunizm. Wielu jest bowiem w stanie o Marksie powiedzieć tylko, że kojarzy im się z komunizmem i bolszewizmem. A tymczasem uważał on, że rewolucja nie zajdzie w tak biednym kraju, jak Rosja, co więcej, przestrzegał przed takim przebiegiem zdarzeń. Gdyby tylko żył w 1917 roku, to myślę, że załamałby się, widząc to, co działo się w Rosji. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marksizm to żywy dowód na to, że należy się najpierw z czymś zapoznać, a potem podejść do tego z dystansem, bez emocji, by móc cokolwiek oceniać. Niestety, w Europie Wschodniej właśnie panuje dyskurs krytyki marksizmu (uzasadnionej lub też nie), podczas gdy na Zachodzie jest on traktowany tylko jako jedna z teorii socjologicznych, czy ekonomicznych.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ja zaś nikomu nie narzucam sympatii lub antypatii. Zachęcam do samodzielnych poszukiwań, by wyrobić ostatecznie swoje poglądy. Także przed zbliżającymi się wyborami w Polsce.</div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com5Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-14754378732602273682015-03-01T18:34:00.002+01:002015-03-01T18:34:36.214+01:00Bo my nauce nie wierzymy, czyli słowo o antyszczepionkowcach i dysonansie poznawczym<div style="text-align: justify;">
Dawno mnie tu nie było - życie zawodowe i inne sprawy. I tematowi wymienionemu w tytule przyglądałam się ze sporym dystansem, raz się tylko wdałam w dyskusję na JoeMonsterze i stwierdziłam, że to chyba nie na moje nerwy. A sprawa jednak przybiera na sile i jest dość poważna. Mowa o dosyć dziwnej grupie, których nazywa się "antyszczepionkowcami" (choć oni sami często o sobie mówią, że nie są przeciwko szczepieniom, tylko żądają wolności wyboru i prawdy o szczepieniach). Dlaczego dziwnej? Ano dlatego, gdyż powiem to tak refleksyjnie - nie myślałam, że za mojego życia spotkam jeszcze takie osoby, które wbrew pozorom często są wykształcone i niegłupie, ale jednak dają się mamić znachorom i wszelkiej maści medycynie niekonwencjonalnej, która jest po prostu niczym innym, jak świetnym biznesem skierowanym często do zdesperowanych ludzi, szukających pomocy przy leczeniu raka czy innych poważnych chorób. Sama znam takie przypadki z otoczenia. Ale jednak nie sądziłam, że znajdzie się grupa, która będzie podważać szczepienia, jedno z największych odkryć ludzkości, dzięki którym wyeliminowano zarazę ospy prawdziwej (WHO od bodajże 1980 roku uznaje tę chorobę za wyeliminowaną) i jesteśmy blisko eliminacji wścieklizny (u zwierząt domowych praktycznie ta choroba już nie występuje, gorzej ze zwierzętami dzikimi). Myślałam, że szczepienia, o których uczymy się na biologii chyba nawet w gimnazjum, są niepodważalnym faktem. Niestety, na Zachodzie znalazła się grupa, która chcąc być "pro-eko" zaczęła szczepienia podważać, nie myśląc o tym, jakie zagrożenia to ze sobą niesie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co ma do tego wszystkiego socjologia? Myślę, że całkiem sporo. Gdybym nie studiowała socjologii, prawdopodobnie głowiłabym się, skąd w tych ludziach przekonanie, że szczepienia szkodzą, choćby pokazywało im się wszystkie dowody i badania naukowe stwierdzające, że tak nie jest? Otóż odpowiedź jest łatwiejsza, niż się wydaje - jest to zjawisko psychologiczne, zwane <b>dysonansem poznawczym</b>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Groźnie brzmi, prawda? Lecz należy wiedzieć, że dysonans odczuwa każdy z nas. Niektórzy mogą to nazywać "wyrzutami sumienia", lecz jest pewna różnica. O tym zjawisku nie chcę się dokładniej rozpisywać, bowiem można o tym pisać elaboraty, ale w telegraficznym skrócie jest to zjawisko, które polega na usprawiedliwianiu swojego zachowania. Zazwyczaj każdy człowiek chce w oczach innych wypadać jak najlepiej, że jest osobą mądrą, która nie popełnia błędów. Stąd też dysonans, gdy robimy coś, co może nam się wydawać głupie lub niewłaściwe. Najlepszy i klasyczny przykład to palenie papierosów. Raczej większość palaczy zdaje sobie sprawę, że jest to niezdrowy nałóg, ale jednak często usprawiedliwia się tym, że "palenie sprawia, że czuję się zrelaksowany", "moja babcia ma 90 lat, pali i jakoś żyje", itd. Dzięki temu osoba taka zaczyna odczuwać komfort i dysonans znacznie spada. Jeśli ktoś chce wiedzieć więcej, to odsyłam chociażby na <a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Dysonans_poznawczy">wikipedię</a> - ten artykuł jest bardzo dobry, bowiem jest to praktycznie prawie w całości przepisany rozdział z książki Aronsona (autora teorii o dysonansie) pt. "Psychologia społeczna". Jest tam znacznie więcej przykładów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak samo nie chcę się rozpisywać o ruchu antyszczepionkowym, który jest chyba tak stary, jak same szczepienia, lecz dzisiaj ten ruch przybrał na sile głównie za sprawą Andrew Wakefielda, który opublikował artykuł o tym, jakoby szczepienia miałyby powodować autyzm. I nieważne, że Wakefieldowi udowodniono korupcję i całą masę oszustw przy badaniach - spora część ludzi do tej pory wierzy, że faktycznie autyzm jest spowodowany szczepieniami. Nie chcę jednak również o tym się rozpisywać, bowiem jest kilka blogów, które pisały o tym szerzej, takie jak: <a href="http://uniguggle.blogspot.com/">Uniwersytet im. Wujka Guggla</a>, <a href="http://blogdebart.pl/">Blog de Bart</a>, czy <a href="https://sporothrix.wordpress.com/">Sporothrix</a> (blog prowadzony przez panią doktor, która specjalizuje się w mikrobiologii). A dla tych, co lubią obrazki, polecam w szczególności <a href="http://szczepienia-dzialaja-oto-fakty.stopstopnop.pl/">tę stronę</a>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Powiem też wprost - ja nie jestem lekarzem, żeby się wypowiadać, dlaczego szczepienia są skuteczne, dlaczego nie można ich wiązać z autyzmem, itd. Moją wiedzę opieram na tym, co pamiętam jeszcze z biologii z czasów liceum (a to było ładne parę lat temu) i na tym, co sama doczytam. Mnie za to fascynuje sposób myślenia tych ludzi. W zasadzie on pasuje także do tych osób, które wierzą w wszelkie teorie spiskowe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pokrótce - ten sposób myślenia łączy się z pewnymi ideologiami, często jest to pranie mózgu o podłożu politycznym (choć ci sami ludzie tego nie widzą zazwyczaj). Przeważnie jest on oparty o liberalny sposób myślenia, lub wręcz nawet libertariański - tak jest w przypadku antyszczepionkowców, bowiem potrafią się odnosić do wartości, jaką jest wolność:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSxEDRKVRS2FcUcV4oLgtbf7lcEs0iZfKy7YnkZYekN1CrlBkRsPz07QS1K05DpFx2bviZvjBCGUoSiNho0el_zQPpVXpUIlM1QjXxDutPKv0RoOgCavpk0-PbtdbU4QjTEtWfMRh6YVTP/s1600/chryste.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSxEDRKVRS2FcUcV4oLgtbf7lcEs0iZfKy7YnkZYekN1CrlBkRsPz07QS1K05DpFx2bviZvjBCGUoSiNho0el_zQPpVXpUIlM1QjXxDutPKv0RoOgCavpk0-PbtdbU4QjTEtWfMRh6YVTP/s1600/chryste.png" height="112" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wszelkie screeny wzięte z bloga uniguggle.blogspot.com - za zgodą autorki. </td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
Jest to częsty "argument" w dyskusjach z ludźmi wierzący w różne teorie spiskowe - "bo przecież robicie posłusznie to, co chce rząd". Być może to wynika ze źle rozumianego pojęcia wolności, albo/i też nadętego ego, które sprawia, że taki człowiek czuje się lepszy od pozostałych, w końcu jest "non-konformistą". Bo pół biedy, gdyby szczepienia były sprawą prywatną, podobnie jak z piciem alkoholu - jeśli ktoś jest alkoholikiem, to fizycznie szkodzi tylko własnemu ciału. W przypadku szczepień jednak chodzi o odporność zbiorową, która jest również ważnym elementem. Jeśli pewien odsetek populacji jest niezaszczepiony, to ta odporność nie działa. A nigdy nie ma tak, że 100% populacji jest zaszczepiona - są osoby, które ze względu na pewne choroby (jak np. rak) nie mogą korzystać ze szczepień, ale właśnie odporność zbiorowa je chroni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxdp2QHgPSZzZmA4CXVYgpsY15NglmnqPdLIzefypXc9dwY3XfwCdHjuVKgtam443jAuRuOLDe7-kYSHNzWh67AGP-zoNdy1OnEPip50yAfZapwp0NeYmeuoGNmzvfhr6dip0-Pvdq4o9o/s1600/rakkom%C4%87+4.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxdp2QHgPSZzZmA4CXVYgpsY15NglmnqPdLIzefypXc9dwY3XfwCdHjuVKgtam443jAuRuOLDe7-kYSHNzWh67AGP-zoNdy1OnEPip50yAfZapwp0NeYmeuoGNmzvfhr6dip0-Pvdq4o9o/s1600/rakkom%C4%87+4.png" height="204" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Kolejny dobitny przykład dysonansu poznawczego.</td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
Jest pewne powiedzenie, które głosi, że jeśli fakty nie pasują do teorii, tym gorzej dla faktów. Tak jest właśnie w przypadku powyżej. Odra zbiera już śmiertelne żniwo - w Niemczech zmarł niedawno niestety 18-miesięczny chłopczyk, który nie był szczepiony na odrę. Oczywiście wśród antyszczepionkowców pojawiło się zaprzeczanie - od klasycznego "On był szczepiony, to była odra poszczepienna", aż "To jest skutek zaniedbania, a nie braku szczepień". Częstym argumentem jest również to, że "przecież wcale tak dużo osób nie umiera" (notabene, piękna hipokryzja, bowiem niepożądane odczyny poszczepienne zdarzają się jeszcze rzadziej, a ci rodzice przed nimi panikują, myśląc egoistycznie, bo liczy się dla nich tylko ich dziecko, a nie cała populacja). Często te argumenty wynikają z <b>dezinformacji</b> i <b>myślenia grupowego</b>, ale niestety, nierzadko także z niewiedzy, braku wiedzy chociażby na poziomie szkoły średniej:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyMwHW7nEIcvTvtgQ8IX-ItqLXrZnpFkeir5RhX3H24smmrKiYZWOCaVCSzEq9m4xS8duemo0Y27tc9uoAw5RnvO-PKDU6kVG9xjG2n6SmQJr1fy02KsJI4-ayJ23a47P47_OvgswifJL5/s1600/omg.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyMwHW7nEIcvTvtgQ8IX-ItqLXrZnpFkeir5RhX3H24smmrKiYZWOCaVCSzEq9m4xS8duemo0Y27tc9uoAw5RnvO-PKDU6kVG9xjG2n6SmQJr1fy02KsJI4-ayJ23a47P47_OvgswifJL5/s1600/omg.jpg" height="49" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">A mnie uczono, że choroby zakaźne wywołują bakterie i wirusy, ale co ja tam wiem.</td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
Dlaczego do tych grup nie docierają racjonalne argumenty? Ano właśnie z powodu dysonansu, który często sprawia, że ludzie uparcie tkwią przy swoim, zamiast przyznać się do błędu czy do zwyczajnej niewiedzy. Wynika to też z braku autorytetu - łatwiej bowiem uwierzyć, że lekarze są słono opłacani za rzekome trucie nas szczepionkami, niż uwierzyć w to, że lekarz ma lepszą i bardziej rzetelną wiedzę na te tematy. <a href="http://www.tvn24.pl/krakow,50/madzia-z-brzeznej-zmarla-z-niedozywienia-sa-wyniki-ostatecznej-sekcji-zwlok-dziecka,468650.html">Szarlatani, którzy często potrafią doprowadzić do śmierci człowieka poprzez "leczenie"</a>, są dodatkowo niezłymi manipulatorami, którzy potrafią przekonująco mówić o tym, że tylko życie zgodne z naturą się opłaca, a lekarze nas okłamują. Szkoda mi jedynie tych ludzi, którzy szukają często desperacko ratunku dla ciężko chorych dzieci, a trafiają właśnie na takich oszustów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaW0w90CiEGMQs34gpisbokdhiZZZ9e3ulW52mm2ETJHO-DXFQG-eXaBBkoekr05ZGoiZ0bbVPYsaBkIpijPcJQTu90b1Jd_6sTj3wqJ3bYDdCUpdktG1xloiMU9fIYHNRJYMPsNP4Qv8D/s1600/p%C5%82acze.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaW0w90CiEGMQs34gpisbokdhiZZZ9e3ulW52mm2ETJHO-DXFQG-eXaBBkoekr05ZGoiZ0bbVPYsaBkIpijPcJQTu90b1Jd_6sTj3wqJ3bYDdCUpdktG1xloiMU9fIYHNRJYMPsNP4Qv8D/s1600/p%C5%82acze.jpg" height="129" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Niestety, życie zgodne z naturą nie jest jedynym warunkiem zdrowia. Kiedyś ludzie również nie mieli "wspomagaczy", a większość dzieci nie przeżywała nawet wieku 5 lat. O czymś to chyba świadczy.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ulubionym argumentem jest również odnoszenie się do dowodów anegdotycznych, czyli "a moje dziecko ciężko zachorowało po szczepieniu". Często jest tak, że jeśli znamy kilka takich przypadków z otoczenia, to wydaje nam się, że coś jest nie tak. A rzadko kto myśli o statystykach i tej skali makro, która ewidentnie pokazuje, że takie przypadki to wbrew pozorom rzadkość. Czy naprawdę warto ryzykować, bo ktoś tam odwołał się do chorób, których nie do końca znamy? Myślę, że upatrzono sobie autyzm głównie dlatego, że właśnie jeszcze nie znamy do końca przyczyny tej choroby. Jeśli nie autyzm, to założę się, że będzie co innego. Należy jednak pamiętać, że według logiki dowody anegdotyczne są błędem w argumentacji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na zakończenie jeszcze jedna refleksja, która nie ma może zastosowania w Polsce, ale po części wyjaśnia, skąd się wziął ten ruch antyszczepionkowy. Jak zazwyczaj uważam, że social justice warriors grubo przesadzają w swoich osądach, tak tu jestem skłonna przyznać im rację, że ruch antyszczepionkowy można powiązać niejako z rasizmem, dyskryminacją niepełnosprawnych oraz z walką klas. Może najpierw, dlaczego rasizm i walka klas. Otóż ruch antyszczepionkowy w Stanach Zjednoczonych <a href="http://note-a-bear.tumblr.com/post/110493812903/kata-speaks-victorian-era-surgeons-didnt-wash">powstał w Kalifornii</a>, w jednym z najbogatszych stanów. Jest to środowisko pełne celebrytów, skupiające klasę wyższą i średnią. Wśród tych środowisk zapanowała moda na "pro-eko", czyli życie wolne od chemikaliów, sztucznych konserwantów i ogólnie życie zgodne z naturą. Dodam, że życie to jest <a href="http://natemat.pl/4939,skad-sie-bierze-ekologiczne-jedzenie-i-dlaczego-jest-takie-drogie">bardzo drogie</a>, dlatego też często otyłość w USA wiąże się z biedą - biednych ludzi raczej nie stać na zdrowe diety i zdrowy tryb życia. I tam właśnie pojawiły się pierwsze sygnały, jakoby szczepienia szkodziłyby i wywoływały autyzm. I stąd w Kalifornii mamy dość niski odsetek szczepień w ostatnich latach. Ot, taki paradoks - szczepienia, które niegdyś były dostępne dla bogatych, dziś są synonimem biedy, w końcu to sama "trucizna". A skąd mowa o dyskryminacji niepełnosprawnych? Bo <a href="https://medium.com/the-archipelago/im-autistic-and-believe-me-its-a-lot-better-than-measles-78cb039f4bea">głos zabrały osoby autystyczne</a>. Autyzm nie jest chorobą, która przykuwa do łóżka, czy do wózka, jak stwardnienie boczne zanikowe. Z pomocą rehabilitacji, odpowiedniej edukacji i socjalizacji taka osoba może całkiem dobrze funkcjonować w społeczeństwie. Dlatego również moim zdaniem bardzo obraźliwe jest to, że rodzice dzieci, które nie są szczepione, panicznie boją się autyzmu, z którym da się żyć, który nie jest jakimś trądem, ani nie jest zaraźliwy. W przeciwieństwie do odry, czy polio, które są chorobami śmiertelnymi. Tym samym tacy rodzice uważają, że osoby autystyczne należy chyba izolować ze społeczeństwa czy wytykać palcami. Nie tędy droga.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I to dzisiaj na tyle, jak zwykle zachęcam do podsuwania tematów, bowiem choć posty są rzadkie tutaj, to jednak bardzo lubię wracać do tematu studiów i do socjologii.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS. Jeśli na wpis trafią osoby z ruchów antyszczepionkowych, które w komentarzach będą chciały mi udowodnić swoje racje, to niech wiedzą, że takie komentarze będą przeze mnie ignorowane. Jak wspomniałam wcześniej, nie chcę się wdawać w tego typu dyskusję, bo lekarzem nie jestem. I wy również zazwyczaj nie macie profesjonalnej wiedzy medycznej. </div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com31Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.6222864 14.860739200000001 52.248956400000004 16.151633200000003tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-81751361998906165772014-08-29T15:37:00.001+02:002014-08-29T15:37:33.234+02:00O kampaniach społecznych słów kilka<div style="text-align: justify;">
Minęło trochę czasu, odkąd pisałam ostatnio. Pierwotnie wpis miał być tylko o jednej rzeczy, a mianowicie miał być krytyką jednej kampanii społecznej, ale wyszło tak, że zebrałam nieco więcej materiału. Ale na początek bardziej "prywatne" wiadomości, a mianowicie: w lipcu zostałam magistrem socjologii, praca została oceniona na ocenę bardzo dobrą i ma być opublikowana we fragmentach w odpowiednich czasopismach. Jeśli tak się stanie, dam znać. Jeśli nie - to na pewno moją pracę gdzieś opublikuję w okolicach stycznia, tak aby każdy mógł ją sobie poczytać. A teraz do rzeczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Główną motywacją do napisania tego wpisu była głośna przed kilkoma miesiącami kampania społeczna Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pt. "Smutny Autobus". Ministerstwo opublikowało na swoim kanale na youtube krótki spot animowany. O co tyle hałasu? Zobaczmy sami: </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/LP5WB6OXv1g?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mnie osobiście klip zirytował. Nie mówię o walorach artystycznych, o tym, że ludzie bardzo emocjonalnie zareagowali na ten filmik, ale zirytował mnie z tego powodu, że popełniono bardzo wiele błędów przy kampanii społecznej. Jakich? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Może najpierw o tym, czym jest kampania społeczna. Otóż jest to specyficzny rodzaj<b> reklamy</b>, która ma informować społeczeństwo o jakimś ważnym problemie i skłonić do zmiany zachowania. Kampania społeczna może mieć różne rodzaje formy, jest reklama audiowizualna, jak wyżej, są plakaty, zdjęcia, ulotki, pogadanki. Wszystko po to, aby skłonić (lub wyperswadować) do jakichś konkretnych zachowań. Podobnie jak w zwykłej reklamie marketingowej sukces mierzy się tym, ile produktów zostało potem sprzedanych, tak tutaj po jakimś czasie również robi się pomiar efektywności danej kampanii. Przykład efektywnej kampanii społecznej? Kampania "Bezpieczny przejazd. Zatrzymaj się i żyj". Od czasu wprowadzenia tej kampanii do mediów liczba wypadków drogowych na torach kolejowych uległa <a href="http://slaska.policja.gov.pl/kat/ruch-drogowy/2010-rok-pieszego/77527,Kampania-Bezpieczny-przejazd-Zatrzymaj-sie-i-zyj.html">drastycznemu spadkowi</a>. Wprawdzie nie było ich dużo, ale oczywiście lepiej, by tak tragiczne wypadki nigdy się nie zdarzały. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od pewnego czasu firmy zajmujące się marketingiem prześcigają się w coraz to różnych formach przedstawienia danego problemu tak, aby był on ciekawy, dobrze informujący, a jednocześnie miał walory artystyczne. Skąd to się wzięło? Obstawiam, że to zasługa Oliviero Toscaniego, znanego włoskiego fotografa, który w latach 90. współpracował z firmą odzieżową United Colours of Benetton. Firma dała mu wolną rękę, po prostu zleciła mu stworzenia kampanii reklamowej dla swojej marki. Okazało się, że Toscani zrobił coś szokującego, zrobił coś, czego nikt inny do tej pory nie robił. Połączył on bowiem kampanię społeczną z marketingową. Jego zdjęcia przedstawiały ważne problemy społeczne, takie jak rasizm, wojna w Jugosławii, czy epidemię wirusa HIV. Były to zdjęcia czasami drastyczne, a na nich widniało jedynie logo firmy United Colours of Benetton. Oto przykład takiego zdjęcia (dodam, że jest to jedno z tych mniej drastycznych i kontrowersyjnych):</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhvmAATGffMqzmGZUlqJvspkR8rd5zd3sT8KVNGfrkQMhn5rXnSu9JdwSnnLdWlzjov8_TaDpxNwQwWhh1YeZ1WGldY0mSomAsbJhqSspmNhbFhQHTXNvyauH8P9zXmCFQZZ8udb8xSNoQ/s1600/100-najwazniejszych-zdjec-swiata.-oliviero-toscani-benetton.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhvmAATGffMqzmGZUlqJvspkR8rd5zd3sT8KVNGfrkQMhn5rXnSu9JdwSnnLdWlzjov8_TaDpxNwQwWhh1YeZ1WGldY0mSomAsbJhqSspmNhbFhQHTXNvyauH8P9zXmCFQZZ8udb8xSNoQ/s1600/100-najwazniejszych-zdjec-swiata.-oliviero-toscani-benetton.jpg" height="228" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: swiatobrazu.pl</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Nikomu potem nie udało się powtórzyć sukcesu. Kontrowersja zrobiła swoje - a jednocześnie upieczono dwie pieczenie przy jednym ogniu. Ludzie zaczęli bowiem bardziej interesować się problemami społecznymi, a i firma osiągnęła spore zyski. Jednocześnie Toscani zmienił oblicze kampanii społecznej, która wcześniej była nudna, przegadana, często służąca propagandzie politycznej, nie mówiąc o tym, że była nieskuteczna (właśnie czytam o "Just Say No", kampanii społecznej z lat 80. z USA. Dotyczyła ona brania narkotyków i zwiększenia świadomości nt. narkomanii wśród młodzieży. Wprawdzie zażywanie narkotyków w latach 80. spadło, ale nie można go wiązać tylko z tą kampanią. Dodatkowo kampania była krytykowana za to, że była zbyt kosztowna, efekty nie były takie, jakich się spodziewano, a także nie brała ona pod uwagę innych problemów, które łączyły się z narkomanią, jak wykluczenie społeczne). Od czasów Toscaniego kampania społeczna stała się jedną z socjotechnik. Ma przyciągać. Ma szokować. Ale jednocześnie ma przekazać informacje, wiedzę, ma także skłonić do zmiany zachowania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A więc co jest ze "smutnym autobusem" nie tak? Właśnie ta kampania zaprzecza temu, co było powiedziane do tej pory. Ma ona propagować... Aplikację mobilną, dzięki której rodzic może sprawdzić, czy autobus, którym podróżuje dziecko ma ważny przegląd, jest sprawny i bezpieczny. Tyle tylko, że ta informacja nie jest jasna. Pojawia się na końcu, jest pokazana takim "drobnym druczkiem". Dlatego czytając komentarze ludzi nie zdziwiłam się, że większość wyciągnęła zupełnie inne wnioski. Dlatego brak dostatecznie dobrej informacji, brak umiejętności jej przekazania, to grzech numer jeden. Co jeszcze? Przede wszystkim przedstawienie całości. Może to zabrzmi nieciekawie, ale choć wiem, że teraz jest taka moda, aby czarne charaktery w filmach lub serialach kreować na osoby nieszablonowe, mogą być oni piękni, mogą mieć tajemniczą przeszłość, możemy im współczuć, tak jednak w kampaniach społecznych lepiej pokazać coś stereotypowego. Dlaczego? Ano dlatego, że tytułowy autobus miał być tym czarnym charakterem, którego chcemy się pozbyć, bo jest zepsuty i zagraża niebezpieczeństwu. Zamiast tego współczujemy mu. Wydaje mi się, że jest to kwestia tego, jak go przedstawiono. Mi osobiście bardziej się kojarzył z osobą prześladowaną w szkole, z takim "kozłem ofiarnym", któremu mamy współczuć. Dlatego kampania szokuje, ale w negatywny sposób. I tak można wyrzucić ją do kosza. A inne przykłady?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mnie osobiście ostatnio powaliła kampania społeczna (jest to już któraś edycja) "Płytka wyobraźnia to kalectwo". Kampania na pewno znana chociażby z tego, że pokazywała za pomocą manekinów z crash testów efekty tego, czym może się skończyć niebezpieczne pływanie. W tym roku postanowili oni wykorzystać do tego celu Internet. I przyznaję, byłam pod wielkim wrażeniem. Co dokładnie zrobili? Ano na allegro zaczęła krążyć <a href="http://allegro.pl/olej-do-opalania-szacun-tropikow-idealny-nad-wode-i4496462485.html">oferta "super" olejku do opalania "Szacun tropików"</a>. Reklama zaczyna się w dość tandetny sposób, często wyśmiewany przez joemonster czy inne portale. Wygląda na dość nieprofesjonalną i nieudolnie zachęcającą do zakupu "wspaniałego olejku".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrAp1KubDHs38J1U1DXtg9nfaxC0ewIC9XJLQ7g_PtiNaGzPe4h3pj89OM_f4yIgDNv0w3KaFUqjgO99Fo72r4oetST_KH6F68JShY7i4apxJyiRfKEFGyV8QerNHdMeQbM0xGxysUrsY/s1600/szacun-tropikow-allegro-2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrAp1KubDHs38J1U1DXtg9nfaxC0ewIC9XJLQ7g_PtiNaGzPe4h3pj89OM_f4yIgDNv0w3KaFUqjgO99Fo72r4oetST_KH6F68JShY7i4apxJyiRfKEFGyV8QerNHdMeQbM0xGxysUrsY/s1600/szacun-tropikow-allegro-2.jpg" height="166" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: zalajkowane.pl</td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
Dodam jeszcze, że z reklamy w istocie idzie się pośmiać, roi się ona od kiczowatych obrazków, niedobranych czcionek, czy nawet błędów ortograficznych. Jednak zjeżdżając na dół, widzimy obrazek młodego mężczyzny skaczącego do wody, który ma sobie wyobrazić, co ma dać ten super produkt. Na końcu widzimy płytką wodę i napis "Płytka wyobraźnia to kalectwo". Podobną reklamę zrobiono ze slipkami, również promowane były na allegro. I muszę przyznać, że to jest coś, co zasługuje na wszelkie nagrody. Odpowiednio przyciągało uwagę w lekki sposób, by za chwilę człowiek zapomniał, z czym ma do czynienia, aż na końcu mamy szokującą informację. I sądzę, że w ten sposób można bardziej dotrzeć do ludzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Innym przykładem z polskiego podwórka może być kampania sprzed dwóch lat, która miała zachęcić do wsparcia fundacji pomagającym osobom chorym na autyzm. Wszystko zaczęło się od nagrania z aktorem, Bartłomiejem Topą:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/gX92deUEMs4?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nagranie wygląda na amatorskie, początkowo nic nie wyjaśniało, choć portale plotkarskie zaczęły snuć domysły, czy znany aktor był pijany lub może być pod wpływem narkotyków. W każdym razie zachowanie było na tyle dziwne i niepokojące, że zdecydowano się sprawę rozwiązać w którymś programie śniadaniowym, bodajże to było "Pytanie na śniadanie", ale mogę się mylić. Okazało się, że to tylko element kampanii społecznej:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<object width="320" height="266" class="BLOGGER-youtube-video" classid="clsid:D27CDB6E-AE6D-11cf-96B8-444553540000" codebase="http://download.macromedia.com/pub/shockwave/cabs/flash/swflash.cab#version=6,0,40,0" data-thumbnail-src="https://ytimg.googleusercontent.com/vi/2vhqJrEE5_g/0.jpg"><param name="movie" value="https://youtube.googleapis.com/v/2vhqJrEE5_g&source=uds" /><param name="bgcolor" value="#FFFFFF" /><param name="allowFullScreen" value="true" /><embed width="320" height="266" src="https://youtube.googleapis.com/v/2vhqJrEE5_g&source=uds" type="application/x-shockwave-flash" allowfullscreen="true"></embed></object></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I tu mamy kolejny przykład dobrze zrealizowanej kampanii. Na tyle dobrze, że media nie wiedziały o niej wcześniej, zaintrygowała sporą liczbę ludzi, a przy tym w jakiś sposób uświadomiła na pewno, czym jest autyzm. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na deser przykład kampanii z zagranicy, a konkretnie z Kanady. Podoba mi się ona przede wszystkim pod kątem wizualnym, jest także bardzo pomysłowa. Dotyczy ona śmiecenia w przestrzeni publicznej. Mamy m.in. takie zdjęcie (więcej obrazków <a href="http://www.adteachings.com/post/95595387415">tutaj</a>):</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://33.media.tumblr.com/225e8799ca3d537e2042d6f2263141b2/tumblr_nasdz582uA1qgxlrio3_400.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://33.media.tumblr.com/225e8799ca3d537e2042d6f2263141b2/tumblr_nasdz582uA1qgxlrio3_400.png" height="320" width="218" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: tumblr.com</td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
Podpis mówi: "Śmiecenie mówi dużo o tobie". I jest to kolejny przykład kampanii, która powinna trafiać do ludzi. Nie dość, że bardzo pomysłowa, to jednocześnie działa w odpowiedni sposób - a mianowicie wyśmiewa i krytykuje niestosowne zachowanie, jakim jest śmiecenie. Na tym głównie powinny polegać kampanie społeczne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A czy wy znacie może jakieś ciekawe przykłady? </div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com1Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-72514825364997735122014-06-01T19:13:00.000+02:002014-06-01T19:13:26.379+02:00Problem reprezentacji rasowej w mediach oraz "culture appropration" - z czym to się je?<div style="text-align: justify;">
Jest to post, do którego od dawna się przymierzałam. Wprawdzie druga część doszła potem, ale też sporo myślałam na ten temat i sądzę, że mogę wtrącić swoje trzy grosze. Nie powiem, tekst mało zabawny, jak na Dzień Dziecka (przy okazji, wszystkiego najlepszego dla małych i dużych dzieci), ale jednak mam poczucie, że jest to potrzebne. A że teraz jestem już na finiszu swoich studiów, to mam troszkę więcej czasu, by pisać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zacznę od tego, że chyba kiedyś wspominałam o tym, że reprezentacja w mediach jest ważna. Nie chcę się rozwodzić nad tym, dlaczego, ale krótko powiem, że przede wszystkim ważny jest tu mechanizm samoidentyfikacji, czyli widząc kobietę w naszym ulubionym serialu, kobiety mogą bardziej się z nią utożsamiać, mieć za wzór, itd. Podobnie istotna jest identyfikacja rasowa, jednakże na tumblrze widzę, że robi się z tym powoli mała paranoja. Powodów może być kilka. Zacznijmy od pewnej opinii:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
<blockquote class="tr_bq">
<i>Can we please stop acting like America is 50% black and 50% white.</i></blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<i>I’m sick of things being accused of being racist because they have no or few black people.</i></blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<i>Black people make up roughly 12% of America.</i></blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<i>Fiction can only be as realistic as well… reality.</i></blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<i>And news flash people, real life can only be as realistic as real life.</i></blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<i>If there’s a fashion show with 100 models and only 10 are black? Guess what, that’s proportional.</i></blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<i>If there’s a TV show with 10 main characters and only 1 is black, guess what? Not racist!</i></blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<i>Just realistic.</i></blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<i>This goes for any racial minority.</i></blockquote>
</blockquote>
<div style="text-align: right;">
(<a href="http://the-unpopular-opinions.tumblr.com/post/85247346089/can-we-please-stop-acting-like-america-is-50">źródło</a>) </div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przykro mi, wielcy obrońcy sprawiedliwości, ale ten post jest prawdziwy. Według statystyk czarnoskórzy w Ameryce to raptem 12% całej ludności - oczywiście jest to zależne od regionu, w jednych stanach jest ich mniej, w innych więcej. Szczerze, jak pierwszy raz czytałam te statystyki, to sama byłam lekko zdziwiona, bo w filmach czy w kreskówkach amerykańskich to dość często widywałam osoby czarnoskóre. Czyli tak zagrywka pół na pół jest po prostu przekłamaniem, chyba, że nie wiem, akcja filmu czy serialu toczy się w miejscu, gdzie faktycznie mamy dość dużą różnorodność rasową. Wiąże się z tym jeszcze jedna ciekawa rzecz - otóż często ci "social justice warriors" uważają Meksykan za "people of colour", czyli po naszemu "nie-białych". Ale jeszcze ciekawsza rzecz - Hiszpanie z Europy są już uważani za białych! O co tu chodzi? Szczerze, sama nie rozumiem tego podziału, bo zdaję sobie sprawę, że Meksykanie po części są potomkami Indian, ale czy wszyscy? To lekka przesada moim zdaniem, a podział nie ma sensu. W ogóle termin "people of colour" jest dla mnie momentami przesadzony, bo raz czytałam, że ktoś uznał Polaków za takowych, a to z racji tego, że nasze społeczeństwo jest uboższe, niż np. społeczeństwo niemieckie. Nie wiem, gdzie tu logika, ale okay. Propos Polaków, raz było zamieszanie, bo pewien polski fotograf zrobił sesję zdjęciową z ludźmi różnych ras w tradycyjnych strojach polskich, jak np. tu:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: justify;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://24.media.tumblr.com/e67ac59ab1dd459fa759d80303b67c57/tumblr_mnbkc0WeEq1r0jjzwo3_r1_400.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://24.media.tumblr.com/e67ac59ab1dd459fa759d80303b67c57/tumblr_mnbkc0WeEq1r0jjzwo3_r1_400.jpg" height="320" width="212" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło [<a href="http://www.piotrbond.com/borders/photo.html">x</a>]</td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
Zaraz zlecieli się oczywiście social justice warriors i powiedzieli, że taka sesja zdjęciowa jest obraźliwa dla Polaków. A nikomu do głowy nie przyszło, by zapytać o zdanie prawdziwych Polaków, czy dowiedzieć się, kim były te modelki. Może są Polkami? Przecież to możliwe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale wracając do reprezentacji i absurdów, to zwróciłam na to uwagę przy filmie Disneya "Kraina Lodu" i rzekomego "wybielenia" głównej bohaterki, Elsy:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://37.media.tumblr.com/182ced12388e9ea99c404ecad4d71955/tumblr_mtz0mx50FJ1rrtv31o2_1280.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://37.media.tumblr.com/182ced12388e9ea99c404ecad4d71955/tumblr_mtz0mx50FJ1rrtv31o2_1280.jpg" height="224" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: tumblr.com</td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
Według niedoinformowanych social justice warriors, bajka miała opowiadać o Lapończykach, którzy niby są również "people of colour". Powstaje tylko jeden problem - Lapończycy są w dużej mierze biali... A wybielenie głównej bohaterki jest również rzekome, bowiem "Kraina Lodu" jest luźno oparta na "Królowej Śniegu" Andersena, czyli <b>duńskiej</b> bajce. Więc to trochę, jakby się czepiać, że w Mulan występują sami Chińczycy/Azjaci. Akcja bajki ma miejsce w XIX wieku, w Norwegii. Czy w tamtych czasach było tam dużo ludności nie-białej? Nie sądzę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Problem istnieje, jest ważny, ale mam wrażenie, że niektórzy się ograniczają, myśląc, że cały świat to Stany Zjednoczone. Czy ma więc to np. sens w Polsce, gdzie Murzynów można spotkać praktycznie tylko w większych miastach? Swoją drogą, polecam ciekawy eksperyment, by zobaczyć, jak stacje telewizyjne się różnią pod względem swojej polityki. Polecam z ciekawości przejrzeć opisy odcinków "Trudnych spraw" (Polsat) i "Ukrytej prawdy" (TVN), by zobaczyć, o czym głównie są te odcinki. Można się szybko przekonać, że TVN dba więcej o poprawność polityczną - można znaleźć więcej odcinków z ludźmi różnych ras, obcych narodowości, czy o odmiennej orientacji seksualnej. Wiem, że te seriale ambitne nie są, ale w pewnym sensie coś tam odzwierciedlają. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po prostu wpychanie ludzi innej rasy niż biała do mediów nie zawsze ma sens. Bo można też łatwo popaść w tzw. "tokenizm", czyli wrzucamy byle kogo, byleby nie było zarzutów o seksizm/rasizm. To nie na tym polega. Po prostu moim zdaniem twórcy powinni robić dokładny research, zanim się zabiorą za czasem niepotrzebną poprawność polityczną.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wiąże się z tym moim zdaniem nieco śmieszne zjawisko, zwane "culture appropration". Co to znaczy? Dosłownie tłumacząc: "zawłaszczanie kultury". Lecz przeglądając pewne posty, to nie jest takie oczywiste. I mam często wrażenie, że nie rozumiem, o co chodzi tym ludziom. Czy chodzi o wyśmiewanie danej kultury, coś jak "black face"?:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://media.tumblr.com/ca2b91f45cf9427c618278eb7b59d219/tumblr_inline_n1o56wsgA11r25ej3.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://media.tumblr.com/ca2b91f45cf9427c618278eb7b59d219/tumblr_inline_n1o56wsgA11r25ej3.png" height="320" width="271" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Owszem, to jest (było) rasistowskie. Ale nie obwiniajmy Shirley Temple, która wtedy była dzieckiem. Źródło: tumblr.com</td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
Czy o to chodzi? I tak, i nie, jak się okazuje. Znalazłam nawet skrajny przypadek, gdy ktoś uznał, że nauka języka obcego jest zawłaszczaniem kultury i jej wyśmiewaniem. Ale moim zdaniem to już przekracza poziom absurdu. Tak samo nie rozumiem, jak np. dziecięca zabawa w kowbojów i Indian mogłaby być wyśmiewaniem kultury. Nie znam nikogo, kto po takiej zabawie byłby rasistą, a znam wielu ludzi, którzy zafascynowali się daną kulturą i czegoś się o niej nauczyli, stali się otwarci na nowe kultury, idee, nowe osoby. Więc...?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Okazuje się jednak, że culture appropration dotyczy tylko ludzi białych (winnych całemu złu tego świata, jak mniemam). Według wielkich obrońców sprawiedliwości nie możesz próbować kuchni meksykańskiej:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://31.media.tumblr.com/241eeaed3b2fad4d4c4b8e305c917d06/tumblr_ms3rpwkMjO1ryeto5o1_1280.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://31.media.tumblr.com/241eeaed3b2fad4d4c4b8e305c917d06/tumblr_ms3rpwkMjO1ryeto5o1_1280.jpg" height="251" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: tumblr.com</td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
Nie możesz też nosić ubrań wzorowanych na danej kulturze (jak kimono), nie możesz także nosić biżuterii, makijażu typowego dla danej kultury (ostatnio widziałam posta, gdzie krytykowano to, że kobiety chore na raka, bez nadziei na przeżycie pomalowały sobie henną głowy, by cieszyć się ostatnimi chwilami życia. Dla tych ludzi to było zawłaszczanie kultury hinduskiej). Nie możesz też uprawiać danego sportu. Chyba też muszę przestać oglądać anime i czytać mangi. Bo wychodzi na to, że to rasistowskie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://24.media.tumblr.com/49bf40b9af49568a1e761d7dadd3a5dc/tumblr_mo9dv4pQSH1ryeto5o1_1280.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://24.media.tumblr.com/49bf40b9af49568a1e761d7dadd3a5dc/tumblr_mo9dv4pQSH1ryeto5o1_1280.png" height="146" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: tumblr.com</td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedyś w związku z tym wszystkim znalazłam dość ciekawego posta, który był dialogiem córki z ojcem na ten temat. Mniemam, że byli pochodzenia meksykańskiego i ojciec zwrócił uwagę na rzecz, która również przyszła mi do głowy - poza tym, że jest to po prostu idiotyczne, to jest to też bardzo szkodliwe. Ja osobiście mam niemiłe skojarzenia z nazizmem i totalitaryzmem ogólnie - niestety w historii mieliśmy już kogoś takiego, kto dbał o czystość kultury i wiemy, jak to się skończyło. Tu wprawdzie zdaniem social justice warriors czynią to w dobrej wierze, ale dobrymi chęciami jest piekło brukowane. No i jeszcze jedna sprawa: dlaczego próbuje się walczyć z czymś, z czym mamy do czynienia od zarania dziejów?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mam tu głównie na myśli zjawisko <b>dyfuzji kulturowej</b>, czyli przenikania elementów kultury. Krótko mówiąc, działo się tak zawsze, gdy jedna kultura stykała się z drugą - każdy zapożyczał jakieś elementy, jeśli chodzi o język, ubiór, tradycje, itd. Jest to normalne, ponieważ człowiek jest zawsze mniej lub bardziej podatny na wpływy - jeśli przyjaźnisz się z kimś z obcego kraju, to oczywiste jest to, że chcesz zapoznać się z jego kulturą. I nie rozumiem, dlaczego to miało by być rasistowskie. Idąc tym tropem, kultura polska w ogóle nie powinna istnieć, bo składa się niemalże z samych zapożyczeń. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dzisiaj to się przejawia nieco inaczej w dobie globalizacji. To zjawisko nosi nazwę <b>indygenizacji </b>i <b>kreolizacji</b> kultur. Jest to po prostu zapożyczanie elementów z kultur dla nas egzotycznych. I nie ma w tym nic złego, to naturalna konsekwencja otwartości świata, a także powszechnych migracji. Ale myślę, że to ma swoje źródło gdzie indziej. A mianowicie w starym podejściu antropologów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Stare podejście mówi o skrajnym relatywizmie kulturowym - to znaczy, że nie oceniamy kultury, nie ma kultur lepszych lub gorszych, ale też nie ingerujemy w żadną z nich. Problem w tym, że podejście było do pewnego momentu słuszne, bo prędzej czy później pojawiają się problemy natury etycznej, takie jak - czy możemy się wtrącić, gdy podczas wykonywania jakiegoś tradycyjnego rytuału dzieje się krzywda i ta osoba oczekuje pomocy? Trzeba być chyba strasznie nieczułym, by nie reagować. No i oczywiście pamiętajmy o jednej rzeczy - jeśli dane plemię zobaczy białego człowieka, to ta kultura i tak już jest skażona. Zresztą, nawet plemiona, które żyją "tradycyjnie" korzystają z dobrodziejstw kultury zachodniej lub... Śmieją się z antropologów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://37.media.tumblr.com/tumblr_lxuqn44j4K1r7fuzeo1_400.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://37.media.tumblr.com/tumblr_lxuqn44j4K1r7fuzeo1_400.jpg" height="320" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: tumblr.com</td></tr>
</tbody></table>
<br /><div style="text-align: justify;">
Klasycznym przykładem jest Margaret Mead, która robiła badania antropologiczne, które doprowadziły do rewolucji seksualnej w latach 60. XX wieku. Według relacji dziewcząt z Samoa ludzie tam prowadzili dość rozwiązłe życie. Dopiero po latach wyszło na jaw, że te dziewczynki zrobiły sobie z niej jaja, kolokwialnie mówiąc. Same przyznały, że to wszystko zmyśliły lub podkoloryzowały, tylko po to, aby to brzmiało ciekawie. A ona się nabrała. I oczywiście też zdaję sobie sprawę z tego, że być może ludzie aż takimi radykałami nie są, żeby uważać, że nauka języka obcego jest przejawem rasizmu, ale... No w każdym razie niepokoi mnie to. Bo od słów do czynów, jak na ironię takie zachowanie (oddzielanie kultur) może się okazać bardziej rasistowskie, niż się wydaje. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS. Rozumiem, że magisterkę chcecie poczytać, kiedy już się obronię?<i> </i></div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com16Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-12156731292159331602014-05-09T18:48:00.001+02:002014-05-09T22:17:36.186+02:00Kultura ludowa, taniec, folklor, śpiew... Czyli o tym, dlaczego "My Słowianie" to dobry wybór na Eurowizję.<div style="text-align: justify;">
Na początek muszę powiedzieć, że sama muszę uderzyć się w piersi i poddać się takiej dość bezlitosnej samokrytyce. Dlaczego? Ponieważ można mnie nazwać głupią, ale wpadłam w idiotyczną pułapkę szukania problemów tam, gdzie ich nie ma. Konkretnie chodzi mi o to, że moja pierwsza reakcja na teledysk Donatana to było "Boże, ale to seksistowskie". I długo nie mogłam załapać, o co chodzi w tych pierwszych słowach, przed samym teledyskiem, że jest to ironia, itd. Po prostu tej ironii nie widziałam, aż do wczorajszego występu na Eurowizji. Obejrzałam jeszcze kilka razy teledysk i... Olśniło mnie. Także wiele pomogły posty z tumblra. Choć jeszcze do tego wrócę, bo najpierw chcę się zająć pierwszym aspektem, czyli "kulturą ludową".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak już wspomniałam, sam Donatan mówił o tym, że jego teledysk jest ironiczny i jest parodią. I długo nie mogłam pojąć, czego jest właściwie parodią. Aż zobaczyłam reakcje, które mnie uderzyły i przyprawiły o taki... Ironiczny uśmieszek. Było trochę głosów w stylu, że jest to "obraza kultury ludowej". I w tej chwili zapytam: ludzie, jakiej kultury? Jakiej ludowej? Może to będzie dla kogoś szokiem, ale <b>kultura ludowa w Polsce nie istnieje</b>. Nie istnieje konkretnie od 1945 roku. Zanim jednak ktoś powie, że możemy za to dziękować komunistom, powiem "Stop". To nie jest tak. Bardziej niż komunizm były ważniejsze inne czynniki, ba, władze komunistyczne w kraju dbały o tę tradycję. Ale od czego to się wszystko zaczęło? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po pierwsze, niestety ważnym czynnikiem była II wojna światowa i migracje. Wystarczy sobie porównać nasz kraj do (najlepiej) Wielkiej Brytanii. Chodzi mi o aspekt językowy. Przez to, że Wielka Brytania zachowała swoje terytorium, nie było aż tak dużo zmian, to gwary zostały zachowane. Akcenty do tej pory się różnią. Londyńczyk będzie mówił inaczej niż Szkot, Szkot inaczej niż ktoś z Irlandii, itd. W Polsce tego nie ma. Przez to, że ludzie się zmieszali, zanikły też gwary. Szczególnie widoczne jest to w moim regionie. Powód jest prostszy, niż się wydaje. Na Zachód pojechali ludzie z różnych regionów Polski, więc trzeba było się jakoś dogadywać. Zostawała więc polszczyzna literacka, której przedstawiciele młodszego pokolenia uczyli się w szkołach. Przykładem niech będzie nawet moja babcia, pochodząca z terenów dzisiejszej Ukrainy. Twierdzi ona, że polskiego nauczyła się właściwie dopiero tutaj, w okolicach Zielonej Góry. Wcześniej zaś mówiła taką swoistą gwarą, pomieszanym językiem polskim i ukraińskim (dzięki temu Polacy i Ukraińcy się mogli dogadywać bez problemu). W sumie to do tej pory nie mówi czystym polskim, ma swoisty akcent, zupełnie inny, niż moi rodzice, a już tym bardziej inny, niż ja. Pomocna w utrwaleniu polszczyzny literackiej okazała się też masowa migracja ze wsi do miast, a także powszechna edukacja i nowe środki masowego przekazu, jak radio czy telewizja. Skutkiem było utrwalenie tego języka (nawet Ślązacy czy Górale mówią dzisiaj gwarą raczej tylko na pokaz, w końcu w szkole nauczany jest język polski), ale przy tym utrata kultury ludowej. Kultura ludowa poszła w odstawkę, jako coś zacofanego, niepostępowego, coś, co nie wypadało kultywować ludziom w miastach, czy ludziom wykształconym. No i w dodatku elementy poszczególnych kultur ludowych nie były zrozumiałe dla reszty mieszkańców nowych wsi i miasteczek, więc jak tu obchodzić święta, których najzwyczajniej nie znamy? Wspomniałam o migracji ze wsi do miast, ale też innym elementem było wpakowanie dawnych chłopów do blokowisk, gdzie dostali pracę w PGRze. To też sprzyjało utracie kultury ludowej. Polecam sobie obejrzeć filmy sprzed lat nawet 30, czy 40. Na niektórych z nich jest dość karykaturalnie pokazane, co się działo, gdy taki chłop dostawał awans i mieszkanie (najczęściej w bloku, w mieście) - próbowali oni wtedy bezskutecznie przenosić te tradycje ludowe. Dobrym przykładem są filmy "Awans", czy "Z dalekiego kraju", ale też serial "Alternatywy 4". Tradycje w nowych warunkach były szybko porzucane. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednakże w latach 70. XX wieku nastąpiła pewna moda (trochę narzucona odgórnie, ale w tym momencie to nie jest istotne) na "powrót do korzeni". To wtedy powstawały filmy historyczne o Polsce, powstały też zespoły ludowe jak "Mazowsze", czy "Śląsk". W muzyce próbowano odwoływać się do tych tradycji ludowych, rekonstruowano stroje, tańce, pieśni, to właśnie wtedy powstał serial "Janosik". Wszystko to były ciekawe inicjatywy, acz... Nie ludowe. I nie można tego nawet nazwać rekonstrukcją, a bardziej artystyczną wizją. Przykładem niech będzie pieśń "<a href="https://www.youtube.com/watch?v=WPAOkWDxz7U">Helokanie</a>" zespołu Śląsk, która zainspirowała Davida Bowie do stworzenia utworu "Warszawa". Brzmi pięknie, ludowo, lecz tylko psedoludowo. Chociażby z takiego powodu, że jest śpiewana w chórze, a przyśpiewki ludowe nigdy nie były śpiewane chóralnie, tylko indywidualnie. Podobnie jest ze wszelkimi strojami. Próbuje się je odtworzyć, ale czasami niektóre elementy się miesza, nawet jak dane kultury nie miały ze sobą styczności. Przykładem są cepeliady, słynne kicze, czysta komercja, tylko pod szyldem kultury ludowej. Kto z nas nie miał styczności z "talerzykami w stylu folklorystycznym", czy z "ręcznikiem z kogutkiem" (na Boga, kto z chłopów używał ręcznika w takim wzorze?), ale też lalki w strojach folklorystycznych:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXx_o66SFt9zuAl_jrfWrnVldrzcJUCRL8K7cREX7VD1TW_DkXNBlcnU05V2-p3-vhOw301WvJws9LlWEMuzVaI79uBLk2TimokVDJrU2ImMPtP2Hylq1SAbYtTv8uCKeTy2Pr5xzY_wU/s640/23krakowski.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXx_o66SFt9zuAl_jrfWrnVldrzcJUCRL8K7cREX7VD1TW_DkXNBlcnU05V2-p3-vhOw301WvJws9LlWEMuzVaI79uBLk2TimokVDJrU2ImMPtP2Hylq1SAbYtTv8uCKeTy2Pr5xzY_wU/s640/23krakowski.jpg" height="320" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Lalki podpisane jako "regionalne". W opisie linku jest "strój krakowski". Czy aby na pewno? Nie znam się aż tak dokładnie, ale chyba jednak strój dziewczęcy czymś się różni. Tak czy siak to przykład komercji, bo lalki są z plastiku, a nie drewniane, czy z porcelany, ani nawet nie szmaciane, co już jest bardziej tradycyjne. (źródło: blogspot.com)<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Takich przykładów jest mnóstwo. I choć to wszystko zaczęło się w latach 70., to szał na folklor był także i z 10 lat temu (zespół Brathanki, czy Golec uOrkiestra) i znowu wraca, acz... Właśnie dzięki Donatanowi może w nieco ciekawszej formie. W każdym razie ta moda wraca co jakiś czas, często są organizowane jakieś festyny z okazji "święta pieczonego ziemniaka", czy pokazy "zespołów folklorystycznych", zwłaszcza w dniach miasta. Trzeba jednak pamiętać, że to są tylko próby odtworzenia tego, co było. Dość nieudolne. Jest w tym więcej artyzmu, a jeszcze więcej komercji, niż prawdziwej kultury ludowej, której już nie ma. Te całe "dni miasta", "festyny", "święto pieczonego ziemniaka" to zjawisko, które nosi nazwę <b>tradycja wynaleziona</b>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdzie są w takim razie jakieś resztki kultury ludowej? Może zabrzmi to dziwnie, ale takim dzieckiem kultury ludowej jest kultura popularna. Kultura popularna jest tworzona oddolnie, głównie przez fanów danych dzieł kultury masowej, podobnie jak kultura ludowa była hołdem dla religii czy natury. Więc właśnie w kulturze popularnej można upatrywać resztek kultury ludowej. Są pewne podobieństwa. Polecam na ten temat w szczególności książkę H. Jenkinsa "Kultura konwergencji", gdzie wyjaśnia to bardziej szczegółowo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co jednak z tym nieszczęsnym Donatanem i występem na Eurowizji? Sam zainteresowany podchodzi do tego na luzie:</div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
<blockquote class="tr_bq">
<i>Ludzie nie rozumieją, że w konkursie eurowizyjnym nie chodzi o to, że kawałek jest fajny i wszyscy na niego nagle głosują. Tu jest bardzo dużo polityki, bardzo dużo faworyzowania się przez kraje nawzajem. Wiadomo, że Skandynawia głosuje na siebie, Hiszpania głosuje na Portugalię, Portugalia na Hiszpanię, Bałkany na siebie nawzajem. To jest niezwiązane z muzyką. Muzyki tutaj, tak naprawdę, jest niedużo (...) </i><i>Jest jeszcze element show, element jakiegoś skandalu i dużo innych rzeczy. Ludzie tego nie rozumieją i wydaje im się, że zawsze tylko muzyka decyduje, a nie jest to, niestety, prawdą. W związku z czym nie ma co się podniecać. W Polsce jest taka tendencja, że ludzie się podniecają, a jak przychodzi co do czego, to nadzieje są jak krew w piach. Ja ludziom wprost mówię, że nie ma co się napalać, nie ma co tego przeżywać, trzeba po prostu traktować to luźno, tak jak my traktujemy</i></blockquote>
</blockquote>
<div style="text-align: right;">
(<a href="http://muzyka.interia.pl/raport/eurowizja-2014/news/donatan-przed-drugim-polfinalem-eurowizji-nie-ma-sie-co,2013188,8541#pst74640952">źródło</a>) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ogólnie mam wrażenie, że Donatan świadomie wykorzystuje to, co opisałam wcześniej - czyli wracamy do punktu wyjścia. Usilnie promujemy bowiem ten pseudofolklor, chcemy pokazać "polskość", że staje się to aż śmieszne. I między innymi facet to parodiuje. To coś jak Rammstein ze swoim kontrowersyjnym teledyskiem do "Pussy", który jest w wersji nieocenzurowanej czystym porno. Mam wrażenie, że chodziło im o to, by pokazać, że coraz częściej właśnie mamy takie teledyski - o przysłowiowej "dupie Marynie", gdzie chodzi tylko o pokazanie tyłka czy kawałka piersi, a przestaje się zwracać uwagę na muzykę. Podobnie zrobił Donatan. Obejrzałam kilkakrotnie teledysk, poczytałam trochę i doszłam do wniosku, że wcale seksistowski nie jest.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po pierwsze, Donatan mówi o sobie, że jest rodzimowiercą. Jeśli faktycznie tak jest, to wręcz seksizm jest niemożliwy. Religia słowiańska jest trudna do odtworzenia, ale wiadomo, że ważnym jej aspektem był szacunek do kobiety, zwłaszcza do matki (co widać w dużym kulcie Matki Boskiej w polskim katolicyzmie). Po drugie... Chyba ten cytat znaleziony na tumblrze mówi sam za siebie:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
<i>I am now officially invested in Eurovision. The more comments on Polish entry I read, the more I become convinced that we have struck the nerve and I’m cackling like a maniac in the background. No, it’s fine, I mean, you can look for a Polish girl to marry you on the Internet ‘cause “they are known to make good wives”. You can molest Polish waitresses when you come to Cracow for a weekend of crazy debauchery. But God forbid we show some skin because we want to. God forbid we call you out on the idiotic stereotypes you believe. God forbid we sing that yeah, we’re awesome and our culture’s awesome and we’re onto you, creeps, and we just don’t freaking care.</i></blockquote>
<div style="text-align: right;">
(oryginalnie <a href="http://inthenightallthecats.tumblr.com/post/85210526406/i-am-now-officially-invested-in-eurovision-the-more">stąd</a>)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I to był główny problem, który także wyśmiał Donatan. To, jak są postrzegane Polki. Z jednej strony narzeka się, że są łatwe, a z drugiej - broń Boże, aby pokazały kawałek ciała tylko dla siebie, nie dla mężczyzny! I to się zaznacza w teledysku - nie ma tam typowego szczucia cycem, bo stroje letnie właśnie odsłaniały piersi, a poza tym - teledysk pasuje do treści. Nie ma tam też praktycznie mężczyzn, więc kobiety nie robią za ozdobniki dla nich, jak w "Blurred Lines". Są piękne same dla siebie. Promują też naturalne, ludowe piękno:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://24.media.tumblr.com/e36bd78ef3411315155811eb88614fe3/tumblr_n4niudWuoD1qcpop2o2_250.gif" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://24.media.tumblr.com/e36bd78ef3411315155811eb88614fe3/tumblr_n4niudWuoD1qcpop2o2_250.gif" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Chyba to jest scena, która najbardziej mi się podoba: czyli stereotypowe plastiki - won (<a href="http://arabela25.tumblr.com/post/83945982907/eurovision-song-contest-2014-countdown-one">źródło</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Co ciekawe, promowane są różne rodzaje kobiecego piękna, ale w sposób ludowy. Nie ma w tym nic seksistowskiego, są one po prostu piękne i pokazują różne talenty artystyczne, ale dla siebie po prostu. Nie ma o co robić afery, a ja sama żałuję, że zrozumiałam to dopiero przy okazji Eurowizji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://37.media.tumblr.com/cf21dcdafbfc710474e29c87ceb0d453/tumblr_n4niudWuoD1qcpop2o6_250.gif" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://37.media.tumblr.com/cf21dcdafbfc710474e29c87ceb0d453/tumblr_n4niudWuoD1qcpop2o6_250.gif" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Bo rzadko się spotyka kobietę przy kości, która jest pokazana jako piękna, a nie jako element humorystyczny (źródło jak wyżej)</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div style="text-align: justify;">
W każdym razie ja życzę im jak najlepiej. Cieszę się, że dostali się dalej, do finału. Może pierwszego miejsca nie zajmą, ale widać, że europejska publiczność doceniła piosenkę, choć częściowo była po polsku (choć znam zdanie znajomej z tumblra z Niemiec, że to jej się właśnie podoba). Może mam zastrzeżenia do wersji angielskiej, że nie ma trochę rytmu, ale i tak chyba bardziej zaczynam doceniać tę piosenkę jako trafną parodię tego, co nam prezentują i usiłują promować media. Wywołali sporą dyskusję w kraju, ale to chyba o to chodziło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS. Jak znajdę chwilę wolnego czasu, w końcu zrobię wpis o rasizmie i reprezentacji. Teraz się trochę tego nagromadziło, zwłaszcza, że wkrótce obrona. Ten wpis powstał pod wpływem chwili. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com10Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-56278360410974199392014-04-15T23:00:00.002+02:002014-06-01T13:34:48.344+02:00Wyglądają tak uroczo! Muszą być parą! Czyli słów kilka na temat domniemanego homoseksualizmu. <div style="text-align: justify;">
Wprawdzie wpis miał być o czymś innym, a ten planowałam na jakiś późniejszy dzień, ale jednak pewien post z tumblra tak mnie zirytował, że postanowiłam zmienić kolejność. Dlatego dzisiaj będzie mowa o czymś, co roboczo nazywam "domniemanym homoseksualizmem". </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Żyjemy w czasach, kiedy to społeczeństwo robi się coraz bardziej otwarte. Nawet jeśli przykładowo w Polsce homoseksualizm nie jest jeszcze tak do końca tolerowanym zjawiskiem, to jednak nie jest on tematem tabu - mówi się o nim dość otwarcie, nie udajemy, że takie osoby nie istnieją. Przy tym oczywiście wciąż jest powszechna pewna heteronormatywność, czyli uznajemy potencjalnie, że dana osoba jest hetero, chyba, że powie inaczej. Przykładowo, pytamy często faceta, czy ma dziewczynę. Uznajemy, że jeśli jest organizowana studniówka, to idziemy na nią z osobą płci przeciwnej. I tak dalej. I czy to jest złe? Cóż, słynni już <i>social justice warriors</i> uważają, że tak. Mówią, że to jest krzywdzące dla osób, które nie są hetero. Ale czy aby na pewno? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zacznijmy od tego, co powiedziałam w którymś wcześniejszym poście, że jeśli za normę przyjmiemy to, co jest w większości, to fakt - heteroseksualizm jest normą. I nie uważam osobiście, że stosowanie się do heteronormatywności w codziennych sytuacjach nie jest od razu wielkim grzechem, czy dyskryminacją. Jest po prostu normalnym rytuałem (idąc za E. Durkheimem, jest to fakt społeczny). Wiąże się to po części także z tym, skąd się biorą stereotypy. Stereotypy z punktu widzenia psychologicznego (a także biologicznego) biorą się z ergonomii myślenia. Na co dzień nie zastanawiamy się nad pewnymi rzeczami, przyjmujemy je za pewnik. Ma to pewne zalety, np. jeśli widzimy kogoś podejrzanego, zamaskowanego, kto chodzi z nożem po ulicy, to chyba bezpieczniej dla nas jest przyjąć, że ten ktoś raczej nie ma dobrych zamiarów. Z heteronormatywnością może nie jest aż tak drastycznie, ale nie uważam tego za dyskryminację. Dlaczego? Bo jestem zdania, że osoba nieheteroseksualna poprawi nas sama, jeśli wtrącimy coś na temat związków romantycznych w zwykłej sytuacji. W końcu przeciętna osoba nie robi zazwyczaj tego celowo i warto mieć to na uwadze. Tak jest z wieloma innymi rzeczami, jak przykładowo - moja własna sytuacja z dnia dzisiejszego, gdy powiedziałam pewnemu panu profesorowi "Wesołych świąt", a moja koleżanka do mnie, że przecież on jest agnostykiem. Nie wiedziałam o tym, a nawet jeśli ktoś mi mówił, to zwyczajnie mi to wyleciało z głowy. Czy to znaczy, że zrobiłam to specjalnie, dyskryminując tym samym sprawy wiary innego człowieka? Oczywiście, że nie. Dyskryminacją będzie jednak fakt, kiedy celowo i świadomie odmawiamy pewnych praw i np. geja ciągle będziemy pytać o to, czy znalazł sobie dziewczynę, nawet jeśli dobrze wiemy, że tak nigdy nie będzie. Zakładam w końcu, że chyba nikt celowo nie chce obrażać danej osoby, dlatego obrażanie się o takie automatyczne, stereotypowe myślenie, jest delikatnie mówiąc, dziecinne i świadczy o przewrażliwieniu na punkcie swojej osoby. Nikt w końcu nie chodzi po ulicy, mając napisane na czole "gej" czy "lesbijka". </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Problem jest jednak w tym, że pewne założenia mogą być bardzo krzywdzące, zwłaszcza w przypadku fandomu. Fandom często przenosi swoje własne doświadczenia i preferencje do prawdziwego życia. Mam tu na myśli głównie <i>slash </i>(o którym to pisałam dość szczegółowo w pracy magisterskiej. Warto zaznaczyć, że nawet o wiele lepsi badacze niż ja nie mają pojęcia, jak wyjaśnić ogromną popularność związków męsko-męskich w fandomie). I pół biedy, gdy mówimy o postaciach, ale zaczynam dostrzegać zjawisko, które ja, mimo swojej dużej tolerancji dla wielu nowych zjawisk, muszę potępić. A jest to zakładanie tego, że dani aktorzy są razem w prawdziwym życiu, bo np. ich postacie są popularnym pairingiem w fandomie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przyznaję, że po raz pierwszy zetknęłam się z tym zjawiskiem w fandomie Supernaturala. Wprawdzie nie przynależę do tego fandomu, ale dzięki tumblrowi wiem, co się mniej więcej dzieje. Otóż w tym fandomie dość długo były afery, kłótnie, prośby i groźby z tego powodu, iż na konwentach odtwórcom głównych rol pokazywano fanfici z ich postaciami, bądź... Z nimi samymi. Nierzadko o tematyce erotycznej. I dla tej części fandomu nie liczyło się, że Jensen Ackles czy Jared Padalecki czują się skrępowani i nie wiedzą, co powiedzieć. Dla niektórych fanek faktem nie do przeżycia było to, że panowie znaleźli sobie żony i są z nimi szczęśliwi. Ale teraz to przycichło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Natomiast w fandomie Hobbita dzieją się ciekawe rzeczy. Pierwszą z nich jest shippowanie Aidana Turnera i Deana O'Gormana, odtwórców ról Kiliego i Filiego. Oczywiście pairing z tymi braćmi jest dość popularny, to niektóre fanki założyły, że fajnie by było, jakby i w prawdziwym życiu się spotykali ze sobą. Z relacji pewnej osoby, która była na konwencie w Bostonie wiem, że padło pytanie w stylu "Kiedy ślub?", mimo wielkiego sprzeciwu. Osoba ta powiedziała, że choć obrócili to w żart, to widać było, że czują niesmak.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnio też często mam okazję czytać plotki na temat tego, że Richard Armitage i Lee Pace są razem. O Lee ostatnio często rozpisuję się na blogu z recenzjami, ale obaj są znani również z Hobbita. Niekoniecznie pairing z ich postaciami jest popularny, ale coraz większą popularność zyskuje tzw. Richlee. Wszystko zaczęło się od tego, że widziano ich razem na jakimś obiedzie. Potem rzekomo doszła wypowiedź Sir Iana McKellena na temat tego, że część aktorów jest orientacji homoseksualnej i właśnie dwaj z nich są razem. I jest to kontrowersyjne, ponieważ żaden z nich tego nie potwierdził. Ani Richard, ani Lee. Ale nikomu nie przyszło do głowy to, że wypowiedź równie dobrze może być zmanipulowana, bowiem to niby było tłumaczeniem z niemieckiego, a przez specyfikę tego języka dość łatwo jest manipulować tłumaczeniem. Podobnie jest z innymi wypowiedziami:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://queerty-prodweb.s3.amazonaws.com/wp/docs/2014/01/tumblr_mnv76pCgX71rg1depo2_250.gif" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://queerty-prodweb.s3.amazonaws.com/wp/docs/2014/01/tumblr_mnv76pCgX71rg1depo2_250.gif" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Część fanów przyjęła to za pewnik. Wzięte z tego posta [<a href="http://miss-cath.tumblr.com/post/78697778066">x</a>]. Nie wiem, jak z gifem wyżej, nie mogłam nic znaleźć, ale tu podpis jest zmanipulowany. Można się o tym przekonać, oglądając ten filmik: [<a href="https://www.youtube.com/watch?v=PYudFeaZfNs">x</a>]</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Dlatego też dostrzegam tu pewną ironię: mówi się o tym, że telewizja kłamie, manipuluje, itd. A nikomu nie przychodzi do głowy, że w Internecie też można bardzo łatwo manipulować pewnymi rzeczami. Czary goryczy w przypadku tych dwóch aktorów przelał (jak dla mnie) dzisiaj <a href="http://awkmitage.tumblr.com/post/82774271650/hi-im-beginning-to-get-100-sure-that-richard-is-gay">ten post</a>. Chyba rozbiorę go na czynniki pierwsze, by pokazać, że jest oparty na stereotypach (także płciowych).<br />
<br />
<b>Razem, czy nie?</b><br />
<b><br /></b>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://24.media.tumblr.com/f2632d3f6ffa347edcedf707089d0f9d/tumblr_n1z3bwSMBy1rtiogqo1_500.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="color: black;"><i><img border="0" src="http://24.media.tumblr.com/f2632d3f6ffa347edcedf707089d0f9d/tumblr_n1z3bwSMBy1rtiogqo1_500.jpg" height="170" width="320" /></i></span></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-weight: normal;"><span style="font-size: x-small;">Takie przeróbki są dość często spotykane. Również z tego posta: [<a href="http://miss-cath.tumblr.com/post/78697778066">x</a>]</span></span></td></tr>
</tbody></table>
<blockquote>
<i>To me, Richard seems bisexual, to be honest. Maybe he’s had boyfriends before but only chose to divulge the heterosexual relationships because he has that Leading Man status to protect. I don’t mean it in a negative way, I just mean— it is what it is.</i></blockquote>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Szukałam, co znaczy wyrażenie "Leading Man" i chyba najlepszym odpowiednikiem będzie nasz "amant", czyli w skrócie, rzekomo Richard Armitage jest biseksualny i pakował się w związki heteroseksualne, bo... Grywa role miłosne. Szczerze, dawno nie czytałam takiego pokręconego rozumowania. Dlaczego? Bo zawsze sądziłam, że aktor umie grać różne role, które mu się da. Seanowi Pennowi orientacja nie przeszkadzała grać geja (i zdobyć Oscara), a z kolei Marlon Brando był biseksualny, grywał amantów i nie krył się z orientacją. Tak więc moim zdaniem argument jest chybiony, bo to jest założenie, że rola = prawdziwe życie.</div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
<i>I agree he’s with Lee. I think they’ve been together since 2011. (...) They’re close enough to vacation with each other’s families yet Richard barely speaks about him? Naysayers often isolate the signs but if you add all these up, it’s not surprising that people make the pretty logical conclusion that they’re together.</i></blockquote>
<div style="text-align: justify;">
Jak wspominałam wyżej, heteronormatywność jest zła w przypadku, gdy wiemy, że dana osoba nie jest hetero. Ale tu mamy sytuację odwrotną. Rozumowanie (zdaniem autora postu "logiczne") pt. byli razem na wakacjach, zapoznali się ze swoimi rodzinami, muszą być razem. Pytanie - czy nie rzadko jest tak, że mając przyjaciół, wychodzicie gdzieś wspólnie na obiad, kolację, imprezę? Czy ci bliżsi przyjaciele nie wiedzą o swoich rodzinach? Bo u mnie przykładowo tak jest, że moi rodzice wiedzą, z kim się przyjaźnię. Trochę to smutne, że dzisiaj dwaj samotni faceci nie mogą wyjść nawet na piwo bez podejrzeń. To jest przykre, tak samo jak kiedy rozmawiam z kolegą, to zaraz jest założenie, że może jesteśmy parą. Nie mówiąc o tym, że drugie zdanie kryje w sobie sprzeczność. Jeśli byli razem na wakacjach (gdzieś było zdjęcie, że byli tam z siostrzeńcami Lee), to dlaczego o tym nie mówią? Może komuś nie przyjdzie do głowy, ale istnieje coś takiego, jak <b>prywatność</b>.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Also, you’re absolutely right. Richard is simply too fanciable to have been single since The Hobbit was in production. While he’s fully entitled to keep his personal life private, I don’t think this is the case. Even popular actors who seem to always be single (like Benedict Cumberbatch and Tom Hiddleston) are linked to actresses left and right. Richard’s only been linked to Lee, and vice versa. </i></blockquote>
Czyli co? Jeśli aktor jest przystojny i jest samotny, to jest gejem? I nieważne, że chce zachować życie prywatne dla siebie? Nie mówiąc o tym, że świat byłby bardzo prosty, gdyby było tak, że jeśli ktoś jest przystojny, to musi z kimś być. To tak nie działa. W przypadku Richarda widzę, że problemem jest raczej nieśmiałość, co widać na <a href="http://awkmitage.tumblr.com/post/82396280226/that-one-and-only-time-richard-spoke-about-lee">tym poście</a>. To wprawdzie kolejna nadinterpretacja z tym jąkaniem się, bo posłuchałam tego wywiadu - on przy każdym temacie jakby się denerwował i jąkał. Może po prostu nie lubi udzielać wywiadów?<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>They have far too much on the line to go public (if there is something to go public about).</i></blockquote>
Tak, bo widziano ich raptem 2 albo 3 razy poza planem filmowym.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Unfortunately, there aren’t many openly gay actors who are given the kinds of roles these two are being given right now. In a perfect world, it wouldn’t matter but that’s not really where we’re at. Simply put, the world cannot handle these two gorgeous men as an item. Not yet, anyway. I just hope they don’t resort to bearding up like how some actors feel the need to.</i></blockquote>
To prawdopodobnie odnosi się do tego, że otrzymują oni role heteroseksualnych mężczyzn. Dla mnie bardzo naciągane, bo jak wspomniałam - dobry aktor powinien umieć wcielać się w różne role. Przykładowo John Barrowman nie kryje się z orientacją i dostaje też role heteroseksualnych mężczyzn. Kolejny chybiony argument.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Oh, and Straight. Men. Don’t. Share. Clothes. Especially not in the amount these two definitely does. Not like they’re college roommates who can’t be arsed to do laundry. They’re grown men. They’re actors. They’re probably drowning in clothes yet they choose to wear each other’s.</i></blockquote>
Właśnie z tymi ciuchami jest ciekawa sprawa. Owszem, mają podobne ubrania, ale ktoś słusznie zwrócił uwagę, że mogą mieć tego samego stylistę, lub... gust. W końcu obaj mają mieszkania w Nowym Jorku, to może kupują w podobnych sklepach. Zresztą, dlaczego zaraz zakładać, że faceci hetero nie dzielą się ciuchami? Nawet jeśli, to jak to określił mój kolega, faceci się nie dzielą ciuchami, ale nie przeszkadza im to, że któryś ma takie same ciuchy jak on. Według stereotypu z kobietami jest na odwrót. Mówi się nawet, że faceci stają się najlepszymi kumplami, gdy zauważą podobne ciuchy (a z kobietami jest kawał - dlaczego tak mało kobiet gra w piłkę nożną? Bo żadna by nie zdzierżyła tego, że zawodniczki mają podobne stroje, jak ona.), co ciekawie uchwyciła ta reklama:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/B9MSk9xFPBg?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<div>
Podsumowując: ten cały post jest pełen przypuszczeń (niesprawdzonych w dodatku), stereotypów, a w dodatku zaznacza się tu pewna fetyszyzacja. Gdyby bowiem Richard i Lee nie byli atrakcyjni, prawdopodobnie nikomu by do głowy nie przyszło to, że mogą być parą. Nie widzę też powodu, dla którego mieliby ukrywać orientację, dlatego podejrzewam, że prawdopodobnie wcale nie są gejami. Zresztą, to ich prywatne życie. Mam wrażenie, że nawet jakby oświadczyli, że są hetero, to te osoby by w to nie wierzyły.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Żeby nie było, to nie jest tak, że to są moje "pobożne życzenia". Znaczy, jest tak po części, bo atrakcyjność to jednak duży czynnik, skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi się nie podobają. I to nie jest tak, że nie chcę, żeby byli razem. Wprost przeciwnie, jeśli byliby, kibicowałabym im. Ale pod warunkiem, że jest to prawda, że to potwierdzą. Jeśli nie mówią nic na ten temat - to może warto uszanować prywatność? Moim zdaniem to jest jedna z najciemniejszych stron fandomu - kiedy się nie szanuje tej prywatności prawdziwej osoby, takiej jak ty, czy ja. Pewne rzeczy czasem zachodzą za daleko po prostu. Dlatego też stereotypy z każdej strony mogą być szkodliwe i krzywdzące. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com2Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-18402851393745506812014-03-26T20:53:00.002+01:002014-03-26T20:53:50.060+01:00Kim ty jesteś, Mary Sue?<div style="text-align: justify;">
Dawno mnie tu nie było, to fakt. Ale powodów jest kilka - nie miałam pomysłów na wpis, a także byłam nieco zajęta sesją, czy pisaniem pracy magisterskiej. Lecz od tej pory obiecuję, że przynajmniej kilka wpisów ukaże się w regularnych odstępach. No i cały czas proszę o jakieś propozycje :) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A tymczasem temat, który cały czas mi chodzi po głowie, poruszyłam go także w pewien sposób w swojej pracy magisterskiej, ale tylko tak krótko, ponieważ to nie jest główny temat. Tu natomiast chcę go rozszerzyć o swoje dywagacje i rozważania może mniej naukowe, a bardziej opiniotwórcze, ale zawsze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak więc... Kim jest Mary Sue? Właściwie ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Często jest tak, że młodzi twórcy (a właściwie twórczynie) są zapędzeni w kozi róg - bo w zasadzie ciężko jest dzisiaj stworzyć postać kobiecą bez tego zarzutu. Ale chyba najlepiej zacząć od samego pojęcia. Wzięło się ono, podobnie jak określenie <i>slash</i>, z fandomu Star Treka. To właśnie tam powstało fanfiction z wyidealizowaną bohaterką, nazwaną Mary Sue, która przeżywa przygody w świecie Star Treka i właściwie "ratuje dzień" (wiem, że to kalka językowa, ale...). Stąd właśnie określenie na <b>wyidealizowane</b> postacie kobiece w jakimkolwiek fandomie. Warto jednak zaznaczyć, że oryginalna Mary Sue nie była stworzona nieświadomie, a właśnie celowo - miała być parodią postaci kobiecych tworzonych przez fanki, które praktycznie były wzorowane na nich samych. Ale! Czy Mary Sue to tylko postać kobieca?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I tu dochodzimy do pierwszego problemu. Otóż w teorii wszędzie można spotkać, że istnieje określenie na wyidealizowaną postać męską, analogicznie do Mary Sue, lecz nie ma jednej nazwy - jest np. Gary Stu, Marty Stu, itd. Jednakże... Problem polega na tym, że nikt w praktyce nie nazywa tak postaci męskich. Często narzeka się, że taka postać jest kiepska, słaba, ale nigdy nie widziałam określenia pokrewnego do Mary Sue wobec postaci męskiej, z wyjątkiem pewnych porównań, na przykład pewien znany już cytat o Batmanie:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
<blockquote class="tr_bq">
<i>So, there’s this girl. She’s tragically orphaned and richer than anyone on the planet. Every guy she meets falls in love with her, but in between torrid romances she rejects them all because she dedicated to what is Pure and Good. She has genius level intellect, Olympic-athelete level athletic ability and incredible good looks. She is consumed by terrible angst, but this only makes guys want her more. She has no superhuman abilities, yet she is more competent than her superhuman friends and defeats superhumans with ease. She has unshakably loyal friends and allies, despite the fact she treats them pretty badly. They fear and respect her, and defer to her orders. Everyone is obsessed with her, even her enemies are attracted to her. She can plan ahead for anything and she’s generally right with any conclusion she makes. People who defy her are inevitably wrong.</i></blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<i><br /></i></blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<i> God, what a Mary Sue.</i></blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<i><br /></i></blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<i>I just described Batman.</i></blockquote>
</blockquote>
<div style="text-align: right;">
(<a href="http://adventuresofcomicbookgirl.tumblr.com/post/13913540194/mary-sue-what-are-you-or-why-the-concept-of-sue-is">źródło</a>)</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak, właśnie... To tylko jeden z nielicznych problemów. A nikt nie kwestionuje przecież Batmana i nikt nie nazywa go kiepską postacią (ani innych tych pierwszych superbohaterów). Podobnie jak w fandomie Tolkiena nikt nie nazwie Aragorna kiepską postacią, choć spełnia pewne wymogi. Dlatego jedną z moich tez jest to, że Mary Sue jest określeniem po prostu <b>seksistowskim</b>. I nierzadko pozostawia niedoszłego twórcę w ciężkiej sytuacji, zwłaszcza dzisiaj. Nie można bowiem tak łatwo sobie stworzyć jakiegoś dzieła popkultury bez kobiet i nie mieć przy tym zarzutów o seksizm. Ale też często spotykam się z reakcjami fanów, że jeśli dodana jest postać kobieca, to często ona "jest niepotrzebna", "wtrąca mi się w ulubiony związek", "psuje wszystko", czy wreszcie "Mary Sue". I nikt się zazwyczaj nie odzywa, kiedy dodana jest postać męska. Stąd też mój pierwszy zarzut.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Drugim moim zarzutem będzie nieostrość pojęcia. Z jednej strony uważa się, że Mary Sue to postać wyidealizowana, co podkreśla m.in. <a href="http://www.springhole.net/writing/marysue.htm">najbardziej szczegółowy test postaci</a>, jaki znam. Warto dodać, że test ten jest akurat dobry, bo choć faktycznie bierze pod uwagę, czy nie wrzucamy tego za dużo (np. postać jest piękna, mądra, jednocześnie świetnie walczy i dobrze gotuje, zna 10 języków, kolejne 100 osób kocha się w niej, itd.), ale też podkreśla, że cechy typowe dla danej rasy (np. dla Elfów w świecie Tolkiena) nie są cechami typowymi dla Mary Sue, o czym sporo ludzi zapomina. W sieci krąży wiele poradników, jak nie tworzyć Mary Sue, także wiele parodii. Jedną z najbardziej znanych ilustracji jest właśnie ta:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://fc08.deviantart.net/images3/i/2004/09/4/b/Mary_Sue___How_to_Tell.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://fc08.deviantart.net/images3/i/2004/09/4/b/Mary_Sue___How_to_Tell.jpg" height="237" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Powiększenie <a href="http://fc08.deviantart.net/images3/i/2004/09/4/b/Mary_Sue___How_to_Tell.jpg">tutaj</a>. Źródło: windfalcon.deviantart.com</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Już na pierwszy rzut oka widać, że postać po prawej jest po prostu przeładowana. Jednak moim zdaniem to nie w samej idealizacji leży problem - istnieją bowiem postacie wyidealizowane, które nie są złe, ponieważ właśnie to jest ich rola - np. są wyidealizowane w oczach drugiego bohatera. Większym problemem jest chyba wiarygodność postaci. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pytanie: czy więc jeśli stworzymy postać przeciętną, bez żadnych mocy, bez żadnych przesadzonych cech charakteru, to czy unikniemy zarzutu na temat Mary Sue? Również nie, jak się okazuje! Świetnym przykładem jest Bella ze "Zmierzchu". W zamiarze autorki miała ona reprezentować zwykłą dziewczynę, niestety wyszło inaczej. Doug Walker określił ją jako "czystą kartkę" i miał rację - bo być może zarzut nt. Mary Sue to trochę za dużo, ale moim zdaniem o Belli nie można powiedzieć nic ciekawego, poza tym, że kocha Edwarda. Po prostu w tym przypadku problemem nie jest nadmiar cech, lecz ich brak. I to tworzy kiepską postać, ale nie Mary Sue. Co nie przeszkadza w porównaniach, jak np. do Hermiony Granger (która właściwie jest wyważoną postacią):</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: justify;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgN3TvedpRnHctsGJbHbnHNr38-0juO_Wq-qH3s1BppeRqmawm3jEO7YTM6XhTpIYUUc2oKAx2W8xWC4wovlzd-CVk-dwXTsrUuydB8lgj04lBvJH4ptUUvVAgfoh7XazLkgi3UASO3-0D/s1600/hermionevsbella.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgN3TvedpRnHctsGJbHbnHNr38-0juO_Wq-qH3s1BppeRqmawm3jEO7YTM6XhTpIYUUc2oKAx2W8xWC4wovlzd-CVk-dwXTsrUuydB8lgj04lBvJH4ptUUvVAgfoh7XazLkgi3UASO3-0D/s1600/hermionevsbella.png" height="320" width="160" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Powiększenie <a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgN3TvedpRnHctsGJbHbnHNr38-0juO_Wq-qH3s1BppeRqmawm3jEO7YTM6XhTpIYUUc2oKAx2W8xWC4wovlzd-CVk-dwXTsrUuydB8lgj04lBvJH4ptUUvVAgfoh7XazLkgi3UASO3-0D/s1600/hermionevsbella.png">tu</a>. Źródło: amyleighstrickland.blogspot.com</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
A co z autorkami? Bo tak, jeśli mowa o fandomie, to w większości autorkami fanartów/fanfiction są kobiety. Dlaczego, to temat na oddzielną dyskusję, choć nieco powiązana z tematem Mary Sue. Bo mówi się, że Mary Sue jest wzorowana na autorce, jest jej wyidealizowaną wersją, pewnego rodzaju "spełnieniem marzeń". Lecz dla mnie to też nie jest jednoznaczny wskaźnik. Ponieważ w literaturze pięknej wielu bohaterów jest "self-insert", wzorowanych na autorach, a nikt nie kwestionuje wartości dzieła. Klasyczny przykład? Dante i jego "Boska Komedia". </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I pytanie: czy to jest złe dla kultury? Czy to jest złe dla domorosłych, niedojrzałych pisarzy? I tak... I nie. Wielu znawców mediów, literatury mówi wprost o fanfiction, że są kiepskie. Szkoła frankfurcka ogólnie krytykowała kulturę masową i popularną, uważając ją za ogłupiającą i manipulującą człowiekiem. Lecz szkoła frankfurcka, krytykując dość ostro tę kulturę (nie znajdując w niej dobrych cech), jednak sporo się pomyliła. Henry Jenkins, nawet kiedy mówił wprost, że większość fanfiction to okropne twory, ale zaznaczył też w swoim dziele "Kultura konwergencji": <i>kultura potrzebuje obszarów, w których ludzie mogą robić kiepską sztukę, otrzymywać informację zwrotną i się doskonalić. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Część badaczy skupia się na zjawisku Mary Sue tylko i wyłącznie pod względem negatywnym. Lecz moim zdaniem lepiej istotę tego zjawiska uchwyciła Magdalena Kamińska w swojej książce "Niecne memy". I choć z kilkoma rzeczami się nie zgadzam tak do końca (o czym za moment), to jednak uważam, że pani Kamińska opisała te zjawisko w miarę neutralnie. Może na początek, z czym się nie zgadzam. Ano z tezą, że jakoby Mary Sue i autorek tworzących takie postacie najbardziej nie cierpią fanki kochające <i>slash</i>. Otóż i tak, i nie. Można zauważyć takie konflikty, ale jest też spora część fanek, która w równym stopniu nie znosi <i>slashu</i>, jak i Mary Sue. Jak je więc zaklasyfikować? Pani Kamińska jednak słusznie wskazuje, że motyw Mary Sue, jakby nie patrzeć, przypomina klasyczną bajkę o Kopciuszku, gdzie na dziewczynę spadają wszelkie nieszczęścia, tylko dlatego, że jest piękna, dobra, mądra, itd., ale dzięki pewnym zbiegom okoliczności spotyka ją wreszcie szczęście u boku wymarzonego księcia. I trzeba przyznać, że coś w tym jest. Podobnie jest z innymi księżniczkami z bajek. Ale ogólnie z księżniczkami jest taki problem, że albo się je kocha, albo nienawidzi. Dlaczego? Oddam lepiej głos Dougowi Walkerowi:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/aE3v07xy3VY?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czy jednak to jest coś naprawdę złego? Bo prawdę powiedziawszy, czy czynimy komuś krzywdę, pisząc sobie opowiadanie z wyidealizowaną bohaterką, która spotyka swojego księcia z bajki? Czy kultura na tym aż tak cierpi? Otóż nie, zdaniem Kamińskiej wbrew pozorom to jest nawet dobre zjawisko. Wskazuje ona na to, że dziewczęta długo nie były przecież dopuszczane do kultury ogólnej. Długo nie było profesjonalnych pisarek. Tym zamożniejszym dziewczętom często przed wyjściem za mąż pozostawało pisanie pamiętników, w których opisywały swoje uczucia, obawy, czy wzdychały do swoich pierwszych miłości. Dziś tę funkcję przejęły fanfiki z Mary Sue - jest to pewnego rodzaju samokontrola (zwłaszcza w wieku nastoletnim) nad własną emocjonalnością i seksualnością. Pomaga w pewien sposób wyładowywać swoje emocje. I będę szczera - choć wiem, że problem nie leży w fanfiction, ale patrząc na to, ile nastolatek nie jest w ogóle świadomych na temat seksu, patrząc na nastoletnie ciąże, warto sobie zadać pytanie, czy nie lepiej jest, by taka dorastająca dziewczyna lepiej wyładowywała te emocje właśnie w ten sposób, niż pchała się w związki, które niekoniecznie dobrze kończą się dla zdrowia fizycznego i psychicznego? Żeby nie było: daleka jestem od umoralniania. Nie zabronię seksu nastolatkom, bo i tak to będą robić. Robią to od wieków, nie oszukujmy się. Ale z drugiej strony seksuologowie często mówią, że wiek nastoletni nie jest odpowiedni dla rozpoczęcia współżycia seksualnego - ze względu na małą dojrzałość psychiczną, czy społeczną, a także na brak gotowości zajęcia się ewentualnym potomstwem. Stąd ta granica, kiedy można legalnie współżyć, czyli 15 lat w Polsce, nie jest jakimś widzimisię. Seks w tym wieku, czy w młodszym jest po prostu szkodliwy dla psychiki i kreuje często zły obraz związku na późniejsze lata. Stąd ta dobra cecha Mary Sue i pisania fanfiction z takimi postaciami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z kultury nie wykorzenimy też takich postaci. Wydaje nam się, że kiedyś było lepiej, bo o takich Mary Sue często zapominano, a tymczasem one istnieją od zawsze, odkąd istnieją młode osoby ze skłonnościami do przesady czy skrajności. Ale jak w miarę dorastania wyrastamy z różnych głupstw, tak samo większość nastolatek wyrasta z pisania takich postaci (znam opinie bardziej dorosłych kobiet, które mówią o tym, że pisały o takich postaciach i się tego wstydzą. Ja również, nie jestem święta pod tym kątem), dlatego też moim zdaniem walka z nimi nie ma najmniejszego sensu. Jedynie warto walczyć z seksizmem pod tym kątem, lecz kiepskie postacie będą istniały zawsze, niestety (lub stety, zależy, jak na to spojrzeć). I to chyba na tyle.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS. Następnym razem postaram się napisać coś o reprezentacji rasowej w mediach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com2Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-64869542233683195522013-11-25T21:10:00.000+01:002013-11-25T21:10:40.563+01:00O fandomie wreszcie, czyli wstępne wnioski do mojej pracy magisterskiej<div style="text-align: justify;">
Miałam trochę długą przerwę na tym blogu. Pierwotnie tekst miał mówić o czymś innym, pewne okoliczności zdecydowały jednak inaczej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pewnie większość z Was wie (lub też nie), że piszę moją pracę magisterską o fandomie. Dokładny temat brzmi:</div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
"Wpływ Internetu na rozwój nowych więzi społecznych. Przykład fandomu."</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
Dlaczego taki? Bo w zasadzie to było po uzgodnieniu z promotorem, a druga sprawa - o fandomie można pisać wiele, jest to temat interdyscyplinarny. Magisterka nie jest jednak żadną monografią naukową, więc muszę ograniczyć pole działania. Ale jako niedoszły socjolog przyznaję, że fandom mnie fascynuje pod kątem społecznym. Z racji tego, że fandomy sporo udzielają się w Internecie, to nie ominęło ich wiele zjawisk (zarówno pozytywnych, jak i negatywnych), które dotyczą interakcji w Internecie ogólnie. Chciałabym tu zawrzeć moje wstępne tezy, jak i wnioski, a także przybliżyć temat fandomu z pewnego dystansu naukowego. Mimo, iż sama czuję, że jestem częścią jakichś tam fandomów, to niestety, muszę się starać być obiektywna. Nie uda mi się to w 100%, to wiem na pewno. Ale chociaż trochę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dlatego też z góry ostrzegam: <b>tekst może nie być miły</b>. Może niekoniecznie to się tyczy moich rozmówców z badań, ale mogą paść niemiłe stwierdzenia. Może zaboleć, krótko mówiąc. I założę się, że ktoś może na bank się obrazić za pewne słowa, które tu napiszę, jednak jednak moją rolą, jaką sobie sama wyznaczyłam, jest prowokacja do myślenia i refleksji. A także zachęta do dyskusji. Nawet będę się cieszyć, jeśli ktoś się ze mną nie zgodzi, ale pod warunkiem, że będzie starał mi się wskazać, dlaczego się mylę. Dodam jeszcze, że na pewno tak moja praca magisterska nie będzie wyglądać, ten tekst służy także temu, żeby przybliżyć ten temat. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przejdę teraz do tez. W trakcie ich omawiania będą przewijać się pewne wnioski, oparte na rozmowach z członkami trzech fandomów (Tolkien, manga i anime, Sherlock BBC), a także na podstawie własnej obserwacji. </div>
<br />
<ul>
<li style="text-align: justify;"><b>Komunikacja i interakcje w fandomie (także w Internecie) niewiele się różnią od komunikacji w innych grupach/społecznościach.</b></li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
W zasadzie jedyna różnica jest taka, że fandom jest bardziej rozproszony. I czym większy, tym częściej jest tak, że sporo osób się nie zna (przykładowo ja wciąż odkrywam nowych, polskich Whovian, czyli fanów Doktora Who. Okazuje się, że ten fandom się rozrasta w Polsce). Ale to jest normalna reguła - czym większa społeczność, tym ludzie się mniej znają osobiście. Czym większa grupa, tym bardziej otwarta, przewija się o niej (i przez nią) więcej informacji. Ma to jednak też skutki negatywne - m.in. szybciej rozpowszechniają się stereotypy, czy informacje nieprawdziwe. W konsekwencji w takiej społeczności, w takim fandomie prędzej czy później dochodzi do rozłamu na grupki, podgrupki, a nawet kliki. W szczególności widać to na przykładach pairingów w fandomie. Podam to na przykładzie Hobbita, który w zasadzie jest dość świeżym fandomem, ponieważ w grudniu ma wyjść druga część, a w przyszłym roku - trzecia. W zasadzie na przykładach różnych pairingów można zobaczyć, że każdy znajdzie coś dla siebie - lwia część lubi Bagginshielda (czyli Bilba Bagginsa i Thorina Dębową Tarczę jako parę - czy to romantyczną, czy to przyjaciół. Zresztą na temat pairingów to potrzeba chyba oddzielnego wpisu, by zrozumieć choć trochę ten fenomen) czy Durincest (czyli Filiego i Kiliego, najczęściej w kombinacji romantycznej), ale swój kącik znajdą też nietypowe pairingi, jak Smaug i Bilbo (głównie z powodu aktorów, którzy grają ich role). Co kto lubi. I każdy właściwie siedzi w tej swojej podgrupce - bo niby lubimy to samo, a jednak nie do końca, bo każdy ma jednak jakby swoją interpretację - i tak jak jedni widzą Filiego i Kiliego jako braci, tak inni będą widzieć w ich relacji zakazaną miłość. Zjawisko pairingowania czy shippowania ma swoje zalety, jak i wady. Zaletą jest to, że w pewnym sensie rozwija to kreatywność fanów, przewijają się nowe interpretacje danego dzieła, z części z nich korzystają nawet oryginalni twórcy (czy dobrze, że tak robią, czy źle, to inna kwestia), więc następuje taka komunikacja, zwłaszcza, gdy dzieło jest otwarte. To już nie jest to, co kiedyś. Pod tym względem kultura się zmienia. Mogę to zaprezentować na prostym schemacie: </div>
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNkcHyuvZsMwD6yoO8Ejnn3f_GzcRxl4Yr2nE2CP72nFRrdQHvI846V7dSPeUlUc-zwqIK7iqJajYfchmct-FxlDBQpw5gvhGv4I6EOf29tXgXjp4G3f2iCcm39MTXMHsXw8KUK_WQLSs/s1600/schemat.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="162" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNkcHyuvZsMwD6yoO8Ejnn3f_GzcRxl4Yr2nE2CP72nFRrdQHvI846V7dSPeUlUc-zwqIK7iqJajYfchmct-FxlDBQpw5gvhGv4I6EOf29tXgXjp4G3f2iCcm39MTXMHsXw8KUK_WQLSs/s320/schemat.png" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Dzieło własne, made in paint. U góry - jak komunikacja w kulturze wyglądała kiedyś, na dole, jak wygląda teraz.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I jednak dodam, że ta komunikacja wzajemna nie przebiega od czasów Internetu - ona została tylko wzmocniona. W końcu kiedyś autor też otrzymywał jakieś listy, czy prośby od fanów, fanarty, opowiadania. I to jest całkiem dobre, bo fani często mają dobre pomysły. Wiem, że George Martin, autor "Gry o Tron", ponoć sam prosił fanów o odtworzenie wszystkich drzew genealogicznych postaci, ponieważ sam się w tym pogubił. Fani mu oczywiście pomogli. Ale ma to też swoją mroczną stronę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zauważam, że często komunikacja przebiega na zasadzie memu - że jakiś tekst krąży do obrzydzenia. Piski, podnieta i nieracjonalne zachowania następują zwłaszcza wtedy, gdy pojawia się coś nowego. Ludzie przestają myśleć racjonalnie, a czasem zadanie jakiegoś podstawowego pytania spotyka się z niezrozumieniem. Tak miałam ostatnio z Doktorem Who - gdy nie zrozumiałam pewnej rzeczy i chciałam, żeby ktoś mi to logicznie wyjaśnił, to w odpowiedzi dostałam teksty z serialu, które nie mówią nic. Gorsze przypadki spotykam jednak, jeśli chodzi o pairingi. I tu przejdę do mojej drugiej tezy, która to lepiej wyjaśni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<ul style="font-weight: bold;">
<li style="text-align: justify;"><b>Fandom w pewnych momentach przyjmuje cechy sekty/religii.</b></li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
I o ile komunikacja była dość pozytywnym zjawiskiem, to chcę powiedzieć jednak o czymś bardziej mrocznym, co widać w niemal każdym fandomie. Nie tylko tym filmowym/serialowym, ale także w fandomach muzycznych. Mam na myśli tu negatywne zjawiska, które objawiają się zwłaszcza w kłótniach. Czy to będą kłótnie na temat tego, który pairing jest lepszy, czy to będą kłótnie na temat tego, że coś mi się nie podobało w danym filmie - to nie jest istotne. Istotne w tym momencie są dalsze zachowania.</div>
<div style="text-align: justify;">
Teza nie jest moja. Właściwie jestem tylko jej zwolenniczką. Pierwszy zaprezentował ją bodajże Henry Jenkins w swoim dziele <i>"Kultura konwergencji"</i> ponad 20 lat temu. I tu zabrzmię może kontrowersyjnie, ale... Uważam tym samym, że taki czysty ateizm nie istnieje. Człowiek jest istotą, która potrzebuje mieć jakieś oparcie, coś, w co będzie wierzyć, czym będzie żyć, z czego będzie czerpać idee. Na religii opierają się wszelkie społeczeństwa, chyba nie ma społeczeństwa, które by się rozwinęło bez religii. To, że teraz Europa się ateizuje, to nic nie znaczy - właśnie Europa jest wyjątkiem na tle świata. Moim zdaniem świat dąży do różnorodności, ale to inny temat. Miało być o fandomie. Naprawdę, nie chcę nikogo umoralniać, nie chcę się bawić w dobrą ciocię, która powie, co wolno, a czego nie. Ale doprawdy, bawi mnie to, gdy ktoś mówi np., że jest ateistą, a jednocześnie jest strasznie zagorzałym i radykalnym fangirlem/fanboyem. Jeśli opis pasuje do Ciebie, Czytelniku, to zastanów się, czy tym samym nie szukasz jakiegoś zastępstwa? Jeśli nie, to jak wytłumaczysz nieracjonalne zachowania? A takich obserwuję mnóstwo. Mam ostatnimi czasy wrażenie, że dla niektórych krytyka (nie krytykanctwo w stylu "Nie lubię tego, bo tak") jest czymś nie do zniesienia. Nie, krytyka nie jest żadnym zamachem na świętość. Bo takowej nie ma. Mam też wrażenie, że oprócz tego, że zanika umiejętność dyskusji (bo moja prawda jest mojsza), to w dodatku ludziom brakuje dystansu. Niestety, fandom dotyczy najczęściej kultury popularnej/masowej. Czy tego chcemy, czy nie. To nie jest najważniejsza i najistotniejsza rzecz w naszym życiu. A już rzadko kiedy znajduję ludzi, którzy oglądają coś/czytają jedynie dla rozrywki. Tak, dla rozrywki, po czym przechodzą do życia codziennego. Nie wszystko w końcu ma jakiś głęboki sens. Wręcz przeciwnie, większość rzeczy jest stworzona dla pieniędzy i służy tylko rozrywce. I nie ma się czego wstydzić, jeśli daną rzecz oglądamy/czytamy/słuchamy, bo po prostu to lubimy, a nie dlatego, że zmienia nasze życie, czy nadaje mu sens. Takie zachowania są niebezpieczne, ponieważ podobne mechanizmy mamy w sektach. Może to doprowadzić do tragicznych rzeczy, typu akcje "Tnę się dla Justina", gdzie przez trolli internetowych dziewczynki robiły sobie krzywdę, bo wierzyły, że dzięki temu Justin Bieber, ich idol, przestanie palić marihuanę. Oczywiście mówię o przypadkach skrajnych. I o ile jestem w stanie zrozumieć kogoś, kto siedzi w tych fandomach, bo to jest dla niego jakaś tam rozrywka, czy odskocznia od stresów z dnia codziennego, tak trzeba uważać na bardzo cienką granicę, gdzie człowiek przestaje myśleć racjonalnie i żyje tylko fandomem lub uważa fandom za najważniejszy aspekt swojego życia. Że potem wszelka krytyka to jak zamach na świętość i oglądanie czegoś lub czytanie nadaje sens Twojemu życiu, nawet jeśli to tylko historia, jakich wiele. Dlatego być może ktoś mnie może nazwać beznadziejnym fanem, ale ja się tak nie angażuję. Lubię coś obejrzeć. Lubię poczytać. W końcu dlatego też założyłam bloga z recenzjami. Lubię czytać fanowskie teorie, żarty na temat danego dzieła, oglądać fanarty, czytać opowiadania, a nawet pisać. Mogę nawet grać daną rolę postaci z popularnego dzieła, ale też łatwo z niej wychodzę. Ale wszelkie podporządkowywanie życia fandomowi? Temu mówię stanowcze nie. Bo jest to bardzo cienka granica, jak już mówiłam. Człowiek może się zapędzić i nawet nie będzie wiedział, kiedy się zatraci, a tym samym straci znajomych, umiejętność dyskutowania, argumentowania, czy w skrajnych przypadkach - zdrowie lub życie. Nie bez powodu chyba słowo "fan" pochodzi od słowa "fanatyk". Ale dość marudzenia. Przejdę do ostatniej tezy, o której już lekko wspomniałam.</div>
<div>
<ul>
<li style="text-align: justify;"><b>Fandom to zjawisko dotyczące kultury popularnej/masowej.</b></li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Szczerze, czasem spotykam się z określeniami "fandom teatru", "fandom Les Mis", itd. Moim zdaniem jednak to nie ma sensu. Dlaczego? Powody są przynajmniej dwa: po pierwsze, fandomy kształtują się wokół dzieł niedokończonych/świeżych (jak Harry Potter, który się skończył, a jednak fani ciągle są), kiedy jeszcze można dyskutować z autorem. Po drugie, musi to dotyczyć dzieła, które nie jest znane koniecznie w każdych kręgach, czy wszędzie lubiane. Przykładowo - możesz być fanem "Gwiezdnych wojen", ale nikt nie nakazuje znać "Doktora Who". W przypadku "Les Mis" sprawa jest taka, że jest to musical oparty na książce "Nędznicy", która już się zalicza do klasyki. Dzieło zamknięte, nie ma opcji powrotu, dyskusji, że może coś nowego powstanie. To też tak samo, jakby powiedzieć, że "należę do fandomu Szekspira". Szekspir to klasyk i każdy wykształcony człowiek powinien chociaż znać jedno dzieło tego autora. Szekspir jest zakorzeniony na dobre w kulturze, przewija się on też w kulturze popularnej. Nie ma opcji go nie znać. Możesz nie lubić, ale jeśli nie chcesz być uważany za ignoranta, nie możesz powiedzieć, że tego nie znasz. Owszem, są tworzone wariacje na temat Szekspira, ilustracje do jego dzieł, itd. Ale w dalszym ciągu nie spełnia on wymogów fandomu. Fandom to społeczność, która zazwyczaj rozwiązuje się/rozluźnia, gdy dzieło się zamyka. A dzieła Szekspira są zamknięte.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I to jest tak krótko, co chciałam przedstawić o fandomie pod kątem społecznym. Trochę luźno nawiązywałam do moich rozmówców, a bardziej do swoich własnych przemyśleń. Generalnie fandom ma zalety - chociażby taką, że wprowadza człowieka w kulturę. Lubisz Doktora Who? Podobają Ci się wątki filozoficzne? To może sięgniesz do klasycznych dzieł o tej tematyce. Zawsze to jakaś furtka. Niestety, w każdej takiej grupie czyhają pułapki, przed którymi należy się strzec. Nie chcę nikogo tu oceniać, ani też wychowywać, lecz jeśli skłonię choć jedną osobę do refleksji, to będę z siebie dumna. I to tyle ode mnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
A w następnej odsłonie prawdopodobnie będzie o Mary Sue. </div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com3Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-51230907635559528342013-11-02T18:13:00.000+01:002013-11-02T18:13:29.835+01:00Słów kilka o homoseksualizmie<div style="text-align: justify;">
Dawno mnie tu nie było, bo skupiłam się na blogu z recenzjami, do którego również będę sukcesywnie wracać, ale ten wpis jest nawiązaniem do poprzedniego wpisu i jest on na prośbę mojej koleżanki z roku, która pisze pracę magisterską o homoseksualizmie. Prosiła mnie o to, więc... piszę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I cóż mogę stwierdzić... Może tak najpierw lokalnie. W skali ogólnopolskiej nie jest dobrze. Nie jest dobrze, jeśli chodzi o akceptację odmiennej orientacji seksualnej (czyli mamy do czynienia z heteronormatywnością). Nie wiem, jak tym samym Polska ma być atrakcyjnym krajem do osiedlania się imigrantów czy ściągania ludzi o wielkim potencjale kreatywności. Mam tutaj na myśli pana <a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Richard_Florida">Richarda Floridę</a>, który jest badaczem miast, jakby to po polsku ująć (a bardziej badaczem urbanizacji) i opracował on kilka indeksów, które jego zdaniem mają wpływ na to, że miasto jest atrakcyjnym miejscem dla m.in. artystów (bo czym więcej artystów, tym miasto staje się coraz bardziej atrakcyjne) i takim indeksem jest m.in. "Gay index", czyli w skrócie chodzi o to, czy dane miasto toleruje homoseksualizmu. Dodam tylko, że w sumie ma to sens na szczeblu lokalnym, a w szczególności w USA, gdzie rywalizacja miast i aktywność lokalna mieszkańców są dość spore. U nas takich badań nie robiono, ale sądząc po innych, dostępnych badaniach można stwierdzić, że ten indeks byłby bardzo niski. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Odwołuję się tu głównie do badań CBOSu: </div>
<div style="text-align: justify;">
- Stosunek do gejów i lesbijek oraz związków partnerskich z lutego 2013 r.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wartości i normy z sierpnia 2013 r.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I... Za wesoło to nie wygląda i potwierdza wiele moich obserwacji. Tylko 25% badanych zna osobiście geja lub lesbijkę. Tylko 12% mówi, że homoseksualizm jest czymś normalnym, a 83% badanych uważa homoseksualizm za odstępstwo od normy. I zatrzymamy się tutaj. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Mit: Homoseksualizm nie jest czymś normalnym, natura stworzyła nas inaczej.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
To opinia, z jaką dość często się spotykam. Należy zadać sobie najpierw pytanie, czym jest norma? Tym, co jest udziałem większości? Jeśli tak, to zgadza się, homoseksualizm jest odstępstwem od normy. Ale takie stwierdzenie powinno mieć wydźwięk neutralny, a przynajmniej naukowy. Skoro w zależności od badań 5-15% ludzkości jest nie-heteroseksualna, to znaczy, że heteroseksualizm jest jakąś normą. Ale czy niezgodną z naturą? Sądziłam, że jest to obalone. Nie jestem biologiem, ale z tego, co wiem, homoseksualizm występuje wśród wielu gatunków zwierząt. Zazwyczaj niektóre osoby próbują zwalczać ten argument, uzasadniając, że jest <a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Homoseksualizm#Zachowania_homoseksualne_zwierz.C4.85t">"więcej, niż 1500"</a>, ale warto się zastanowić: ile jest na świecie ssaków, a ile owadów? Owadów jest o wiele, wiele więcej. Nie ma jednak sensu porównywać jakiegoś owada z np. żyrafą, ponieważ są to dwa różne organizmy, w dodatku niespokrewnione ze sobą, ani nie są nawet w tej samej grupie zwierząt, tak więc biologia ich organizmów wygląda inaczej, tak samo jak i zachowania. W przypadku np. takich delfinów zachowania homoseksualne są dość powszechne zwłaszcza wśród samców, które nie mają dostępu do samic, a chcą zaspokoić popęd. W przypadku szympansów bonobo takie zachowania są związane z... rozwiązywaniem konfliktów. Naukowcy tak stwierdzili po obserwacjach, że jeśli w grupie takich szympansów rozładowane jest napięcie seksualne, obojętnie w jaki sposób, tym mniej konfliktów i generalnie cała grupa jest zadowolona. :) Tak więc to, że homoseksualizm jest sprzeczny z naturą, można wsadzić między bajki. Występuje w naturze, a skoro występuje, znaczy, że jest zachowaniem naturalnym i tyle. To, że ma inne funkcje w świecie zwierząt, to zupełnie inna sprawa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Polacy dość niechętnie odnoszą się do walki o prawa mniejszości seksualnych. Nie akceptują publicznego okazywania swojej orientacji (63%), 68% nie chce legalizacji małżeństw homoseksualnych, a aż 87% nie popiera prawa do adopcji dzieci. Jest to tym smutniejsze, że dalej czytamy, że duży odsetek Polaków akceptuje związki partnerskie kobiety i mężczyzny (85%), natomiast tylko 33% związki partnerskie dwojga ludzi tej samej płci. 56% Polaków ocenia homoseksualizm jako zachowanie złe, które nie może być usprawiedliwione. Dla pocieszenia można dodać, że z roku na roku odsetek takich wypowiedzi jest coraz mniejszy (była to skala 7-stopniowa, 1 - zachowanie złe, 7 - zachowanie dobre. W 2005 roku średnia dla homoseksualizmu wynosiła 2,29, a w 2013 - już 3,08. Nie jest to duża zmiana, ale jednak). Żałuję, że nie było w pierwszym raporcie pokazanych cech społeczno-demograficznych. Ale czas na wyjaśnienie kolejnego mitu:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Mit: Wszechobecna promocja homoseksualizmu doprowadza do przyzwolenia pedofilii, czy zoofilii.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
I rozłóżmy to na czynniki pierwsze. Po pierwsze, bawi mnie zawsze określenie "promocja homoseksualizmu" - mam zawsze wtedy ochotę odpowiedzieć: "Promocja? Dwa homoseksualizmy w cenie jednego, czy jak?" Otóż to jest coś, o czym wspomniałam w poprzednim wpisie, czyli "wirus homoseksualizmu". Mam wrażenie, że wciąż panuje przekonanie, że jeśli homoseksualizm jest przedstawiany jako zachowanie normalne, że homoseksualiści są normalnymi ludźmi, to nagle ja, osoba heteroseksualna, stwierdzę "Hm, fajny ten homoseksualizm, chyba zostanę lesbijką." Jest to mit, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu doprowadzał do tragedii i do przekonania, że homoseksualizm da się leczyć. To tak nie działa. Choćby nie wiem jak mi pokazywano zalety homoseksualizmu, ja co najwyżej będę takie osoby akceptować i popierać ich dążenia do tego, by odpowiednie prawa zostały im przyznane. Ale nie stanę się nagle lesbijką. Nie stanę się nią tak samo z powodu, że mam atrakcyjną koleżankę/koleżankę, która jest lesbijką/zawiodę się na mężczyźnie. To mity, lansowane z mediów i filmów porno (ale do tego jeszcze nawiążę). Wiele osób usprawiedliwia swoją homofobię tym, że "Ja się ich nie boję, ja się ich brzydzę" - nie. Brzydzisz się myślą, że mógłbyś uprawiać seks z osobą tej samej płci. I jest to normalne. Ale dla nich myśl, że mogliby uprawiać seks z osobą płci przeciwnej jest czymś wstrętnym. Proste. Co do pedofilii, o której jest strasznie głośno: nie ma jednoznacznych badań, które uzasadniają, że homoseksualizm ma jakiś związek z pedofilią. Pedofil ma jakieś preferencje dotyczące płci, ale zazwyczaj chodzi mu o fakt wykorzystywania dziecka, a nie o płeć. Niektórzy badacze mówią, że pedofilia to oddzielna orientacja seksualna (co nie znaczy, że nie jest karalna! Wręcz przeciwnie, może wyeliminować w ten sposób wymówkę takiego delikwenta, że jest chory psychicznie. Zresztą, nawet na wikipedii można poczytać o tej klasyfikacji). Tak samo nie znam człowieka obojętnie jakiej orientacji, który by nie potępiał pedofilii - poza samymi pedofilami, choć i ci czasem brzydzą się samymi sobą, że ciągnie ich do dzieci (jak czytam niektóre artykuły prasowe). Co do zoofilii - moje zdanie jest takie - póki nie można możliwości porozumienia się ze zwierzętami na tym samym poziomie intelektualnym czy językowym, tym samym nie powinno być przyzwolenia na takie zachowanie. Jednak sami zoofile również potępiają pedofilię. Jeśli macie otwarty umysł i nie boicie się tematów tabu, polecam poczytać <a href="http://3dno.pl/z-milosci-do-zwierzat/">ten artykuł</a> (nie bójcie się, jest to strona blogera, który ciekawie pisze o tematach psychologicznych i społecznych, nie jest to artykuł jakiś drastyczny, czy wychwalający cokolwiek, raczej popularnonaukowy).<br />
<br />
Takich mitów czy stereotypów można przedstawiać wiele. Generalnie na Internecie zauważam, że największymi homofobami są mężczyźni. Kobiety znacznie częściej akceptują odmienną orientację lub jest im to obojętne. Ale oczywiście homoseksualizm i zjawiska z nim związane to nie tylko radosna strona pt. "Zobaczcie, jesteśmy normalni" - bo co do tego ja się nie kłócę. Ale chciałam pomówić o zjawisku <b>fetyszyzacji homoseksualizmu</b>. Dotyczy ono jednak o wiele częściej osób heteroseksualnych, często pojawia się w fandomach, jest jednak ono słabo opisane lub opisane z jednej strony. O co chodzi?<br />
<br />
Zacznijmy od filmów porno, o czym wspominałam. Wystarczy wejść na dowolną stronę z filmikami porno i zobaczyć, ile jest filmików w kategorii "lesbijki", a ile w kategorii "geje". To jest właśnie ten paradoks wśród homofobicznych zachowań mężczyzn, że homoseksualiści są źli (lub ogólnie geje, czy wszyscy homoseksualiści, kobiety również, są źli), ale filmiki porno z lesbijkami są fajne. Może pominę to, jak one są przedstawione, że panie tam grające w ogóle nie są lesbijkami, to jeszcze... No, może oddam głos prawdziwym lesbijkom, które wyśmiewają niektóre zachowania z filmów porno:<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/PJvYprLDcRs?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
I to jest właśnie fetyszyzacja. Że gdy myślimy na poziomie ludzi, to mamy "nie, to jest obrzydliwe", a gdy sprowadzamy kobiety do poziomu zabawek seksualnych, to nagle staje się to atrakcyjne. Lecz atrakcyjne na zasadzie "Jak one razem fajnie wyglądają, dołączyłbym." I tu jest element takiej chęci dominacji. Jest to oczywiście bardzo krytykowane przez feministki, lesbijki i wiele innych grup, ale! Fetyszyzacja dotyczy również gejów.<br />
Bardzo popularny w kulturze japońskiej jest rodzaj mangi i anime zwany yaoi/shounen-ai (przy czym druga nazwa jest bardziej stosowana na Zachodzie, niż w Japonii), który przedstawia związki męsko-męskie, choć jest to przedstawienie bardzo stereotypowe, o czym za chwilę. Co ciekawe, jest to gatunek skierowany do heteroseksualnych kobiet. I zdobył ogromną popularność. Nie będę się rozwodzić nad walorami artystycznymi, jednak przeciętne yaoi ma fabułę porównywalną do Harlequina. W dodatku bardzo stereotypowo są przedstawione postacie, co moim zdaniem nawet uwłacza prawdziwym homoseksualistom - mamy silnego seme, który dominuje w związku, zazwyczaj "nawraca" drugiego bohatera na homoseksualizm i kobiecego, zdominowanego uke, który czasem nawet wygląda jak kobieta i jest spychany do roli kobiety w związku. W yaoi nie ma problemów natury psychologicznej, typu "co moja rodzina powie na to" - wszyscy akceptują, ba, nawet kibicują takiemu związkowi. A co jeszcze, świat yaoi to świat bez kobiet. Jeśli kobiety się pojawiają, to bardzo rzadko, czasami są "tymi złymi". Generalnie jednak bohaterami są mężczyźni. Skąd popularność tego gatunku, który popularny jest też w dużej części żeńskiego fandomu mangi i anime? Mam tutaj trzy tezy:<br />
1) Jeśli takowa dziewczyna opisuje związki męsko-męskie, ma podkładkę pod to, że nie opisuje własnego życia i własnych doświadczeń. Czyli rola maskująca (do tej tezy przekonała mnie pewna znajoma).<br />
2) Brak doświadczeń w życiu seksualnym, romantyzm i takie romantyczne myślenie na temat seksu czy związków powoduje to, że staje się to atrakcyjne.<br />
3) Konfrontacja z życiem codziennym. Jeśli zazwyczaj mówi się o facetach, że są bezuczuciowi, tak tutaj mamy pełno uczuć, w dodatku przedstawianych przez samych facetów.<br />
Dodam tylko, że zjawisko jest również w fandomach zachodnich, ale tamtejsze określenie na związki męsko-męskie to "slash" - pochodzi ono ze "Star Treka", gdzie fani zaczęli widzieć w Kirku i Spocku parę - a opowiadania z nimi opisywali jako "Kirk/Spock". Znaczek "/" to po angielsku "slash", więc stąd nazwa. Nie ma w tym nic złego, ale często przybiera to formę absurdalną i agresywną. Np. często (choć teraz już coraz rzadziej) można było się spotkać z takimi opiniami w fandomie Sherlocka (chodzi o serial BBC), że "jeśli nie uważasz, że Sherlock i Watson są idealną parą, to jesteś homofobem". Doszukiwanie czegoś, czego nie ma lub interpretacja pewnych scen są rzeczami normalnymi. Mówienie, że robię to po to, bo "brakuje reprezentacji homoseksualistów w mediach" też jest ok. Ale atakowanie fanów z inną opinią moim zdaniem nie jest ok. Bo nie ma to nic wspólnego z homofobią, a takie zachowanie ma bardzo dużo wspólnego z fetyszyzacją.<br />
Aha, i jeszcze jeden czynnik - atrakcyjność bohaterów/aktorów odgrywających role. Mam na myśli Durincest z Hobbita, czyli parowanie ze sobą Kiliego i Filiego, którzy są braćmi. Niestety, mam wrażenie, że większość nie ma zielonego pojęcia o kazirodztwie od strony psychologicznej, najczęściej fanki (a może i fani, nie wiem) skupiają się na tym, że "oni tak ładnie ze sobą wyglądają". Nie przeczę, że Dean O'Gorman i Aidan Turner są atrakcyjnymi mężczyznami - bo są. Peter Jackson sam o nich powiedział, że zostawia ich jako atrakcyjny element, żeby i kobiety mogły nacieszyć swoje oko podczas oglądania przygodowego filmu. Ale przykre jest to, że jest to spłycane właśnie do atrakcyjności.<br />
<br />
I na tym kończę wywód. Można byłoby długo pisać, rozwodzić się, ale to chyba byłoby za dużo. Jeśli jednak macie jakieś pytania, to piszcie - postaram się zrobić jeszcze jeden wpis na ten temat.<br />
PS. Jeśli ktokolwiek chce skorzystać z treści tego bloga - pozwalam na to, ale pod warunkiem odpowiedniego cytowania. I tyle :)</div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com0Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-40058326187985992612013-09-06T00:52:00.000+02:002013-09-06T00:52:26.991+02:00Ach, ten nieszczęsny gender...<div style="text-align: justify;">
Ech, miało być o mitach, prawda? To po części będzie. Znaczy do tego wpisu skłoniła mnie wszechobecna panika w Internecie na temat programu "Równościowe Przedszkole" (program do ściągnięcia <a href="https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=1&cad=rja&ved=0CC4QFjAA&url=http%3A%2F%2Fmaleprzedszkola.pl%2Fcontent%2Fdownload%2F22683%2F72769%2Ffile%2F&ei=7gApUtzCE4SthQeBxIG4Dw&usg=AFQjCNGkcxE6OyILXkhYdrI4oTA82qFOjw&sig2=sVIkJZnnaHAare-FRzWAhg&bvm=bv.51773540,d.ZG4">tutaj</a>). Ale bardziej chodzi o to, jak z tą informacją postąpiły przede wszystkim media prawicowe. I naprawdę, smutno mi patrzeć na to, jak wielu ludzi się złapało na taką informację:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Scenariusz zajęć zakłada, że chłopcy będą odgrywać rolę dziewczynek, a dziewczynki chłopców. Autorki zalecają nauczycielom przedszkoli, by chłopców podczas zajęć przebierać w spódniczki, pantofelki, blond peruki z różowymi wstążeczkami, namawiać do zabawy lalkami oraz do czesania sobie loków, zaplatania warkoczy. Oczywiście nie należy zapominać,że powinni malować sobie usta czy paznokcie i parzyć kawkę po uprzednim upieczeniu ciastek.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
(źródło: <a href="http://wsumie.pl/tylko-u-nas/72208-ala-jest-chlopcem-a-jas-dziewczynka">wsumie.pl</a>)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A tak mało zadało sobie trud samodzielnego poszukania źródła i... Może nawet nie tyle informacji, co dokładnym przeczytaniu tego. A co mamy w oryginalnym źródle? Nic takiego. Jedyne to, co odpowiada tej "plotce" (bo w życiu nie nazwę tego rzetelnym artykułem prasowym), to jest ten scenariusz:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTpMrVv_M00_VpFc5Z3Lk9GoGTQXQyq_KImMLTGde02ZesYUfjS16kmCdRhOkjFRu4VCP2UyFE15BrAU-3I3fbY11k9lfqP3p-BtQ1wLU57ghUf75NImoGUl5kYbznd0Kqj8JZsRhnuss/s1600/gender.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="373" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTpMrVv_M00_VpFc5Z3Lk9GoGTQXQyq_KImMLTGde02ZesYUfjS16kmCdRhOkjFRu4VCP2UyFE15BrAU-3I3fbY11k9lfqP3p-BtQ1wLU57ghUf75NImoGUl5kYbznd0Kqj8JZsRhnuss/s400/gender.png" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wybaczcie, że tak marnie sklejone, ale tabelka była rozwalona na dwie strony. Źródło: program "Równościowe przedszkole", link wyżej.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
I zadaję takie pytanie: no i? Naprawdę to coś złego? Zwłaszcza, że nie chodzi o przebieranki w stylu crossdressing, nie chodzi o stroje współczesne, tylko o <b>historyczne i kulturowe</b>. Chciałam zauważyć, że na przestrzeni wieków bardzo to się zmieniało. Jeden z faktów, który (mam nadzieję, że jeszcze w szkole tego uczą) był dla mnie ciekawy, to był fakt o starożytnych Rzymianach. Otóż starożytni Rzymianie uważali, że prawdziwy mężczyzna powinien nosić togę albo tunikę. Nie do pomyślenia były dla niego spodnie, które to nosili barbarzyńcy. Podejrzewam, że złapaliby się mocno za głowę, widząc "upadek obyczajów", skoro noszenie spodni przez mężczyzn jest (w dalszym ciągu, wbrew tej prawicowej histerii) czymś powszechnym. Mało tego, kobiety też noszą spodnie! Mnisi buddyjscy noszą też szaty, które raczej spodniami nie są. A co z księżmi i sutannami? Zresztą, niepokoi mnie fakt, że w argumentach internetowych komentatorów pojawia się ciągle argument, że chłopiec przebrany w sukienkę i z pomalowanymi paznokciami na pewno będzie miał skrzywioną psychikę i będzie gejem (widać "wirus homoseksualizmu" ciągle tkwi w głowach niektórych), a o dziewczynkach, które bawią się samochodzikami, to ani słowa. Jak ja kocham podwójne standardy, w jakich żyjemy... W każdym razie - mój wniosek jest taki, że... Uwaga, może dla kogoś to będzie coś odkrywczego, ale... Tradycja nie jest czymś niezmiennym. Społeczeństwo ciągle się zmienia i fakt, że pewne zmiany są stymulowane przez określone grupy, czy to lobbujące, czy to ogólnie polityczne, nie zmienia tego, że nie cofniemy się do czegoś, co było kiedyś. Nie zatrzymamy tego, jeśli społeczeństwo wyrazi na coś zgodę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miałam o gender mówić. Skrótowo jednak tego się nie da omówić, bo jest to cała teoria. Ano właśnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Mit: "Ideologia gender ma na celu promocję/zachętę do homoseksualizmu..."</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Fałsz. Po pierwsze, nie jest to żadna ideologia, a jedynie teoria naukowa. Choć moim zdaniem teoria, to za duże słowo. Bardziej bym rzekła - teza. Teza mówiąca w najbardziej skrajnym wydaniu o tym, że "nie rodzimy się ani mężczyznami, ani kobietami, tylko się nimi stajemy". Choć z góry zastrzegam: daleka jestem od konstruktywizmu, który właśnie mówi o tym w ten sposób. Nie ma jednoznacznych dowodów na to. A dlaczego? Ano dlatego, że próbowano tak robić w <a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Kibuc">kibucach</a> i eksperymentowano w ten sposób, że nie przydzielono chłopcom i dziewczynkom żadnych konkretnych zabaw ani zabawek. Po pewnym czasie i tak okazywało się, że większość dziewczynek woli zabawy, które są spokojniejsze, oparte na wyobraźni (jak na przykład zabawa w dom), a chłopcy bardziej agresywne, wymagające ruchu. Więc moim zdaniem to nie jest tak, że biologia nie ma żadnego wpływu. Owszem, ma, podobnie jak i hormony, które mają wpływ na naszą psychikę. Ale jednak społeczeństwo niewątpliwie też ma wpływ na nasze oczekiwania względem mężczyzn, albo względem kobiet. Od małego nas uczą, że "dziewczynka powinna siedzieć cicho, być grzeczna", a chłopcu pozwala się na więcej. W żadnym wypadku nie prowadzi do homoseksualizmu. Często czytam wypowiedzi pewnych aktorów, którzy są gejami. W ich dzieciństwie często nie brakowało niczego, nie mieli jakichś "złych wzorców", bawili się w typowo "męskie" zabawy, a jednak i tak wyszło, że nie mają pociągu do kobiet. Bo przede wszystkim jest to mylenie tożsamości płciowej z orientacją seksualną. A to są zupełnie dwie różne rzeczy, niestety. A skąd ta cała ideologia? Nie wiem, ale chętnie poznam etymologię tego, skąd prawicowcom wzięło się to słowo, że teorię przekształcili w "ideologię". Czy według nich to jest zamienne? Nie wydaje mi się. To tak, jakby powiedzieć, że jest "ideologia konfliktu" zamiast "teorii konfliktu". W każdym razie ten stek bzdur można włożyć między bajki. Gender jest nauką o tym, jak społeczeństwo wpływa na postrzeganie naszych ról płciowych i tyle. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Owszem, głównie feministki próbują walczyć ze stereotypami. Ale czy to źle? Naprawdę, warto sobie zadać pytanie (ja nie oceniam tego, jak ktoś uważa): czy chcielibyście, żeby wasze córki w przyszłości były uczone, że mają po sobie sprzątać, a synowie mają wolne i mogą robić co chcą? Niestety, konsekwencje takiego wychowania potrafią być opłakane, zwłaszcza w przypadku rodzin, które nie mają córek - później nie raz czytam czy słyszę o przypadkach, gdzie matka zostaje na starość sama, bo synowie mają ją, kolokwialnie mówiąc, gdzieś. A czy ktoś ich nauczył tego, że nic im się nie stanie, gdy umyją raz, czy dwa naczynia? Czytelniku, odpowiedz sobie szczerze na to pytanie, zgodnie z własnym sumieniem. Jeśli dalej uważasz, że jednak proponowane rozwiązania są złe, to nikt nie nakazuje posyłania dziecka do przedszkola. Albo można zawsze takie dziecko przenieść, przecież chyba takich placówek jest więcej w Polsce, niż 86, w których to wprowadzono ten program? Tak samo przypominam, że wbrew stereotypowi w Polsce dozwolone jest nauczanie dziecka w domu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />Na koniec - filmik, który moim zdaniem świetnie i skrótowo obrazuje to, o co chodzi w tym całym "gender":</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/xBoKJrygPVQ?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com0Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-30306965967826611702013-08-11T18:26:00.000+02:002013-08-11T18:26:09.477+02:00Praca po socjologii i kierunkach humanistyczno-społecznych - fakty i mity<div style="text-align: justify;">
Na wstępie jednak mała sprawa techniczna. O ile jeden post na miesiąc jest moim zdaniem ok, ponieważ piszę dość obszerne posty, tak z góry mówię, że następnego postu nie będzie prawdopodobnie we wrześniu. Wrzesień planuję przeznaczyć na pisanie mojej pracy magisterskiej, to jest dokończenie kilku rzeczy, przepisanie wywiadów, itd. Dlatego do blogowania prawdopodobnie wrócę w październiku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To tyle tytułem wstępu. Dziś chciałabym się jednak zająć kwestią, która jest kluczowa dla mnie niemalże od początku moich studiów. Od początku słyszałam tylko "Gdzie można po tym pracować". Często spotykam też takie oto żarty: </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOSY7l06lgDoQAXsqO0_ENk-SzfRHq7pKBseapqRNddELLxTJAdTI1I21EEDfLdyQBqNEEcvhYMakssjcp-nMQUJaKEXlYNXyPwFGzntG1YRlR16wUMs3aZV1n4ewxWzh6sFbKeZJJArE/s1600/jan-matejko-walka-pracodawcow-o-studentow-socjologii-mem-obraz.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="190" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOSY7l06lgDoQAXsqO0_ENk-SzfRHq7pKBseapqRNddELLxTJAdTI1I21EEDfLdyQBqNEEcvhYMakssjcp-nMQUJaKEXlYNXyPwFGzntG1YRlR16wUMs3aZV1n4ewxWzh6sFbKeZJJArE/s320/jan-matejko-walka-pracodawcow-o-studentow-socjologii-mem-obraz.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I doszłam do wniosku, że pora rozprawić się z kilkoma mitami. Nie uważam jednak, że to być może kogoś zachęci do studiowania socjologii, lecz moim celem jest pokazanie, że pewne stereotypy nie są do końca zgodne z rzeczywistością.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Mit #1 - "Po socjologii nie ma pracy."</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Znaczy jest to po części mit, a po części prawda. Dlaczego? Powiem tak - prawda jest pod tym względem, jeśli ktoś decyduje się na specjalizację bardzo ogólną lub bardzo wąską, niszową. Na szczęście jednak (choć nie jestem na 100% pewna), chyba już nie ma uczelni, która oferowałaby socjologię "czystą", bez żadnych konkretnych specjalizacji. Te specjalizacje mogą być różne. Moja uczelnia przynajmniej na poziomie licencjatu oferowała po pierwszym roku studiów dwie specjalizacje: socjologia rynku i pracy oraz socjologia małżeństwa i rodziny. Obydwie miały takie zalety, że łączyły one wiedzę z różnych dyscyplin - np. na specjalizacji "rodziny" niezbędna była wiedza pedagogiczna, czy psychologiczna. Ja natomiast skończyłam specjalizację rynku i pracy, gdzie miałam dużo przedmiotów powiązanych z zarządzaniem, ekonomią i marketingiem, stąd m.in. moje posty na temat reklamy, marketingu, itd. I nawet te dwie specjalizacje otwierają już szereg ciekawych możliwości. Ale zacznę raczej od najogólniejszych "propozycji" pracy, a skończę na tych bliższych mojej specjalizacji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<ul>
<li><b>Praca w administracji, urzędach, itd. </b>Wbrew pozorom, nie każdy urząd jest taki, że przyjmuje tylko i wyłącznie prawników, ludzi po administracji, itd. Jest przynajmniej jeden urząd, w którym taka wiedza, choć jest zalecana, to właśnie o wiele lepsza jest wiedza socjologiczna, czy ekonomiczna. A najlepiej i jedno i drugie jest wskazane. Jaki to urząd? Mowa o urzędzie statystycznym. Każde województwo ma przynajmniej jeden oddział urzędu statystycznego (u mnie np. są bodajże również 3 filie). W trakcie studiów licencjackich miałam tam praktyki. I wbrew pozorom, to jest nie tylko papierkowa robota. Dowiedziałam się na wstępie, że dane demograficzne, np. ze spisu powszechnego trafiają do GUSu, który ma siedzibę w Warszawie (i jeśli ktoś jest z Warszawy, to muszę powiedzieć, że oni to dopiero tam mają mnóstwo propozycji praktyk i staży - i w pierwszej kolejności są preferowani studenci socjologii i ekonomii), a poszczególne urzędy statystyczne w danym województwie mają swoją "działkę". Urząd Statystyczny w Zielonej Górze zajmuje się prognozowaniem rozwoju gospodarczego. W skrócie polega to na tym, że wszystkie firmy w Polsce co jakiś czas (o ile dobrze pamiętam, to te mniejsze co 3 miesiące, a większe co miesiąc) wysyłają raporty, którymi zwykle zajmują się kadry. W takim raporcie firma pisze o tym, czy nastąpił rozwój, zastój, czy może regres firmy i jak firma będzie sobie radzić w ciągu trzech najbliższych miesięcy (taka samodzielna prognoza). To wszystko trafia do Zielonej Góry. Stąd potem w telewizji komunikaty, typu "GUS ogłosił, że w tym i w tym kwartale nastąpił rozwój gospodarczy o tyle i tyle procent..." Oczywiście w Urzędzie Statystycznym są inne działy, różne stanowiska, np. można zostać ankieterem. Jedna ankieta polega na badaniu ekonomicznym gospodarstw domowych (czyli rodzina mówi o tym, jak im się powodzi), w innej natomiast należy spisywać ceny w sklepie, po to również, aby GUS mógł też ogłosić podwyżkę lub obniżkę cen w stosunku do poprzedniego miesiąca. Są badania rolnictwa. Są poszczególne analizy statystyczne. Wydawanie biuletynów, które są dostępne za darmo. Wydawanie REGONu dla nowych przedsiębiorstw (swoją drogą, choć nie byłam w tym dziale, to słyszałam, że pod tym względem jest to najmilszy urząd w Polsce, ponieważ pracownicy potrafią nawet dzwonić, by się upewnić, czy petent sobie poradził ze wszystkim). Mnóstwo rzeczy generalnie. I chyba jedynym dokumentem prawnym, jaki trzeba znać, jest ustawa o służbie cywilnej. Zresztą, moim zdaniem, wiedza administracyjna jest do nadrobienia w niemal każdym urzędzie, a akurat absolwent kierunku społecznego może mieć coś, co jest bardzo przydatne - umiejętność komunikowania się (w końcu do urzędów przychodzą różni ludzie), łagodzenia konfliktów, czy zwyczajne zrozumienie danego człowieka. Choć nie mówię, że koniecznie tak musi być. </li>
<li><b>Praca w różnych domach opieki, MOPS, pomoc społeczna ogólnie. </b>Od razu jednak przyznam, że od kilku lat istnieje odrębny kierunek studiów, który bardziej przygotowuje do pracy w takim zawodzie, niż socjologia, a jest nim praca społeczna. Ale właściwie ktoś, kto kończył socjologię (tak jak u mnie) małżeństwa i rodziny, teoretycznie powinien być przygotowany do tego zawodu, do pracy z osobami starszymi, czy trudną młodzieżą. Z góry jednak mówię - praca dla wytrwałych. Wiem to z doświadczeń innych i rozmów ze znajomymi. W ośrodkach pomocy społecznej po studiach nie oferują złej stawki na początek (a przynajmniej tak było jeszcze z 2 lata temu), jednakże kryje się tu haczyk. Jest to praca, w której łatwo grozi wypalenie, stres, choroby zawodowe. Nie jest to praca dla osób szczególnie wrażliwych, gdyż trzeba odwiedzać takie miejsca, o których czyta się w tabloidach, czyli miejsca, gdzie jest brudno, gdzie ludzie są zaniedbani, chorzy, uzależnieni. Nie są to przyjemne widoki. A i są sytuacje, gdzie człowiek uzależniony od alkoholu potrafi przyjść i grozić, ponieważ on chce zasiłek. I niestety, moim zdaniem nawet wysoka stawka nie rekompensowałaby mi stresu, jaki miałabym przeżyć w tej pracy. Dlatego tak wiele osób stamtąd odchodzi. Ja jednak jestem zbyt wrażliwym człowiekiem, by czegoś takiego się podjąć.</li>
<li><b>Nauczyciel WOSu w szkole, animator. </b>To jest akurat dość zaskakujące, bo powiem wprost: nie spotkałam się osobiście z przypadkiem, żeby ktoś po socjologii pracował w szkole. Studia podyplomowe z WOSu oferuje się dla nauczycieli historii, ale gdzieś czytałam w gazecie, jak ktoś z moich wykładowców mówił, że spotkał się z czymś takim, że któryś absolwent zaczął pracować w szkole. Jak mu się to udało, tego nie wiem, ale podejrzewam, że tym minimum to był kurs pedagogiczny i zdobycie uprawnień (zawód socjologa nie ma uprawnień pedagogicznych), a także jakiś kurs, albo studia podyplomowe, bo WOS jest niestety przedmiotem, gdzie mamy raczej więcej wiedzy na temat prawa, czy polityki, niż na temat samego społeczeństwa (jakie podręczniki bym nie przeglądała, to zawsze dział o społeczeństwie to tylko niewielka część całości, jeden dział może). Z animatorem sprawa jest podobna, ponieważ przynajmniej na mojej uczelni jest kierunek animacja kultury (który jest specjalizacją z pedagogiki) i prędzej absolwenci tego kierunku mają pierwszeństwo do wykonywania takiego zawodu. Nie mówię, że jest to niemożliwe jednak w przypadku absolwenta socjologii, który powiedzmy zrobił specjalizację z socjologii kultury i zdobył uprawnienia pedagogiczne. Jest to jednak dość trudne. </li>
<li><b>Dziennikarz. </b>Będę tu szczera. Jeszcze w klasie 3 liceum myślałam o tym, by zostać dziennikarką. Chciałam iść nawet na studia polonistyczne, albo dziennikarskie. Skąd więc wzięła mi się socjologia? A wynikało to z rozmowy z moim wychowawcą, który powiedział, że studia dziennikarskie nie przygotowują do tego zawodu, dają one tylko warsztat, który można samemu nadrobić, idąc nawet na kurs, czy studia podyplomowe. Problemem jest jednak to, że musisz mieć wiedzę, żeby <b>pisać o czymś</b>. I wychowawca dodał, że lepsze teksty są napisane przez specjalistów z konkretnych dziedzin, np. z fizyki, psychologii, chemii, biologii, językoznawstwa, czy właśnie socjologii, niż przez kogoś, kto skończył tylko dziennikarstwo (zresztą, bądźmy szczerzy, patrząc na dziennikarzy z tych dużych gazet, to spora część z nich właśnie nie wie, o czym pisze, nie potrafi zrobić researchu w danym temacie. Również nie mówię tu o wszystkich! Znam przynajmniej jedną osobę, która wie, o czym pisze i chwała jej za to, lecz szkoda, że jest to jedynie na szczeblu lokalnym). Ale wracając do mojej historii: przemyślałam tę sprawę i doszłam do wniosku, że mój wychowawca ma rację. Lepiej jest mieć wiedzę w jakiejś dziedzinie. Psychologii na mojej uczelni nie ma, ale była socjologia, a tematy społeczne zawsze mnie interesowały. I tak to już się kręci piąty rok... A marzenie o dziennikarstwie porzuciłam. To znaczy, nie wykluczam, że być może mogłabym napisać kilka tekstów do czasopism, ale nie chciałabym stałej współpracy. Wiem trochę, jak to bowiem wygląda od kuchni, bo mieszkałam przez rok właśnie z tą osobą, która jest dziennikarzem i codziennie ta osoba opowiadała mi, jak to wygląda. Stres niesamowity. Poza tym, niestety nie ma tak jak w serialach, czy w filmach, temat do artykułu musisz znaleźć sobie samemu. Ciężko jest znaleźć temat, który się nie powiela, niestety. Praca na stały etat? Tylko, jeśli umiesz się przebić. W redakcjach również panuje wyścig szczurów, niestety. </li>
<li><b>Ankieter. </b>Od razu jednak zaznaczę: nie znam przypadku, żeby praca ankietera była pracą stałą, za biurkiem, od 8 do 16, na etat, itd. Jest to bardziej praca dodatkowa, dorywcza, na umowę o dzieło najczęściej. Miałam jednak okazję popracować w ten sposób. Dostałam jedno zlecenie, gdzie pojechałam z koleżanką. Ankiety są najczęściej na zlecenie jakiejś firmy, bardzo rzadko zdarzają się one na tematy stricte społeczne (a o ankietowaniu w badaniu exit poll - czyli po wyjściu ludzi od urn po wyborach - można sobie pomarzyć, bo tym zajmuje się gigant na polskim rynku, czyli TNS Global, dawniej OBOP). Jednak jest na rynku trochę firm, które zajmują się badaniami marketingowymi, czy badaniami uczestnictwa w kulturze. Moje badanie polegało na przeprowadzeniu wywiadu z osobami z konkretnych miejscowości. Na kartce miałam, ile osób należy znaleźć, w jakim przedziale wiekowym i jakiej płci, a samo badanie było na temat tego, czy mieszkańcy wiosek zgadzają się na budowę kopalni w pobliżu ich miejscowości. Przy jednorazowym takim zleceniu (to akurat było dla firmy, która współpracuje z moją uczelnią) można trochę zarobić, jednak jest to męczące. Nie można zmusić nikogo do badania, więc pozyskanie osób było dość trudnym zadaniem momentami, zwłaszcza, jeśli miejscowość jest mała. Czytanie w kółko tych samych pytań również męczy, pod koniec dnia ma się dość. W dodatku nie można wprowadzić żadnych poprawek, ulepszeń, itd. Bo choć ja jako studentka socjologii, jak i koleżanka, widziałyśmy, że w tej ankiecie niektóre pytania są bez sensu, nietrafione, to nie mogłyśmy z tym nic zrobić. Mimo wszystko dobrze wspominam ten dzień. I dodam, że po przejściu szkoleń każdy może zostać takim ankieterem. A jeśli nie, to za chwilę napiszę o innej pracy, podobnej do ankietera, ale polegającej na trochę innej rzeczy.</li>
<li><b>Tajemniczy klient/Mystery shopper</b>. Jest to praca również dorywcza, podobnie jak ankieter, ale ostatnio właśnie spróbowałam się w to bawić. Podoba mi się dogodny system rekrutacji - nie musisz mieszkać w wielkim mieście, by zostać tajemniczym klientem. Większość firm oferuje bowiem rejestrację i szkolenia przez internet, a kontaktują się z tobą drogą mailową lub telefoniczną. Ale na czym polega ta praca? Generalnie na sprawdzaniu jakości obsługi w odpowiednim lokalu, np. w supermarkecie. Dostajemy konkretny scenariusz zachowań (co musimy zrobić, o co zapytać, co sprawdzić, itd.). Czasami trzeba dokonać zakupu kontrolnego (ale przeważnie ta kwota jest zwracana przy rozliczeniu) i przesłać skan paragonu, a czasami wizyta jest bez zakupu, ale np. z nagraniem. Potem, w domu, przez internet wypełniamy ankietę na temat tego, jak było w danym sklepie/placówce. Szczerze, choć zarobki nie są wysokie, to praca taka ma swoje zalety. Umowa o dzieło nie związuje z jedną firmą, można pracować dla kilku (ja dostaję zlecenia od dwóch firm), można pracować o takich godzinach, jakie tobie odpowiadają, a i czasami jest to też dobra okazja do zakupu np. ubrań. Generalnie polecam taką pracę każdemu, kto ma czas na nią. Wiedza socjologiczna nie jest konieczna, ale mi się przydaje przy wypełnianiu ankiet. Są to jednak badania marketingowe (miałam o nich nawet wzmiankę na zajęciach). Dla jakich firm pracuję? Tu nie podam, ewentualnie mogę podać prywatnie, drogą mailową. Jeśli ktoś jednak chciałby się dowiedzieć, jakich firm szukać, jakich unikać, które nawiązują współpracę - polecam przejrzenie <a href="http://tkforum.pl/">tego forum</a> (a konkretnie chodzi o wątek "Katalog firm").</li>
<li><b>Reklama, dział promocji, PR, itd. </b>Teoretycznie PR powinnam wrzucić oddzielnie, ale niech będzie. Po mojej specjalizacji jesteśmy przygotowani do tego, by tworzyć odpowiednie ulotki, reklamy, promować firmę, czy tworzyć jej PR (w skrócie PR to relacje z otoczeniem, które wbrew opinii nie polegają na kłamstwie, tylko właśnie na mówieniu prawdy). Wiem, że kilka osób z mojego roku znalazło pracę w takiej branży. Jest to moim zdaniem jednak praca dla ludzi kreatywnych, którzy umieją pracować w grupie i mają pomysły na promocję. A PR to jednak praca trudna, do której ciężko się dostać komuś, kto nie ma doświadczenia, niestety.</li>
<li><b>Dział HR, rekrutacji, kadry. </b>Osobiście - praca moich marzeń. Nieźle płatna, polegająca na kontaktach z ludźmi, łagodzeniu konfliktów w firmie, zajmująca się rekrutacją nowych pracowników, praca polegająca na komunikacji między działem kierowniczym, a pracowniczym. I również jest tu potrzebna wiedza na temat ludzkiej psychiki, działaniu w grupach, konfliktów, umiejętność komunikacji, wczucia się w człowieka. Jednakże w przyszłości chciałabym mieć taką pracę i chciałabym szukać czegoś w tym kierunku. Lecz co będzie, to będzie.</li>
</ul>
Oczywiście zawsze pozostaje robienie doktoratu i praca na uczelni w charakterze wykładowcy, ale moim zdaniem to już zupełnie inna bajka, tylko dla wybranych. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mam nadzieję, że w kolejnym poście rozprawię się z kolejnymi mitami :)</div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com10Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-73204673154082415812013-07-25T19:46:00.001+02:002013-07-25T19:46:11.234+02:00Wizerunek kobiety w mediach<div style="text-align: justify;">
Z góry uprzedzając - post ten będzie dość obszerny, choć krąży mi w głowie od jakiegoś czasu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednym z wielu zagadnień, jakimi zajmuje się socjologia, są wszelkie rodzaju zmiany społeczne. Zmiany dość łatwo można obserwować poprzez media, które oczywiście kreują także ludzie, choć nie tylko. Tak na czasie - księżna Kate urodziła synka, choć od jakiegoś czasu było wiadomym, że nawet jeśli dziecko okazałoby się dziewczynką, to kolejność dziedziczenia nie zmieniłaby się. Nawet królowa brytyjska idzie z duchem czasu - skoro kobiety w krajach demokratycznych mają wiele praw, to dlaczego nie zmienić tradycji (która notabene jest także czymś zmiennym wbrew pozorom)? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednakże, jak wspomniałam, ten post poświęcę zagadnieniom wizerunku kobiety w różnych mediach, omawiając poszczególnie kilka przypadkach. Na wstępie jednak przyznam, że na swoich zajęciach szczegółową analizę poświęcaliśmy przede wszystkim reklamie. Reklama, czy to audiowizualna, czy wizualna wciąż kieruje się kilkoma archetypami kobiet:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<ul>
<li style="text-align: justify;">kobieta młoda - często przedstawiana z przyjaciółką, czasem z partnerem/mężem. Kobieta aktywna, chcąca zwojować świat, nie patrząca na przeciwności losu. Kobieta niezależna, pewna siebie.</li>
<li style="text-align: justify;">matka - różnie przedstawiana, lecz zazwyczaj z rodziną. Jest to kobieta, która "ma czas na wszystko", bowiem ma czas na pracę, gotowanie, sprzątanie, zajmowanie się dziećmi (włączając w to ich leczenie, gdy są chore, choć powoli się to zmienia, jakiś czas temu widziałam reklamę, gdzie to ojciec zajmował się chorym dzieckiem), a także czas na spotkanie się z przyjaciółmi i dbanie o siebie.</li>
<li style="text-align: justify;">kobieta sukcesu - kobieta, która przede wszystkim jest pokazana w pracy, osiągająca sukcesy i ciężko na nie pracująca.</li>
<li style="text-align: justify;">kobieta luksusowa - częściej pojawiająca się w reklamach wizualnych, choć także można spotkać taki wizerunek w przypadku reklamy perfum - przede wszystkim ma przyciągać wzrokowo, ubrana w luksusowe kreacje, z nienagannym makijażem. Ma symbolizować ekskluzywność, luksus danych produktów.</li>
<li style="text-align: justify;">kobieta - obiekt. Coraz rzadziej spotykany wizerunek (i słusznie, ale o tym dalej). Pod pewnym aspektem taka kobieta jest zbliżona do kobiety luksusowej, lecz często jest ona przedstawiana nago lub też w sposób wulgarny, wyzywający, jest po prostu dekoracją danego produktu. Skierowana głównie do mężczyzn. Nierzadko zdarza się, że dany produkt jest przedstawiony w formie kobiecego ciała.</li>
</ul>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Znacznie rzadziej mamy do czynienia z innymi kobietami (kobieta starsza, choć również się pojawia w specyficznym rodzaju reklam), czy kobietami, które przełamują pewien stereotyp. W zasadzie każda reklama jest w pewnym stopniu przekłamaniem, bo tworzy fałszywą rzeczywistość, świat, którego nie ma, w którym wszystko jest idealne, a wszelkie problemy można rozwiązać łatwo oczywiście za pomocą reklamowanego produktu. Jednakże Komisja Etyki Reklamy walczy z ostatnim wizerunkiem, uprzedmiotowiającym kobietę. Można przeczytać o takiej reklamie na stronie <a href="http://wyborcza.pl/1,75478,14322555,Zakazana_reklama__Devil_otworzy_kazda_ci_puszke___My.html">Gazety Wyborczej</a>. Komisja Etyki Reklamy nakazała firmie wycofania tejże reklamy, uzasadniając, że jest ona seksistowska i przedstawia przedmiotowo kobietę. Firma tłumaczy się, że owe zdjęcia były artystyczne. Niestety, ciężko jednak nie zgodzić się z KER, która podaje inny argument, mówiący o tym, że reklama wprowadza w błąd (w dodatku ten błąd jest grą słowną, akcentującą dwa słowa w ten sposób, że czyni to tę reklamę wulgarną - "Devil otworzy każdą <b>ci puszkę</b>"). Inne reklamy, które zostały wycofane w różnych krajach, można obejrzeć na popularnym serwisie <a href="http://kwejk.pl/galeria/1861423/0/reklamy-ktore-nie-zostaly-dopuszczone-do-uzytku.html#gallerypic">kwejk.pl</a>. Z łatwością można zauważyć, że część z nich również przedstawia kobietę w sposób przedmiotowy.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak czy tylko reklama jest problematyczna, jeśli chodzi o wizerunek kobiety w mediach? Nie. Często taki nieodpowiedni wizerunek można zobaczyć w popularnych serialach, kreskówkach, filmach. Czasami problematyczne i kontrowersyjne jest samo podejście fanów, a czasami - kreacja sama w sobie. Przeanalizuję więc kilka przypadków - dobrych i złych moim zdaniem.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Przypadek #1: Kiedy zmiany są na gorsze. </b></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Mam tu na myśli przede wszystkim serial pt. "Doctor Who". W wielkim skrócie - serial, który w tym roku będzie obchodził 50-lecie, jeden z symboli kultury brytyjskiej, opowiada o Doktorze, kosmicie pochodzącym z planety Gallifrey, ostatnim z Władców Czasu, który podróżuje w czasie i w przestrzeni. Serial raz został anulowany w 1989 roku, wrócił na ekrany brytyjskich telewizorów w roku 2005, kiedy scenarzystą został Russell T. Davies. Davies zrezygnował i powierzył dalej rolę głównego scenarzysty Stevenowi Moffatowi w roku 2010. Wtedy zaczęły się również problemy.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Cały serial opiera się na jednym - na zmianach. Doktor regeneruje się, więc tym samym mamy zmianę aktora. Podróżuje on z różnymi osobami, najczęściej są nimi młode kobiety. W latach, kiedy scenarzystą był Davies, przedstawił nam on trzy różne kobiety (i obok kilka innych, ale mówię tu o głównych bohaterkach). Pierwszą z nich była Rose Tyler, grana przez Billie Piper. Była to młoda dziewczyna, nie wyróżniająca się niczym szczególnym (właśnie straciła pracę, nie zdała matury, a w szkole była jedynie dobra z gimnastyki). Była to jednak postać, z którą mogło się utożsamiać wiele młodych Brytyjek. Kolejną postacią była Martha Jones, grana przez Freemę Agyeman, bodajże pierwsza czarnoskóra towarzyszka Doktora, jednakże bardzo odbiegająca od stereotypu czarnoskórej kobiety - była studentką medycyny, pochodziła z dobrej rodziny, a przygody z Doktorem sprawiają, że jej postać ewoluuje w ciekawym kierunku (tu przyznaję, że seria z Marthą na dobre wciągnęła mnie w serial). Kolejną bohaterką jest Donna Noble, grana przez Catherine Tate. Donna jest nieznośna, pyskata, histeryczna. Jest również podstarzałą panną, nie ma powodzenia w pracy (jest tylko sekretarką, pracuje w zastępstwie), ani w miłości (jej ślub okazuje się porażką). Postać, której z pozoru nie da się lubić, zmienia się również nie do poznania. I... Potem mamy krach. Krach i regres w kwestii bohaterek. Mam tu na myśli dwa przypadki: Amelię (Amy) Pond (graną przez Karen Gillan) i River Song (graną przez Alex Kingston).<br />
Amy jest przypadkiem wzorowanym na innej postaci, którą przedstawił nam Moffat. Otóż poznajemy ją jako małą dziewczynkę, która spotyka Doktora, a ten przenosi się w czasie, mówiąc, że "zaraz wróci". To "zaraz" okazuje się... 12 latami rozłąki. Amy wyrasta na piękną kobietę. I... Tu zaczynają się pewne problemy i wątpliwości. Część fanów dość krytycznie się rozpisywała już na jej temat, i to nie raz, ja powiem to w skrócie. Kiedy powiedziałam raz, że nie lubię Amy, ktoś mi odpowiedział "Nigdy nie zrozumiesz postaci, jeśli będziesz patrzeć na nią ze swojego punktu widzenia". Nie wiem, jak inaczej miałabym to zrobić, ale wszystko wypada na niekorzyść. Zacznijmy od tego, że Doctor Who z założenia jest serialem familijnym, który często oglądają również dzieci. A co serwuje nam Moffat? Ujęcia Amy, które z założenia mają się kojarzyć z seksem, jest ona swoistym "eye candy", nawet mówią o niej "legs". O ile poprzednie bohaterki nie były brzydkie, to jednak nie emanowały seksem. Miały również swoją historię, konkretne życie, poznajemy ich rodziny. W przypadku Amy, choć to bardziej skomplikowana sprawa, to mamy jakby pustą kartkę. Ma ona zawód... kissogramu, czyli chodzi przebrana za policjantkę/pielęgniarkę/zakonnicę i przesyła całusy od kogoś dla pewnej osoby. Ten zawód z całą pewnością nie wymaga wyższego wykształcenia i kojarzy się dość jednoznacznie. Już nawet nie chcę krytykować pewnych zachowań Amy, która ma prawo być niedojrzała, jednakże były one dość nielogiczne. Twierdzi, że kocha swojego chłopaka, a mimo to ugania się za Doktorem. To jednak nic, w porównaniu z tym, co potem nam serwuje Moffat.<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibaoW4WdrktmHj5FkUPoJsFWdPfevBVWpw1fDQhJEHRKLMx9jS4LEQ6j7tW9X-77PGQbrIV0owv90ihFwWZA7One3uI3dzzdRzilnHFVg0nF4nVE91lg2ILtLEz7JijrXkeR-vuIRl70I/s1600/tumblr_m3z5jyuG3H1r4n749o1_500.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibaoW4WdrktmHj5FkUPoJsFWdPfevBVWpw1fDQhJEHRKLMx9jS4LEQ6j7tW9X-77PGQbrIV0owv90ihFwWZA7One3uI3dzzdRzilnHFVg0nF4nVE91lg2ILtLEz7JijrXkeR-vuIRl70I/s320/tumblr_m3z5jyuG3H1r4n749o1_500.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Amy Pond ze swoim dzieckiem (źródło: tumblr.com).</td></tr>
</tbody></table>
Amy później znajduje się w roli, którą Moffat sobie bardzo upodobał (bo też mam wrażenie, że jego postacie kobiece są małymi, słodkimi dziewczynkami/kobietami, które mają emanować seksualnością/matkami - ciężko mi znaleźć inne postacie, które wyłamują się z tego schematu), czyli w roli matki. I to matki... Albo tego nie powiem, bo mogę zdradzić spoiler komuś, kto nie oglądał serialu, ale powiem krótko, że postać ta okazuje się kimś ważnym w życiu bohaterów. Małe dziecko jednak zostaje zabrane Amy zaraz po porodzie (dlaczego, tego również nie powiem), po czym... Przechodzi ona do porządku dziennego. Nie mam nic przeciwko kreowaniu postaci, które są matkami. Ale gdy mamy tak nielogiczne zachowanie, to niestety, nie mogę tego przełknąć. I mogę darować Moffatowi to, że jego postać emanuje seksem, ale czegoś takiego już nie (zwłaszcza, że sama Amy zapewnia, że kocha swoje dziecko - ja jakoś tego nie zauważyłam).<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOaDvbeVtMm9dr4DKSe_sUoHmWxiUFFtVRQMdY2ATv3WY88Y8opoTb5uHIAyaMcaq8p3QL50zOXLHHtphhEt1YH5qUi7eScjDT_O2f3IB9CCwiR-u_nNwE8kljyP40EqsIcZZc8I1fPwA/s1600/356216-s4_08_river_song.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOaDvbeVtMm9dr4DKSe_sUoHmWxiUFFtVRQMdY2ATv3WY88Y8opoTb5uHIAyaMcaq8p3QL50zOXLHHtphhEt1YH5qUi7eScjDT_O2f3IB9CCwiR-u_nNwE8kljyP40EqsIcZZc8I1fPwA/s320/356216-s4_08_river_song.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">River Song (źródło: bbc.co.uk)</td></tr>
</tbody></table>
Drugą postacią, z którą mam problem, jest jak już wspomniałam, River Song. River poznajemy w czwartej serii, jako postać, wydawałoby się, że epizodyczną. Emanowała jednak tajemniczością, co spodobało się większości fanów. River później regularnie powraca, widzimy ją co jakiś czas, kiedy pomaga Doktorowi. I również nie zdradzając zbyt wiele, w tym przypadku drażni to, że Moffat robi z niej kobietę, która jest geniuszem, jest mądra i przydatna, jednakże nie zapracowała na swoją mądrość, jej geniusz również nie wynika z ciężkiej pracy, a (też nie mówiąc zbyt wiele) z powodu sił nadprzyrodzonych. Osobiście mnie drażni to, że momentami próbuje ukraść głównemu bohaterowi swoje miejsce. Jest też kolejną postacią z rodzaju "schematów Moffata" (jak to roboczo nazywam jego przypadek) - jest ona przedstawiona jako kobieta w średnim wieku, ale również emanuje seksualnością, rzuca żartami z podtekstem erotycznym, które w przypadku serialu familijnego są nie na miejscu i są dość niesmaczne. Odniesień do seksualności (niepotrzebnych zresztą) Moffat ma dość sporo, dlatego dziwię się, że BBC nic jeszcze mu na ten temat nie powiedziało.<br />
Podsumowując ten przypadek - jest to znak, że zmiany nie zawsze oznaczają coś dobrego. Bo na ironię, Davies, który jest gejem, potrafił stworzyć lepsze kreacje ról kobiecych (a niby mówią, że geje nienawidzą kobiet i źle je przedstawiają), niż Moffat, który jest mężem z długoletnim stażem. Doktor ma na szczęście nową towarzyszkę, którą polubiłam, ponieważ trochę wyłamuje się ze schematu, a przynajmniej jej wady dla mnie nie są nie do zniesienia. Jak będzie dalej - wszystko się okaże.<br />
<br />
<b>Przypadek #2: Stereotypowe myślenie fanów.</b><br />
Przypadek drugi opieram bardziej na opiniach fanów, niż na samym wizerunku postaci. Powód jest prosty: nie znamy jeszcze tej postaci. Widzieliśmy z nią raptem kilka scenek i trailer, ale odkąd zostało ogłoszone, że taka postać pojawi się w filmie, już zaczęła budzić kontrowersje. O kim mowa? O Tauriel z drugiej i trzeciej części "Hobbita".<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjqOVmdl6ZfcpbYJl4hHY7ctrgdkQnmh3ZldGYqXqELg7lODipqAxfLIFm7SnJzdv-Vy2gHcRoqWGvL-3_4St-7kwzxhIssvSV7aeH8_UxPr4RyigEphyphenhypheniyuPnNnl3l-yl6dwTPExXk0Go/s1600/elf_lady-1370445415.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="198" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjqOVmdl6ZfcpbYJl4hHY7ctrgdkQnmh3ZldGYqXqELg7lODipqAxfLIFm7SnJzdv-Vy2gHcRoqWGvL-3_4St-7kwzxhIssvSV7aeH8_UxPr4RyigEphyphenhypheniyuPnNnl3l-yl6dwTPExXk0Go/s320/elf_lady-1370445415.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Elfka Tauriel, o którą jest tyle zamieszania (źródło: ew.com)</td></tr>
</tbody></table>
Nie chcę jednak się zagłębiać w to, co "może być w tej postaci nie tak". Polecam za to przeczytanie <a href="http://oczamimarudy.blogspot.com/2013/05/kontra-bohaterka.html">tego wpisu</a>. Fascynuje mnie jednak o wiele bardziej samo podejście fanów. Jest bowiem spora grupa osób, która z góry jest nastawiona na "nie". Główny argument to: "Postać nie pojawia się w książce". Mam jednak wrażenie, że fani tym samym przedstawiają ukryty, może nie do końca świadomy, ale jednak, seksizm. Dlaczego? Bo argument byłby do przyjęcia, gdyby nie to, że w filmie pojawiły także postacie męskie, których również nie było w książce, a tylko nieliczni narzekają na ich obecność. Sama Evangeline Lilly, która ma grać elfkę, była sceptycznie nastawiona do pomysłu, idealnie jednak wyjaśnia rolę jej postaci w tym filmie, który jest nagraniem z tegorocznego Comic Conu (wypowiedź na ten temat zaczyna się około 26 minuty i 40 sekundy):<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/Sg5SLGZ80ms?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Pomijając jednak kwestie pt. czy postać jest potrzebna, czy też nie, zastanawia mnie bardzo stereotypowe myślenie fanów, którzy uważają, że postać kobieca "wszystko psuje". Co ciekawe, takie zdanie często wyrażają same kobiety. Moim zdaniem powodów, dla których nie lubi się z góry takich postaci, jak Tauriel, jest kilka:</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
</div>
<ul>
<li>zakładanie, że postać kobieca, która ma być silna (Tauriel jest kapitanem straży), nie może równocześnie podlegać słabościom, takim jak miłość (aktorzy sugerowali, że będzie wątek romansowy i to z jednym z głównych bohaterów). Stereotypowe założenie, że kobieta niezależna nie potrzebuje lub nie ma prawa nawet chcieć się zakochać. Pomijając już kwestie, że wątek romansowy wcale nie musi być wątkiem przecukrzonym i szczęśliwym. </li>
<li>traktowanie książki jako świętość, swojego rodzaju Biblię, więc każda zmiana jest zamachem na ową świętość. Jak wspomniałam w innym poście, niestety film, a książka to dwa różne media. Również czasy się zmieniają i film trzeba dostosować do współczesnego widza, który niekoniecznie zna oryginał.</li>
<li>zwyczajna zazdrość o to, że postać kobieca "zabierze mi" męskiego bohatera. To najczęściej widzę w przypadku młodszych fanek, które wzdychają do jednego z głównych bohaterów, więc tym samym w postaci kobiecej widzą zagrożenie. </li>
</ul>
Innym zarzutem, który często pada, jest to, że Tauriel jest zbyt idealną bohaterką, niewiarygodną, tzw. Mary Sue. Jest to jednak kwestia sporna, bowiem pozwolę sobie zacytować pewną wypowiedź, którą kiedyś znalazłam na tumblrze:<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>If a character is a bad ass woman who doesn’t need a man - Mary Sue. If she is a bad ass woman who does fall for a man - Mary Sue. If she is a pretty princess/damsel in distress - Mary Sue. If she is just an ordinary girl who gets the guy - Mary Sue. WHO THE HELL ISN’T A MARY SUE???</i></blockquote>
I sprawa jest też o tyle śmieszna, że w zasadzie o postaci nic nie wiemy, komentować i oceniać będziemy mogli dopiero w grudniu, po premierze drugiej części "Hobbita".<br />
<br />
<b>Przypadek #3: Bierność postaci kobiecych. </b><br />
Ostatnio przyznaję, że wróciłam do oglądania anime, choć też nie bezkrytycznie. Być może jest to kwestia odmienności kulturowej, jednak rzadko które anime wyłamuje się ze schematu, często również nie potrafię zrozumieć postaci kobiecych, które najczęściej zachowują się biernie. Być może jest to uwarunkowane kulturą Japonii, gdzie kobieta cicha, słodka, niewinna, bierna jest w pewnym sensie ideałem (często kobiety w Japonii także po wyjściu za mąż rezygnują z pracy zawodowej i poświęcają się tylko i wyłącznie rodzinie, jednakże gdy pensja męża jest wysoka, mogą sobie na to pozwolić). Widać to często po rankingach postaci do przeróżnych mang, gdzie bardzo często introwertyczna i cicha dziewczyna znajduje się wyżej w rankingu niż głośna, aktywna bohaterka. Jednakże co za dużo, to niezdrowo, o czym miałam okazję się przekonać, oglądając "School Days".<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRUJrZIcx5BNY0-ZblKnfGHXqK_dc7Mwmyd8f1k3IL63PO7lVm9sDfr-FC-QbqAHwu4eqMiqqyM1pi8U-BAE7jAqSt2LUUx6MgpzMmQygqe8TuIx9DSDdrLrbMrnkKzdgtB3lUSchdgGc/s1600/School.Days.full.559238.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRUJrZIcx5BNY0-ZblKnfGHXqK_dc7Mwmyd8f1k3IL63PO7lVm9sDfr-FC-QbqAHwu4eqMiqqyM1pi8U-BAE7jAqSt2LUUx6MgpzMmQygqe8TuIx9DSDdrLrbMrnkKzdgtB3lUSchdgGc/s1600/School.Days.full.559238.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Główne bohaterki "School Days" - Sekai i Kotonoha (źródło: blogspot.com)</td></tr>
</tbody></table>
Jest to bardzo kontrowersyjne anime z 2007 roku, oparte na podstawie gry erotycznej. Kontrowersyjne jest głównie zakończenie, które, nie mówiąc zbyt wiele, nie jest dobre. Jeśli anime miało być chwytem marketingowym, na zasadzie "kup grę i stwórz sobie własne, szczęśliwe zakończenie", to się udało. Mimo wszystko nie można mówić o tym, że jest to anime idealne. Jest w nim pełno niedociągnięć, nielogicznych zachowań bohaterów.<br />
O czym jednak jest to anime? Wydawałoby się, że zaczyna się dość niewinnie, jak szkolny romans - chłopak o imieniu Makoto interesuje się dziewczyną o imieniu Kotonoha, lecz nie ma odwagi, by do niej się odezwać. Wobec tego w roli swatki występuje jego przyjaciółka z klasy, Sekai (skrycie w nim zakochana). Działania Sekai przynoszą skutek, bo Makoto zaczyna umawiać się z Kotonohą. I tu mógłby być koniec, ale sprawy zaczynają się komplikować, gdy Makoto stwierdza, że taki związek z niewinną dziewczyną jest dość nudny i chciałby czegoś więcej, a Sekai zgadza się, by mu to zaoferować...<br />
I szczerze mówiąc, mogłoby być to ciekawe anime, z trudnym wątkiem psychologicznym, jak radzenie sobie z nieodwzajemnionymi uczuciami, czy z wątkiem zdrady, co jest dość dojrzałym wątkiem, niezbyt często spotykanym w anime, w szczególności w tym przeznaczonym dla nastolatków. Jednakże zakończenie jest swoistym krachem fabularnym, ponieważ nikt do końca nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Jedni zakończenie chwalą, inni uważają, że jest niesmaczne i beznadziejne. Polecam obejrzeć, to anime ma tylko 12 odcinków, a dla zakończenia i wyrobienia sobie opinii - moim zdaniem warto.<br />
Jednakże chciałam mówić o bohaterkach kobiecych. Niestety, one nie radzą sobie w żaden sposób z tym, jak traktuje ich mężczyzna, którego obie kochają - są bierne, Makoto staje się dla nich całym ich światem, zgadzają się na wszystko, co im proponuje, mówi. Do Kotonohy nie dociera fakt, że chłopak, którego darzyła szczerym uczuciem, już jej nie kocha. Z jednej strony można to łatwo wyjaśnić tym, że mamy tutaj do czynienia z nastolatkami (bohaterowie mają około 15-16 lat), a wiadomo, że w tym czasie zazwyczaj dziewczyna zaczyna myśleć poważniej o miłości, związkach, a dla chłopaka ważniejsza jest zabawa bez zobowiązań. Jednak drażni to, że bohaterki nie potrafią walczyć o swoje lub pogodzić się z tym, co je spotkało, tak jakby nie miały w ogóle szacunku dla siebie. Być może patrzę jednak na nie z perspektywy Europejki, która raczej nie uważa, że utrata kochanego mężczyzny to koniec świata. Mimo wszystko parę szczegółów można by było dopracować, choć z drugiej strony, czego się spodziewać po anime opartym na grze erotycznej skierowanej do mężczyzn?<br />
<br />
<b>Przypadek #4: Bohaterki niemal idealne.</b><br />
I na koniec wisienka na torcie - również anime, jednak pozytywny przykład. Jest nim "Fullmetal Alchemist: Brotherhood", oparte na mandze pt. "Fullmetal Alchemist".<br />
Jest to przypadek o tyle ciekawy, że targetem są tutaj również młodzi chłopcy. W skrócie anime opowiada o dwóch braciach: Edwardzie i Alphonse Elric, którzy żyją w alternatywnym świecie, gdzie zamiast techniki rozwinęła się alchemia, oparta na zasadzie równoważnej wymiany. Chłopcom umiera matka, więc postanawiają złamać prawo alchemii i przywołać matkę do życia. Próba nie udaje się, w związku z czym Alphonse poświęca swoje ciało (a jego dusza znajduje się od tej pory w zbroi), a Edward poświęca nogę i rękę. Chłopcy próbują odnaleźć sposób na odzyskanie ich ciał.<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBdhfmOOwzx31awH8uNm6-kXUBxYxXqAZg61p7CtYx_WtRvuc7WnPeAosN2kM4aZFowXfAjLTttecRs7LptLQ5Ua_sv5KZ2bm9sctT03H0ETSV_nIEaqdSYbCjCbP8TpcrOD5rrzsq3PU/s1600/tumblr_mfwycetOOH1rtctzxo1_500.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBdhfmOOwzx31awH8uNm6-kXUBxYxXqAZg61p7CtYx_WtRvuc7WnPeAosN2kM4aZFowXfAjLTttecRs7LptLQ5Ua_sv5KZ2bm9sctT03H0ETSV_nIEaqdSYbCjCbP8TpcrOD5rrzsq3PU/s320/tumblr_mfwycetOOH1rtctzxo1_500.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Bohaterki mangi i anime "Fullmetal Alchemist" w wizji fanowskiej (źródło: tumblr.com)</td></tr>
</tbody></table>
I choć tutaj bohaterki kobiece są postaciami drugo-, trzecioplanowymi, czy nawet epizodycznymi, trzeba pochwalić autorkę, że potrafiła stworzyć niepowtarzalne postacie kobiece, a każda z nich ma inną rolę. Żadna z nich nie jest zapychaczem, każda jest potrzebna na swój sposób. Każda z nich wygląda również inaczej, a nawet gdy kobieta ma krótkie włosy (co widzimy w przypadku kilku bohaterek), nie ujmuje jej to kobiecości. Nawet konkretna rola żołnierza nie sprawia, że postać kobieca jest tym samym stereotypowym "babochłopem". Mamy więc matkę, nauczycielkę, żonę, przyjaciółkę, kobiety w typowo męskich zawodach (mechanik, żołnierz), kobietę, która dąży do władzy, wojowniczki, kobiety sprytne, pracujące, czułe. Każda z nich jest niepowtarzalna na swój sposób i ma odrębny charakter, a także rolę. Mają swoje wady, ale przy tym pokazują, że nie są wcale gorsze od mężczyzn. I jest to przykład na to, że można, że jest to możliwe, by stworzyć postacie kobiece, które nie są jak Bella ze "Zmierzchu" (Doug Walker niedawno określił ją jako "czystą kartkę", co dokładniej miał na myśli, możecie się przekonać, oglądając <a href="http://www.youtube.com/watch?v=gP-h3Gc3fac">ten filmik</a>). Dlatego polecam bardzo anime "Fullmetal Alchemist", bo pomijając postacie kobiece, to mamy również masę innych, ciekawych wątków.<br />
<br />
I na tym kończę swój wywód, jest to chyba najdłuższy wpis, jaki stworzyłam. Podsumowując: bardzo trudno jest stworzyć postać kobiecą. Ciężko jest wyplenić stereotypy z reklam, jednak niestety często twórcy seriali, książek, filmów przenoszą je do swoich dzieł, przez co sami odbiorcy zaczynają się kierować stereotypami. Jest to ciężka praca, ale jednak okazuje się, że można, że można stworzyć postać kobiecą, która tym samym dorównuje mężczyźnie pod każdym kątem, ale jednocześnie zachowuje swoją kobiecość, nie wyrzeka się jej. A różnorodność jest w tym przypadku też najważniejsza - czyli jest wiele ról, które może spełniać kobieta i jak się okazuje, może sprostać niemalże każdej z nich. Pod względem urody jest już różnie, ale to chyba temat na trochę inny wpis.<br />
<br />
A w następnym wpisie postaram się opowiedzieć o tym, gdzie można pracować po socjologii i kierunkach jej pokrewnych - bo wbrew stereotypowi, pracę można znaleźć.<br />
<br /></div>
</div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com2Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-62051040872942346632013-07-06T17:09:00.002+02:002013-07-06T17:09:40.239+02:00Rzecz o sondażach - postscriptum i komentarz<div style="text-align: justify;">
Jeszcze raz napiszę o sondażach, bo dzisiaj, przeglądając stronę Gazety Wyborczej, trafiłam na <a href="http://wyborcza.pl/1,75478,14232793,Metoda_na_Homo_Homini__czyli_jak_Republikanie_mieli.html">bardzo ciekawy artykuł</a>. Zabrzmię może dość wrednie, ale artykuł ten bardzo mnie ucieszył, bowiem potwierdził niejako moje poprzednie słowa na temat jednej firmy, a mianowicie firmy Homo Homini.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Chodzi jednak o inne badanie, niż te, które omawiałam ostatnio. Te było zrobione na zamówienie stowarzyszenia Republikanie. Było jednak tak nierzetelne, że niestety firma musiała się wytłumaczyć ze swoich błędów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A błędy były, jak czytamy w artykule, dość znaczne, m.in. pytania sugerujące w stylu: <i>czy podatki w Polsce są za wysokie, czy ZUS jest organizacją drogą, nieefektywną, marnującą pieniądze, o pomyśle obniżenia podatków i zmniejszenia liczby urzędników. </i>A zaraz po tym: <i>Czy słyszał(a) Pan(i) o powstaniu nowego stowarzyszenia Republikanie założonego przez posła Przemysława Wiplera, którego programem jest: obniżenie podatków, ograniczenie obciążeń biurokratycznych, zmniejszenie liczby urzędników oraz wsparcie rodzin.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście jest to poważny błąd przy robieniu jakiegokolwiek badania, o tym akurat nie wspomniałam w poprzedniej notce. Sugerujemy w ten sposób respondentowi konkretną odpowiedź. Dodatkowo prezes firmy dodaje, że każde pytanie kosztowało 800 zł. Dość mało. Dla porównania: jedno pytanie w CBOSie, które zawiera opcje odpowiedzi tylko "Tak" lub "Nie" kosztuje 1500 zł. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście firma pozostaje bezkarna, bo tak jak wspominałam, nie jest zrzeszona w OFBOR, więc nie ma nad nią kontroli. Dodatkowo ktoś w komentarzu podaje, że często wybierane są konkretne regiony Polski, by zrealizować taki sondaż, co również nie powinno mieć miejsca. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednakże mam nadzieję, że również ten artykuł sprawi, że więcej ludzi zacznie krytycznie przyjmować do wiadomości wszelkie informacje o wynikach sondaży. </div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com0Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-87516975868252253312013-06-14T17:10:00.000+02:002013-06-14T17:15:48.642+02:00Rzecz o sondażachPrzydałby się nowy post, więc go piszę. Do napisania go zainspirowały mnie wyniki ostatnich sondaży wyborczych. Obserwując je, jednoznacznie w sondażach wygrywa PiS, z różnym poparciem procentowym. Dla jednych to powód do wielkiej radości, a dla innych - do niepokoju. Starając się obiektywnie zachować swój głos (nie chcę, by mój blog był polityczny), postaram się wytłumaczyć, dlaczego do takich wiadomości w każdym przypadku należy podchodzić sceptycznie.<br />
<br />
W <a href="http://mokrateoriasocjologiczna.blogspot.com/2013/02/o-sekciarstwie-i-pseudonauce.html">innym poście</a> pisałam o tym, jak podchodzić sceptycznie do wszelkich takich informacji, które mogą być pseudonaukowe. Tutaj zaś postaram się wyjaśnić na kilku przykładach, jak podchodzić sceptycznie do informacji o sondażach.<br />
<br />
Pierwszym przykładem będzie sondaż firmy Millward Brown. Nie pamiętam, gdzie dokładnie natrafiłam na tę informację, ale generalnie można o tym poczytać m.in. na stronie <a href="http://polska.newsweek.pl/sondaz--newsweeka---przewaga-pis-nad-po-rosnie--ale-polacy-i-tak-nie-maja-na-kogo-glosowac--,104891,1,1.html">Newsweeka</a>. Przy takich informacjach, pierwszą rzeczą, jaką szukam jest wzmianka o metodzie i próbie. Tu mam krótką wzmiankę na ten temat:<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://www.newsweek.pl/bins/Media/Pictures/07/0746/0746f8e41cb5478aab3c91ff6bab0967.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="http://www.newsweek.pl/bins/Media/Pictures/07/0746/0746f8e41cb5478aab3c91ff6bab0967.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Grafika ze strony Newsweeka, źródło obrazka: <a href="http://polska.newsweek.pl/sondaz--newsweeka---przewaga-pis-nad-po-rosnie--ale-polacy-i-tak-nie-maja-na-kogo-glosowac--,zoom,104891.html">http://polska.newsweek.pl/sondaz--newsweeka---przewaga-pis-nad-po-rosnie--ale-polacy-i-tak-nie-maja-na-kogo-glosowac--,zoom,104891.html</a><br />
<br /></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;">I pierwsza rzecz, która już powinna niepokoić - informacja o próbie. "Reprezentatywna grupa 420 Polaków". Przykro mówić, ale to nie jest reprezentatywna grupa, a wynika to z prostej statystycznej zasady rozkładu normalnego. Im większa próba, tym wyniki można bardziej generalizować, bo zbliżają się one do idealnych wzorów matematycznych. Dla Polski za próbę reprezentatywną (czyli na kraj zamieszkujący 38 mln ludzi) przyjmuje się, że próba taka to ponad 1000 osób. Z kolei w Niemczech, które mają 80 mln mieszkańców ta próba to już 2000 ludzi. I tak dalej. Cenię Millward Brown, ale tylko jako firmę prowadzącą badania marketingowe. Innym niepokojącym faktem jest to, że nie ma słowa o metodzie, choć w innym tekście znalazłam wzmiankę, że była to metoda telefoniczna bodajże.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;">I tu kolejny przykład. Na <a href="http://sondaz.wp.pl/kat,1342,wid,15724757,wiadomosc.html?ticaid=110c48&_ticrsn=5">Wirtualnej Polsce</a> mieliśmy ostatnio przedstawione wyniki sondażu przeprowadzonego przez Instytut Homo Homini. Tu wzmianka o metodzie i próbie jest dłuższa:</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><i>Sondaż dla Wirtualnej Polski został przeprowadzony 11 czerwca. Zrealizował go Instytut Badania Opinii Homo Homini. Badanie preferencji politycznych prowadzone jest metodą telefonicznych, standaryzowanych wywiadów kwestionariuszowych wspomaganych komputerowo (CATI - Computer Aided Telephone Interview) na probie losowo-kwotowej stanowiącej liczebną reprezentację cech demograficznych dla ogółu pełnoletnich mieszkańców Polski z zachowaniem rozkładów terytorialnych (dane wg GUS). Wielkość próby to przynajmniej 1067 jednostek w jednym pomiarze. </i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><i><br /></i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;">I próba wydaje się tu w porządku, lecz dobór metody nie jest zbyt trafny. Sondaż telefoniczny polega na tym, że ankieterzy, podobnie jak telemarketerzy, siedzą sobie w pomieszczeniu i mają listę numerów telefonicznych, do których muszą zadzwonić z pytaniami, na kogo pan/i by zagłosował/a, itd. Nie ma wzmianki o tym, czy chodzi tu o numery telefonów komórkowych czy stacjonarnych. Jednakże chyba każdy miał podobne doświadczenia, że od razu dziękował telemarketerowi, który nawet nie zdążył wypowiedzieć formułki. Tutaj próba może i jest reprezentatywna, ale jaka jest pewność, że wiesz, do kogo tak naprawdę dzwonisz? Ludzie młodzi rzadko dzisiaj posiadają telefony stacjonarne. A z komórkami jest różnie. No i nawet mieliśmy ten przypadek omawiany na zajęciach, że często jest tak, że telefonicznie ludzie mówią na odczepnego, na kogo zagłosują. Tak więc ta metoda nie jest zbyt trafna. Dodatkowym faktem przeciwko temu sondażowi jest to, że Homo Homini jest firmą, o której niewiele wiadomo - nie udostępnia swoich metod badawczych (przy jednym sondażu wyszło dużo błędów) i nie są zrzeszeni w OFBOR (Organizacji Firm Badania Opinii i Rynku). </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;">Ostatnim przykładem będzie CBOS, a raczej manipulacja informacją, jaką podał. Nie mogłam znaleźć samego komunikatu - pewnie jest dość świeży, więc treść będzie dostępna po jakimś czasie. Ale udostępnili ją mediom, a media, jak to media, przedstawiają wiadomość w zależności od tego, jakie wartości wyznają. Tak więc na <a href="http://niezalezna.pl/42387-nowy-sondaz-pis-znow-wygrywa">niezaleznej</a> czytamy:</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-size: small;">Gdyby wybory parlamentarne odbyły się w połowie czerwca, na PiS zagłosowałoby 27 proc. ankietowanych, a na PO - 23 proc. - wynika z najnowszego sondażu CBOS. Do Sejmu weszłyby jeszcze tylko dwie partie: SLD - z 9-proc. poparciem i PSL z 6-proc. wynikiem. (...) </span><span style="text-align: center;"><span style="font-size: small;">Poniżej 5-procentowego progu wyborczego znalazłyby się: Ruch Palikota (3 proc.), Solidarna Polska (2 proc.), Nowa Prawica (2 proc.) i PJN (1 proc.).</span></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><br /></span></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: center;"><span style="font-size: small;">I o co chodzi? Na pewno nie o krytykę CBOS, który ma dopracowane metody, a ich próby są reprezentatywne, ale o pominięcie dość istotnego faktu. Wystarczy spojrzeć na procenty i policzyć. Łącznie głos na jakąkolwiek partię oddałoby 73% badanych. A co z pozostałymi 27%? To dość spora suma, więc nie można mówić o błędzie statystycznym czy braku danych. Póki nie znam treści komunikatu, mogę tylko strzelać, że zapewne ci respondenci udzielili odpowiedzi w stylu "Nie mam na kogo zagłosować". Dlaczego więc nie ma o tym wzmianki? To zbyt duża liczba, żeby ją tak sobie pominąć. Zwłaszcza, że jest równa z wygrywającym PiSem. </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: center;"><span style="font-size: small;">Nie mnie oceniać, czy to dobrze, czy źle. Jedynie co mogę powiedzieć, to fakt, że trzeba podchodzić do badania zawsze z dużym dystansem i krytycyzmem. Poza tym opinie zawsze się zmieniają, w zależności od tego, co się dzieje, co podają nam media, itd. Tak więc trzeba pamiętać, że wybory mogą się zawsze liczyć z niespodzianką, a sondaże o niczym nie przesądzają. </span></span></div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com0Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789894 15.183462700000002 52.092253400000004 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-9527386690872598902013-04-12T14:31:00.000+02:002013-04-12T14:31:29.357+02:00Konferencja naukowa "Kobieta i kobiecość. Gender w dyskursie prawniczym" - krótkie sprawozdanie<div style="text-align: justify;">
W ubiegłą sobotę, tj. 6 kwietnia miałam okazję uczestniczyć w konferencji naukowej "Kobieta i kobiecość. Gender w dyskursie prawniczym", która odbyła się w Poznaniu, na Wydziale Prawa i Administracji UAM. Temat mnie bardzo zaintrygował, choć nie jestem studentką prawa, uznałam, że skoro to sobota, to warto się zarejestrować i zobaczyć, jak to będzie wyglądać.</div>
<div style="text-align: justify;">
I muszę przyznać, że ze wszystkich konferencji, otwartych wykładów, itp., w jakich uczestniczyłam, tę właśnie konferencję mogę zaliczyć do najbardziej udanych i najciekawszych. Było ku temu kilka powodów. Przede wszystkim wbrew tytułowi mogę uznać, że konferencja miała bardziej charakter interdyscyplinarny, aniżeli jedynie prawniczy. Początkowo obawiałam się, widząc listę prelegentów, że zabraknie głosu z nauk społecznych, głosu socjologicznego, który chyba jest najważniejszy przy wprowadzeniu w tematykę gender, praw kobiet, walki o emancypację, itd. Na szczęście tak się nie stało, pierwsza prelegentka bowiem (doktor Monika Frąckowiak-Sochańska, z którą miałam okazję porozmawiać podczas przerwy) była z wykształcenia socjologiem i psychologiem, co bardzo się przydało przy wprowadzeniu w tematykę, a i ja dowiedziałam się kilku nowych rzeczy, np. statystyk na temat chorób psychicznych. Druga prelegentka ciekawie wprowadziła uczestników w tematykę historii walk o prawa kobiet. Kolejna zaś, choć z wykształcenia prawniczka, świetnie opisała konsekwencje stereotypów na temat płci, konsekwencje nie tylko społeczne, ale także i prawne. Muszę właśnie pogratulować doktor Buchowskiej za świetne rozeznanie, bez zbędnych uogólnień, ale i też bez przesadyzmu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Druga część interesowała mnie nieco mniej, bowiem traktowała bardziej o kwestiach prawnych, co do których nie orientuję się tak szczegółowo, jak tam była mowa (nie znam numerów wszystkich ustaw, kodeksów, itd.), orientuję się jedynie na tyle, na ile muszę, acz i tak muszę przyznać, że prelegenci mówili w sposób dla mnie bardzo zrozumiały. Jedynie w tej części zabrakło powiedzenia o pewnym zjawisku, które dotyczy kobiet w pracy - wspomniano o szklanym suficie, szklanych ruchomych schodach, ale zapomniano o innym zjawisku - o lepkiej podłodze. "Lepka podłoga" oznacza tyle, że kobiety jakby same się ograniczają, wybierając świadomie pewne zawody, w których płace są mniejsze, albo takie, w których nie ma możliwości awansu. Być może świadomie jednak pominięto to zjawisko, ponieważ bardziej ma ono charakter społeczny i wątpię, żeby pod względem prawnym można było coś z tym zrobić (można wprowadzić dane prawo, ale to nie znaczy, że świadomość człowieka zmieni się z dnia na dzień). </div>
<div style="text-align: justify;">
Trzecia część była też ciekawa, łącznie z wystąpieniem pani minister Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz - prelegentki mówiły o tym, jak wygląda wprowadzenie prawa stworzonego z myślą o kobietach (np. ustawa żłobkowa) w praktyce. I cieszę się, że była taka część, uświadamiająca to, że choć przepisy prawne można zmienić, można nad tym pracować, ale praktyka może być niestety zupełnie inna. Idealnie obrazowała to, jak bardzo musi się jeszcze zmienić polska mentalność, by zaczęto w pełni akceptować prawo i stosować się do norm prawnych. </div>
<div style="text-align: justify;">
Co do większych zastrzeżeń - dotyczą one nie wystąpień, a bardziej dyskusji, jaka była po nich. Niestety, jakoś nie miałam czasu zabrać głosu, ponieważ i tak wszystko było opóźnione i organizatorzy musieli wszystko przyspieszyć. Ale powiem to już tutaj. Pierwsza dyskusja, po pierwszej części konferencji dotyczyła aspektów językowych. W skrócie - pojawiła się teza, że żeby nastąpiło równouprawnienie kobiet, potrzeba zmian językowych także w języku prawniczym, języku ustaw, żeby np. było zapisane "Posłowie i Posłanki", "Obywatele i Obywatelki". Teza poniekąd słuszna, bo pierwsza prelegentka mówiła, że jest udowodnione empirycznie, że jeśli nie używa się żeńskich końcówek, to człowiek automatycznie myśli o np. "lekarzu", jako mężczyźnie. Że w ogóle nie myśli się o kobietach. Dyskusja nawiązała się na temat tego, czy jest to w ogóle potrzebne. Ja osobiście uważam, że jest, aczkolwiek nie chodzi o sam język. Język kształtuje się w sposób naturalny, oddolny, niezależnie od tego, co nam narzuci prawo. Dlatego też to, czy formy "socjolożka", czy "psycholożka" przyjmą się w naszym języku, zależy od mentalności. Ale moim zdaniem przede wszystkim potrzebna jest edukacja. Potrzebne są zmiany, żeby nie było podwójnych standardów w nauczaniu, zwłaszcza w tym początkowym, gdzie przecież bardzo często mamy sytuację, że nauczyciel przyzwala chłopcu na to, żeby może nie tyle co rozrabiał na lekcjach, ale na bardziej ekstrawertyczne zachowania, głośniejsze zachowywanie się. Gdy natomiast dziewczynka jest głośno, wtedy zwraca się jej uwagę. Albo w przedszkolach - podział na zabawki, także podział kolorystyczny. Wszystko niestety zaczyna się od dzieciństwa - jeśli dziewczynka nie ma przyzwolenia wśród rówieśników na to, by bawić się klockami, które rozwijają wyobraźnię przestrzenną, to jak potem, jako dorosła kobieta, ma zainteresować się inżynierią? Potem słyszymy narzekanie, że mamy dużo kobiet na kierunkach humanistycznych, a mało na politechnicznych. Ale jest to jednak rzecz, której nie można uregulować prawnie, są to niejawne normy, na które przyzwala społeczeństwo. Choć są rzeczy, które można regulować. Jedna z prelegentek wspomniała, że ONZ dba o weryfikację podręczników szkolnych pod kątem dyskryminacji płciowej. Jeśli tak się dzieje, to jakim cudem do podręcznika szkolnego wkradło się coś takiego?</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4QW-jrfKaP6Pc-cBuAs33aet5Z511fCGU7Vmv505Penw6dNy5qPt8j3x4TtoQWZrFnSpoSZtp_CLucLnfBaaeSqJAxHroDkaUZ9dNwv0rXF6Y_xK5yhYxRhjR_GSDgD9JqsHW9Y5Vnn0/s1600/podr%C4%99cznik.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4QW-jrfKaP6Pc-cBuAs33aet5Z511fCGU7Vmv505Penw6dNy5qPt8j3x4TtoQWZrFnSpoSZtp_CLucLnfBaaeSqJAxHroDkaUZ9dNwv0rXF6Y_xK5yhYxRhjR_GSDgD9JqsHW9Y5Vnn0/s1600/podr%C4%99cznik.png" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło ilustracji: Polska rodzina - jaka jest, jak się zmienia?, publikacja do ściągnięcia za darmo <a href="http://www.kongresobywatelski.pl/images/stories/ksiazki/pdf/polska_rodzina.pdf">tutaj</a></td></tr>
</tbody></table>
I w tym jest właśnie problem. Jak to prawo jest egzekwowane? Edukacja moim zdaniem jest ważniejsza, niż zmiany językowe, bowiem można ją bardziej kontrolować pod względem prawnym. <div>
Druga kwestia dotyczyła pewnego głosu z sali. Jedna pani bowiem była niezadowolona z faktu, że miasto, w tym i kobiety muszą płacić za to, że Poznań musi utrzymać stadion. Tym samym miałam wrażenie, że ta pani sugeruje, że stadion i mecze to tylko rozrywka dla facetów, a przecież wcale tak nie jest. Przypomniało mi to śmieszne argumenty feministek przed Euro. Argumenty moim zdaniem zbyt skrajne. </div>
<div>
Podsumowując: uważam, że potrzeba więcej takich konferencji i więcej takich dyskusji, choć oczywiście moglibyśmy siedzieć tam całe dnie i debatować. Generalnie bardzo mi się podobało i liczę na dalszą aktywność Prawniczego Koła Naukowego "Gender" w tym właśnie kierunku.<br /><div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com0Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789889 15.183462700000002 52.0922539 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-34356851345559719452013-03-25T16:12:00.000+01:002013-03-27T13:48:26.756+01:00Kolejna rzecz o mediach i interpretacji<div style="text-align: justify;">
Bo już dawno obiecałam tego posta. Ale zanim przejdę do rzeczy, to powiem coś, o czym zapomniałam powiedzieć - okazało się bowiem, że blog, który omawiałam w <a href="http://mokrateoriasocjologiczna.blogspot.com/2012/12/social-justice-o-tumblrowej.html">jednym z poprzednich postów</a> okazał się jednak trollingiem. Jakiś czas po napisaniu mojego posta autorka nie wytrzymała, bo mnożyło się coraz więcej absurdów, w końcu pękła i powiedziała, że był to eksperyment - prawdopodobnie chciała wyjść z tego z twarzą. Jaki był prawdziwy powód - to już nieistotne, jedyne co warto pamiętać, to fakt, że takie blogi i tacy ludzie istnieją serio. FFRO była po prostu przykładem mistrzowskiego aktorstwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale do rzeczy. Post krąży mi po głowie od czasu obejrzenia "Hobbita: Niezwykłej Podróży", ale odkładałam go do nadrobienia przeze mnie książki Tolkiena, żeby nie strzelać i nie zaliczyć wpadki. Dlaczego akurat ten film? Poza faktem, że uważam go za jeden z lepszych filmów roku 2012 (i braku Oscarów nie mogę wybaczyć Akademii), to jest to pierwszy przypadek, kiedy uważam film za lepszy od oryginału, czyli w tym przypadku od książki. Nie chcę jednak wchodzić w szczegóły, dlaczego tak jest, bo jednak to nie ten rodzaj bloga, na którym pisałabym opinie czy recenzje na temat obejrzanych przeze mnie filmów/książek. Jeśli ktoś chce poznać moją opinię, chce recenzji... Proszę o kontakt, ewentualnie mogę ją zamieścić na tumblrze. Nie chcę też robić analizy porównawczej książka vs. film. Ale jednak chcę zastanowić się nad ogólnym społecznym odbiorem ekranizacji książek/komiksów/gier.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Odkąd sięgam pamięcią, obejrzałam wiele filmów, które były ekranizacjami poszczególnych powieści (najczęściej, czasami były one oparte np. na komiksach). Jedne filmy były udane, inne nie, część książek, na których się opierały, przeczytałam, a część nie. Jednak zawsze w oczy rzucają się "opinie", a bardziej "hasła": "Książka jest lepsza!", "A ja nie czytałem/am i uważam, że film jest świetny." I taka odwieczna walka - bo zawsze będą ci, co będą skrupulatnie rozliczać reżysera z tego, jak ich zdaniem zekranizował ukochaną przez nich książkę, a są ci, co po prostu idą na film i nie jest dla nich ważne, jak to było w książce, bo jej nie czytali. Nie jestem jednak od tego, żeby oceniać którąkolwiek grupę, bo czasem sama znajdowałam się w jednej, a czasem w drugiej, różnie to wyglądało. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I teraz, może moja teza zabrzmi kontrowersyjnie, ale uważam (zwłaszcza od obejrzenia "Hobbita"), że tego typu dyskusje są bezcelowe. A dlaczego? Jest kilka powodów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po pierwsze, tworzy się konflikt bez wyjścia, bez rozwiązania, bo zawsze znajdzie się grupa ludzi, która przeczytała książkę i uważa się za "lepszych fanów", a ci, co obejrzeli tylko film, są "sezonowcami", a z kolei ci, co tylko chcą nacieszyć się filmem, ubolewają nad tym, że są tak nazywani, a najlepiej zdaniem niektórych zabronić oglądania filmu tym, którzy książki nie przeczytali. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po drugie (i to jest moja główna teza) - jak można porównywać coś, co nie jest porównywalne w swej istocie? Analogicznie do badań społecznych - czy da radę porównać ze sobą dane ilościowe (procenty, tabelki, wartości statystyczne) z jakościowymi (wypowiedzi konkretnych osób, wywiady)? Oczywiście, że nie. Tak samo nie da się porównać filmu z książką, bo choć obie mogą mieć te same źródło (tak jak badania mogą być na podobny temat), to zawsze, ale to zawsze będą jakieś istotne różnice. A wszystko wynika z interpretacji. Autor książki ma w głowie swoją wizję, którą chce przekazać czytelnikowi - a czytelnik z kolei ją interpretuje na własny sposób. Chyba nie znam dwóch takich samych osób, które identycznie wyobrażałyby sobie wszystko dokładnie tak samo podczas czytania jednej książki. Na tym polega indywidualizm człowieka. W tej samej sytuacji jest scenarzysta, czy reżyser, który nie zrobi przecież ekranizacji wg widzimisię danego fana - zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będzie dana wizja odpowiadać. Poza tym film jest medium audiowizualnym, wykorzystującym inne środki artystyczne - film jakby podaje nam wszystko na tacy, pokazuje, jak reżyser widzi dane miejsca w książce, dane postacie, itd. My mamy patrzeć, słuchać i oceniać, czy taka wizja nam odpowiada, nawet jeśli "nie jest tak jak w książce". Książka pozwala nam kreować własną wizję w swojej wyobraźni. Lecz czy to wszystko jest porównywalne? Czy warto, pisząc recenzję filmu, liczyć jako minus to, że coś odbiegało od oryginału? Nie wydaje mi się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Prawdopodobnie w następnym poście również odniosę się do fandomu. A tymczasem - wesołych świąt Wielkanocnych, jeśli takowe obchodzicie, ;)</div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com0Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789889 15.183462700000002 52.0922539 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-59097434255335509862013-02-10T19:10:00.001+01:002013-02-10T19:10:36.059+01:00O sekciarstwie i pseudonauce<div style="text-align: justify;">
Z racji, że sesja przebiegła pomyślnie i bezboleśnie - czas na kolejną notkę. Obiecałam ją wcześniej, tak więc pora się za to wziąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jedną z moich ulubionych teorii (a przynajmniej takich, które mnie przekonują) jest teoria postmodernistyczna, wskazująca na pewne braki ery Oświecenia, która po dzień dzisiejszy obowiązuje w nauce, a przynajmniej pewne zasady wywodzące się z niej (m.in. empiryzm, badamy tylko to, co widoczne i mierzalne). Postmodernizm skłania jednak do myślenia. Zadaje przede wszystkim podstawowe pytanie: czy zawsze możemy ufać nauce? Czy nauka doprowadzi nas do "zbawienia", sprawi, że staniemy się lepsi? I tu właśnie zaczynają się pierwsze wątpliwości. </div>
<div style="text-align: justify;">
Doświadczenia II wojny światowej pokazują przecież kompletnie co innego (w ogóle to tragiczne wydarzenie wywróciło pewien sposób myślenia do góry nogami, ale też stało się motorem do szczegółowych badań m.in. w psychologii społecznej - o takich przykładowych eksperymentach opowiem innym razem). Przecież nauka w nazistowskich Niemczech, czy nawet w USA stała na bardzo wysokim poziomie. A mimo to wykorzystano ją w złych celach. A i skąd też w popkulturze archetyp "złego/szalonego naukowca", którego można spotkać w prawie każdej kreskówce i który często jest nawet wyśmiewany?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czy wszystko jest mierzalne i policzalne? Hmm, to jak zmierzyć poziom miłości czy sympatii? Jak sprawdzić, czy ktoś jest prawdziwym przyjacielem, a ktoś inny nie? Jak dowieść, że danym człowiekiem rządzi nienawiść? Nie jesteśmy przecież maszynami, które działają zawsze tylko zgodnie z danym schematem. To jest też ogólny problem nauk społecznych - jak ująć to, co niewidoczne? Można próbować, ale moim zdaniem nie będzie obiektywnego sposobu na to - a przynajmniej nie za naszego życia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A mimo tego jest spora część ludzi, która wierzy bezgranicznie we wszystko, co ma do zaoferowania nauka - przy tym deklarując ateizm. Dlaczego o tym mówię? Ano dlatego, że być może kogoś tym urażę, ale mam tezę, która głosi, że taki prawdziwy ateizm nie istnieje. Można odrzucić Boga chrześcijańskiego, Jahwe, Allaha, Buddę, duchy, kogokolwiek. Ale to nie jest jeszcze jednoznaczne z ateizmem. Łączę to przede wszystkim z podstawową potrzebą człowieka - potrzebą bezpieczeństwa. Potrzebą tego, że być może jest coś po śmierci, albo potrzebą tego, że jest ktoś/coś mądrzejszy/mądrzejszego ode mnie, jakiś autorytet, którego warto słuchać, za którym warto podążać. Może to być jakaś osoba, instytucja, grupa, cokolwiek, a może to być też nauka. W każdym razie nazywam to "bożkiem". Jeśli nie wierzy się w konkretnego, takiego "mainstreamowego" Boga, to zawsze (może często nawet nieświadomie) znajdujemy coś, co nam to zastępuje. Taką bezgraniczną wiarę w rolę nauki nazywam <b>sekciarstwem</b>. Łączy się z nim właśnie po części <b>pseudonauka</b>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podstawową cechą nauki jest to, że musi się rozwijać. Trzeba powątpiewać, szukać czegoś nowego, nierzadko odrzucać to, co obowiązywało do tej pory (przykładem niech będzie to, że jeszcze do niedawna w podręcznikach było napisane, że Pluton jest planetą, dzisiaj mówią o tym, że tak nie jest). Jeżeli więc ktoś bezgranicznie słucha się "mistrza", czy stosuje metody, które były stosowane 100 lat temu i ani myśli o tym, żeby spróbować coś innego, to czy można powiedzieć, że to jest nauka?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W naukach społecznych dodatkowo dochodzi problem łatwej manipulacji informacją, zwłaszcza ma to miejsce w raportach badawczych - i potem śmiać mi się chce, kiedy widzę przeróżne interpretacje wyników badań lub pseudo-badań, zwłaszcza w komentarzach internautów. Mogę tutaj na koniec zawrzeć parę wskazówek, które pomogą odróżnić pseudo-badanie, pseudo-raport od prawdziwego raportu. Oczywiście nie wszystko musi się zgadzać, wskazywać jednoznacznie, że to na pewno jest pseudo-badanie, ale mogą być przesłanki, że trzeba się odnieść krytycznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<ul>
<li style="text-align: justify;">czy badanie zostało zrobione na zlecenie. Nie mówię tu o zleceniach firm, bo badania marketingowe to inna działka, ale np. badanie, które zostało zrobione dla partii politycznej. Z natury nauka powinna być neutralna. Jeśli robi się badanie "pod kogoś", można je wyrzucić od razu do kosza.</li>
<li style="text-align: justify;">czy jest zawarta metodologia, próba, itp. Nie mówię tu o krótkich raportach CBOSu, bo te publiczne są bezpłatne i są zazwyczaj tylko streszczeniem całości. Ale jeśli raport mówi "wykonany na próbie reprezentatywnej" (a dzisiaj miałam okazję na taki trafić) i nic więcej, ani słowa o tym, jaka to próba, jak dobrana, jak wykonano badanie, jakiej techniki użyto - również można wywalić to do kosza i nawet się nie przejmować czymś takim. A jeśli w ogóle próba jest źle dobrana i pominięto to w opisie - to tym bardziej.</li>
<li style="text-align: justify;">należy uważać na interpretacje słowne i komentarze. Często ma to w miejsce w gazetach. Przykładowo: używanie słówek "aż" albo "tylko", które już sugerują czytelnikowi, że coś jest złe, albo dobre. Np. "Tylko 30% Polaków czyta regularnie książki". I dalej rozwinięcie, że jak to źle, itd. Ok, ale... co z 70%? I tu należy się zastanowić, czy coś jest dobrze napisane. Choć może to być już wina dziennikarza, a niekoniecznie badacza - można przecież zawsze odwrócić kota ogonem ;)</li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Może następna notka będzie jakoś bardziej "na czasie"? Hmmm...</div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com0Zielona Góra, Polska51.9356214 15.50618620000000251.7789889 15.183462700000002 52.0922539 15.828909700000002tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-47918524237412678442013-01-17T21:04:00.000+01:002013-01-17T21:04:00.377+01:00Rola telewizji publicznej - krótka analiza<div style="text-align: justify;">
Przede wszystkim witam w Nowym Roku 2013. Trochę czasu minęło od ostatniej notki, sesja zbliża się wielkimi krokami, ale stwierdziłam, że jeśli nie napiszę teraz, to potem nie będzie mi się w ogóle chciało. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ta notka miała być o czymś innym, ale do wpisu o mediach sprowokowała mnie ostatnia zagrywka telewizji publicznej, znanej w naszym kraju jako TVP. Chodzi mi mianowicie o <a href="http://www.filmweb.pl/serial/Szpiedzy+w+Warszawie-2012-654205">"Szpiegów w Warszawie"</a>, serial długo przeze mnie wyczekiwany, reklamowany jako współpraca TVP i BBC, w dodatku z moim ulubionym aktorem... Wszystko to sprawiło, że zachciało mi się wierzyć, że być może TVP chce podnieść swój dość niski poziom, nie oszukujmy się. I... Wielkie rozczarowanie. Nie z powodu serialu. Ale z powodu tego, że TVP zafundowała nam dubbing. Dubbing filmu fabularnego, który nie jest dość powszechny w naszym kraju, może z wyjątkiem filmów dla dzieci. Decyzja niezrozumiała dla mnie. TVP nawet nie raczyła wyjaśnić, dlaczego tak postąpiła (jeden z grzechów public relations). Ktoś mi powiedział, że prawdopodobnie było tak dlatego, że chcieli podkreślić, że to jest także <b>polska</b> produkcja. Można to było zauważyć w <a href="http://www.youtube.com/watch?v=7HQtKAZCCRM">zajawkach telewizyjnych</a>, w których mówiono, że "grają tam polskie gwiazdy" (lecz ani słowa o odtwórcach głównych ról), tymczasem tych gwiazd naliczyłam... Może trzy, z czego najbardziej rozbudowaną i najlepszą rolę ma moim zdaniem Marcin Dorociński. Ale nie o samym serialu chciałam mówić - jeśli ktoś chce poznać moją opinię, odsyłam do deva i moich komentarzy (link z boku) i do wpisu Zwierza Popkulturalnego (również link z boku). </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
TVP chyba zauważyła, że to był błąd, gdyż oglądalność nie zachwyciła, być może ludzie wysyłali opinie, że nie podoba się dubbing, ale w każdym razie TVP obiecała, że kolejny odcinek będzie z możliwością napisów (prawdopodobnie tu się kłania ta telewizja hybrydowa, czyli również opcja niedostępna dla każdego, bo trzeba mieć odpowiedni telewizor). Niestety, żeby to była tylko jedna wpadka TVP w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Ale nie jest.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W "Metrze" czytamy o tym, że nasza kochana Telewizja Publiczna <a href="http://metromsn.gazeta.pl/Gwiazdy/1,127256,12349343,Telewizja_tnie_dobranocki.html">tnie dobranocki</a>. Odzew był spory, a tłumaczenia TVP - po prostu głupie. Dlaczego w czasach mojego dzieciństwa, które wcale nie było tak dawno, jakoś można było znaleźć te pół godziny (łącznie z reklamami) na to, aby puścić fajny film lub serial animowany? Sytuacja, gdzie dobranocka trwała krócej, była niezwykle rzadka, a kiedy jej nie puszczono w ogóle, to już musiało się stać coś poważnego (pamiętam, że tak było z zamachem na WTC). Teraz czytam o tym, że rodzice się skarżą, że jest to sytuacja nagminna. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zdarzyło mi się oglądać jeszcze dobranocki, teraz jeśli zdarza mi się to robić, to dlatego, że siedzę ze swoimi siostrzeńcami. I muszę przyznać, że choć pedagogiem nie jestem, to długość nadawanych kreskówek nie jest jedynym problemem. One są po prostu okropne. Są mało interesujące dla dziecka powyżej 5-6 roku życia (mój chrześniak skończy w tym roku 6 lat - dobranocki z TVP go nie interesują, a ucieka w stronę Nickeleodonu, czyli kanału teoretycznie przeznaczonego dla starszych dzieci i młodzieży), wartości edukacyjne są nachalne, a i animacja nie zachwyca. Dzisiaj wszystko idzie w stronę animacji komputerowej. To już moja osobista opinia, ale moim zdaniem taka animacja nie ma duszy, dziecko nie ma poczucia, że ogląda bajkę, ciekawą, kolorową, z fajnymi postaciami. Jedyny powód, dla którego moim zdaniem ucieka się w tę stronę, to koszta - wyprodukowanie takiej bajki jest tańsze niż zatrudnienie sztabu rysowników, którzy będą się męczyć z rysowaniem klatek do animacji 2D. Kolejnym problemem jest jakość głosów w tychże bajkach. Ja rozumiem, że nierzadko postaciami w serialach animowanych są również dzieci, ale moim zdaniem to wcale nie usprawiedliwia tego, że dana postać mówi <b>niewyraźnie</b>. </div>
<div style="text-align: justify;">
I tu przejdę do procesu socjalizacji pierwotnej, w tym wypadku do aspektu językowego i etycznego. Dziecko chłonie jak gąbka różne wartości. Ważna jest przede wszystkim rola rodzica. Wiadomo, że jedne dzieci będą myślały, że to, co jest w bajce, to tak może być w rzeczywistości, a inne będą odróżniać rzeczywistość od fikcji. Jednakże w obu przypadkach rodzic jest potrzebny. Chociażby do doboru bajek. Jeśli postacie mówią niewyraźnie, to moja rada jest jedna: wyłączyć to i nie pokazywać dziecku. Bo potem rodzice się dziwią, czemu dziecko musi iść do logopedy. Niestety, maluch najczęściej myśli sobie, że skoro tak mówi postać z bajki, to on(a) też może. Z kolei nie widzę korelacji między przemocą w kreskówkach, a późniejszym wskaźnikiem przestępstw wśród dorosłych. Jestem z tego pokolenia, gdzie kreskówki były bardzo zróżnicowane - były spokojne "Mapeciątka", czy "Reksio", ale był też "Batman" czy "Motomyszy z Marsa", czy nawet "Dragon Ball" (ok, przykłady podaję z głowy, ale wiadomo, o co chodzi). Większość nie wyrosła na psychopatów, bo... Większość umie odróżniać rzeczywistość od fikcji? Prawda stara jak świat - największy wpływ na nas ma to, co wyniesiemy z domu rodzinnego. To, czy dziecko widzi bijatykę i pijaństwo w domu, w przypadku rodziców, czy też nie, nie to, co zobaczy w telewizji. Zwłaszcza, jeśli ma mądrych rodziców, którzy umiejętnie wytłumaczą, że to, co widzą, to tylko bajka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ale z drugiej strony bajki powinny propagować odpowiednie wartości, mieć jasny morał, przesłanie, acz nie nachalnie. A dzisiaj... Mamy kreskówki, które nie mam pojęcia, co chcą przekazać. Ani nie uczą języka, ani właściwie niczego. A potem TVP mówi, że chce zdjąć dobranockę, bo "jest niska oglądalność". Może warto się zastanowić nad poziomem emitowanych kreskówek w takim razie? Dlaczego "Smerfy", "Gumisie", "Tabaluga", czy nawet rodzimy "Reksio" przyciągają widzów do tej pory? Ktoś dobrze napisał, że telewizja publiczna powinna kształcić przyszłego widza, który z dobranocek przesiądzie się na filmy czy seriale dla młodzieży (tych też jest tyle, co kot napłakał), a potem na filmy dla dorosłych. A jak ma to robić, kiedy nie ma nic do zaoferowania?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie lepiej jest z pozostałymi programami. Seriale? Praktycznie same telenowele, nawet jeśli nie miało być tak, że te seriale miały być telenowelami. Z realiami, które są po prostu fikcją. A przeciętny Polak ogląda je dlatego, że... Nic innego nie ma. A i jest przyzwyczajony do tego, co ma, więc nie szuka dalej, nie myśli, że gdzieś może być coś lepszego. Teleturnieje czy wszelkie talent show są oparte na zachodnich licencjach. Od dawna TVP nie stworzyła nic odautorskiego.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Takich przykładów można by mnożyć. Gdybym ja tam pracowała, urządziłabym wielką rewolucję. Dlaczego? Bo ciągle się słyszy narzekanie, że jak to oglądalność spada, a widzowie wolą oglądać w Internecie. Po pierwsze, zadbać o jakość tłumaczenia - bo ciągle polskiego widza traktuje się jak dziecko, które nie powinno słuchać brzydkich słów. I w efekcie mamy kiepskie tłumaczenia, nie oddające filmu. Po drugie - dać możliwość wyboru, tj. albo lektor, albo napisy. Dubbing tylko do produkcji dla dzieci. Po trzecie, spełniać faktycznie misję, zadbać o poziom tych programów. Nikt nie mówi, że to mają być programy, które będą oglądać tylko profesorowie filozofii, ale gdzie się podział "Teatr Telewizji"? Gdzie jest "Wideoteka dorosłego człowieka"? A programy popularnonaukowe takie jak "Z kamerą wśród zwierząt"? To były programy na poziomie, a przy tym zrozumiałe dla przeciętnego odbiorcy. O edukacyjnej roli telewizji nie ma żadnej mowy. Bo jak to jest, że w ramówce TVP Historia mamy też zwykłe seriale? I moja refleksja: jak to jest, że krytykowany PRL jednak potrafił stworzyć lepsze programy, niż teraz?</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mówi się, że TVN czy Polsat puszczają kupę reklam, a mało programu. Jednak telewizja publiczna powoli też zmierza w tym kierunku, niestety. Jedyna zaleta jest taka, że nie przerywają filmu czy programu reklamami. Jednak co z tego, ja potem one trwają z 15 minut, zanim pojawi się kolejny program?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przepraszam za mały obiektywizm w tym poście, ale skoro wszyscy, nawet profesorowie krytykują tę politykę, to myślę, że przeciętny człowiek też potrafi to dostrzec. W każdym razie na dzień dzisiejszy TVP nie zachęca do opłacania abonamentu.</div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://portalmedialny.pl/media/images/original/md5/3/6/36c49e08a4e24e0ae865c5e1ca458149/tvp.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://portalmedialny.pl/media/images/original/md5/3/6/36c49e08a4e24e0ae865c5e1ca458149/tvp.png" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">TVP - telewizja z misją, czy maszynka do zarabiania pieniędzy?</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
<br />Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-54835611223008123432012-12-27T13:17:00.000+01:002012-12-27T13:17:19.019+01:00Dlaczego cały czas nie jesteśmy smutni?Tytuł brzmi zagadkowo, ale już tłumaczę. Otóż... Tak mało świątecznie, ale statystyki są okrutne - mówi się, że co chwila gdzieś na świecie umiera człowiek. Niekoniecznie z przyczyn naturalnych. Dlaczego więc cały czas nie jesteśmy smutni, nie rozpaczamy z tego powodu? Dlaczego nie robią tego nawet najwrażliwsze jednostki na świecie, które walczą o to, aby na świecie było lepiej?<br />
<br />
Stalinowi przypisuje się słowa "Jedna śmierć to tragedia, milion - to statystyka." Można się na te słowa bulwersować, można krzyczeć, że skoro powiedział to Stalin, to pewnie to jakieś kłamstwo. Ale niestety, wystarczy się przyjrzeć własnemu zachowaniu, by przekonać się, że to prawda. Bo inaczej - dlaczego rozpaczamy, gdy dowiadujemy się o śmierci bliskiej nam osoby, a gdy w wiadomościach mówią o tym, że zginęło ileś tam osób w jakimś wypadku, czy w jakiejś katastrofie, to potrafimy jednak zjeść spokojnie obiad?<br />
<br />
Odpowiedź na to pytanie jest prosta: zachodzi tu zjawisko, zwane jako <b>kompresja czasoprzestrzeni</b>. Jest ono związane z rozwojem mediów i z globalizacją. Dzięki mediom dostajemy bardzo szybko wiadomości z całego świata. Przez to niektórzy mogą mieć nieco mylne wrażenie, że dzisiejszy świat składa się z samego zła, że tylko wojny, przestępstwa, katastrofy, że "wcześniej tego nie było". Było. Było, tylko myśmy o tym nie wiedzieli tak szybko. Albo nie dowiadywaliśmy się o tym wcale. Nie mówiąc o tym, że jest to konsekwencja rozwoju cywilizacyjnego (często zakłóconego w przypadku krajów Trzeciego Świata). Przez to zjawisko mamy wrażenie, że jesteśmy w stanie współczuć ludziom, którzy są daleko od nas i spotkała ich jakaś tragedia. To też mylne wrażenie. Nawet jeśli jesteśmy w stanie się wzruszyć, to jest to tylko na moment. Potem wracamy do normalnego rytmu życia. A to dlatego, że po prostu nas tam nie ma. Siedzimy sobie w bezpiecznym, ciepłym kącie i nie przeżywamy tego. Dlatego też to jest jeden z powodów, dla którego powinniśmy patrzeć krytycznie na wszelkie informacje pochodzące z mediów.<br />
<br />
No, dzisiaj notka krótsza, acz mam nadzieję, że wszystko wyjaśniłam dobrze w tym poście. A w następnej (to już zapewne po Nowym Roku, dlatego życzę wszystkim wszystkiego najlepszego) rzecz o "sekciarstwie naukowym".Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-87254208132341493392012-12-19T20:56:00.000+01:002012-12-19T21:07:45.826+01:00Social justice? O tumblrowej "sprawiedliwości społecznej"<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Tak jak obiecałam, ten post będzie krążył wokół pojęcia "social justice". Ma ono swój polski odpowiednik, ale do tego to jeszcze dojdę. Mam wrażenie, że ono zostało spopularyzowane przez sławny tumblr. Czy można zrobić jakąkolwiek "recenzję" tumblra, napisać całościowy, pełny artykuł na jego temat? Sądzę, że to trudne zadanie, choć można próbować. Jeśli chcecie mieć dobry, nie przecukrzony obraz tego portalu, odsyłam do <a href="http://oczamimarudy.blogspot.com/2012/12/tumblr-moja-miosci.html">tego wpisu</a>. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Tak jak widzicie w tytule wpisu, "social justice" ma polski odpowiednik, a mianowicie "sprawiedliwość społeczna". I tu się zaczynają kontrowersje tego terminu. Jest to bowiem pojęcie stosowane nawet w Konstytucji RP (artykuł 2):</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: inherit;">"<span style="background-color: white; font-size: 13px; line-height: 19.200000762939453px;">Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej."</span></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="background-color: white; font-size: 13px; line-height: 19.200000762939453px;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: x-small;"><span style="line-height: 19.200000762939453px;">"Sprawiedliwość społeczną" rozumie się dalej w następujący sposób (za Wikipedią): "</span></span><span style="background-color: white; font-size: 13px; line-height: 19.200000762939453px;">W komentarzach do Konstytucji pojęcie to jest jednak definiowane jako </span><i style="background-color: white; font-size: 13px; line-height: 19.200000762939453px;">nakaz tworzenia sprawiedliwego prawa i uchylania prawa niesprawiedliwego</i><span style="background-color: white; font-size: 13px; line-height: 19.200000762939453px;">." Gdzie tu więc kontrowersja? Przyczyna jest prosta - termin u nas nie jest dobrze kojarzony, bo pochodzi żywcem z PRLu. Cytując <a href="http://www.kulturaihistoria.umcs.lublin.pl/archives/1904">publikację</a> Małgorzaty Śliwki: "</span><span style="background-color: white; color: #333333; font-size: 12px; line-height: 17px; text-align: justify;"><i>Klauzulę sprawiedliwości przewidywał art. 5 ustawy zasadniczej PRL w brzmieniu z 1976 roku, który stwierdzał, iż “Polska Rzeczpospolita Ludowa (…) urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej, likwiduje wyzysk człowieka i przeciwdziała naruszeniu zasad współżycia społecznego.” Rozwinięcie tej konstytucyjnej wartości znajdowało się w art. 19 ust. 3 Konstytucji, który wskazywał na to, iż Polska Rzeczpospolita Ludowa winna wprowadzać zasadę “od każdego według jego zdolności, każdemu według jego pracy.” W okresie PRL zasadę tę traktowano jako doktrynalne uzasadnienie socjalistycznych wartości. Należy w tym miejscu dodać, iż mimo szerokiego katalogu praw socjalnych zapewnianych przez ówczesny system, uważa się, iż jego upadek był spowodowany między innymi niechęcią do realizowania idei sprawiedliwości społecznej, która zastąpiona została przymusową równością. Zapewnienie poczucia sprawiedliwości społecznej jest bowiem warunkiem legitymizacji każdego systemu.</i>"</span></span></div>
<span style="background-color: white; color: #333333; font-size: 12px; line-height: 17px; text-align: justify;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #333333; font-family: inherit;"><span style="font-size: 12px; line-height: 17px;">Jednakże "social justice" w dzisiejszych czasach, w społeczeństwie amerykańskim, rozumie się inaczej. Jest to niejako dążenie do tego, aby nie dyskryminować żadnej grupy społecznej, tylko dać równe prawa, czy możliwości. Czyli niejako typowy lewicowy pogląd. Brzmi dość niegroźnie, jeśli się poprzestanie tylko na tym. Nie wiem, jak z innymi portalami społecznościowymi, ale "social justice" doczekało się już na tumblrze swoistego wypaczenia, żeby nie powiedzieć, patologii. Mam wrażenie, że to jest konsekwencja tego, co dzisiaj serwują nam uczelnie amerykańskie na kierunkach humanistycznych, ale i do tego jeszcze dojdę. W swoistej właśnie patologii jest to przede wszystkim doszukiwanie się na siłę rasizmu, czy seksizmu w każdej wypowiedzi, czy też żarcie. "Social justice" doczekało się nawet swojego mema, zwanego "Social Justice Sally".</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #333333; font-family: inherit;"><span style="font-size: 12px; line-height: 17px;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #333333; font-family: inherit;"><span style="font-size: 12px; line-height: 17px;">Mem ten wyśmiewa przede wszystkim hipokryzję "obrońców uciśnionych", którzy najwyraźniej nie zdają sobie sprawy z tego, że broniąc mniejszość, tym samym dyskryminują większość.</span></span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjn_b66VPPMVTTjLsCgfLSAMB5iiuEzGa3lzpgFi2WEFDgkNVEzOsuRoJEU4eQfyJjdH0WZ1vZgKBpsB5dpag_tiwcRRkVVpNfeaoBOuyY0kTYspfo7bakQ50vX5cePwdI2HKBKn2r9RbI/s1600/tumblr_mcme11CBS91rp5jfvo1_400.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjn_b66VPPMVTTjLsCgfLSAMB5iiuEzGa3lzpgFi2WEFDgkNVEzOsuRoJEU4eQfyJjdH0WZ1vZgKBpsB5dpag_tiwcRRkVVpNfeaoBOuyY0kTYspfo7bakQ50vX5cePwdI2HKBKn2r9RbI/s320/tumblr_mcme11CBS91rp5jfvo1_400.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jak widzimy, bycie białym automatycznie nie pozwala zrozumieć problemu rasizmu.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mem ten doczekał się nawet swojej fandomowej wersji (o fandomie napiszę innym razem):</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrPLEXPHUmfyuksr5YG93CDT7Uxtgh9f9EkkZkHr5SlXp97ljBruL_mwNiwHaglccoZCB9hG4FOxMMYIEZbEpeCqUQDV6uR6nsVmi_gUL_AyhFBs4eCS5DHVKvzbTO8_NVAPNA0-yPNZ4/s1600/tumblr_mcmpccCqJm1rp5jfvo1_500.png" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrPLEXPHUmfyuksr5YG93CDT7Uxtgh9f9EkkZkHr5SlXp97ljBruL_mwNiwHaglccoZCB9hG4FOxMMYIEZbEpeCqUQDV6uR6nsVmi_gUL_AyhFBs4eCS5DHVKvzbTO8_NVAPNA0-yPNZ4/s320/tumblr_mcmpccCqJm1rp5jfvo1_500.png" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Oczywiście nie jesteś oprawcą. Pod warunkiem, że jesteś atrakcyjny.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Generalnie prym w byciu "social justicer" wiedzie blog zwany <a href="http://forfuturereferenceonly.tumblr.com/">Forfuturereferenceonly</a> (w skrócie będę o nim mówić jako FFRO). Blogerka przedstawia się jako kobieta (cis-female, która nie ma problemów z identyfikacją płciową), studentka jakiegoś mieszanego kierunku, w którym jest miejsce zarówno na nauki humanistyczne, jak i przyrodnicze. Nie pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, ale jej dobra znajomość zarówno angielskiego, jak i francuskiego pozwala mi zakładać, że prawdopodobnie jest Kanadyjką. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ze jej postów wynika, że jest ona zatwardziałą zwolenniczką "social justice", a także weganką, w dodatku w dość skrajnej postaci. Jej sława chyba zaczęła od czasu <a href="http://forfuturereferenceonly.tumblr.com/post/38101614074/charlesmachiavelli-farfaduvet">pewnego posta</a> z gifem, na którym dziewczyna dostaje parówkami w twarz. W swoim komentarzu prosiła całkowicie poważnie, by otagować ten post jako "trigger", ponieważ widać na nim mięso. Ten post szybko trafił na prześmiewczego i popularnego bloga, <a href="http://thats-so-me.me/">"That's so meme"</a>. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gwoli ścisłości: oznaczenie "trigger" tyczy się spraw, które są dość kontrowersyjne, u niektórych odbiorców mogą wywołać poczucie dyskomfortu, złe samopoczucie psychiczne lub nawet fizyczne (zaleca się tagowanie jako "trigger" postów, gdzie mamy szybkie, migające i jasne obrazy, bowiem może to szkodzić osobom z epilepsją, takie ostrzeżenie często znajduje się też na grach komputerowych). Niestety, przede wszystkim FFRO używa tego określenia w zły sposób, tym samym trywializując je. FFRO taguje w ten sposób posty o rzeczach, które w jakiś tam sposób ją denerwują, czy drażnią. Tymczasem "trigger" (ang. "spust") tyczy się rzeczy, które jak wspomniałam, nie każdy ma ochotę oglądać, bo np. przywołują traumatyczne wspomnienia. Najczęściej posty oznaczone "trigger" tyczą się samobójstwa, czy gwałtu, czyli bardzo delikatnych spraw. Ostatnio ktoś w dobitny sposób wyjaśnił to, lecz żadnej reakcji ze strony FFRO nie było:</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ3gMa-eojCfQ5B99wNbEvVoBCZXtShk1146pnq7-LKXY7LSavQKP-XBh_xeBLz_DOuNU12Xkaa2mo7dgOTQR9MRju-kiznrByuSLgGVhk1nD69Z4XABorE75O0Aw_W_U8i3I-ImTGjtw/s1600/koniec.png" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ3gMa-eojCfQ5B99wNbEvVoBCZXtShk1146pnq7-LKXY7LSavQKP-XBh_xeBLz_DOuNU12Xkaa2mo7dgOTQR9MRju-kiznrByuSLgGVhk1nD69Z4XABorE75O0Aw_W_U8i3I-ImTGjtw/s1600/koniec.png" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Świat się nie kończy, ale zdaniem FFRO chyba nie każdy chce o tym czytać.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Blog jest irytujący momentami, a czasami chce mi się śmiać, kiedy czytam niektóre posty, z którymi każdy, kto myśli zdroworozsądkowo, nie może się zgodzić. Tak jak np. kwestia używania odpowiednich zaimków:</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbhSIJG4rh6qgF-xr8ARLnpcEwgfx-OlI0kkgvwk840HfqWbw7GTMXJv1Kd9wbnpyS7gXzmKSAC_1vV-oJvcaJv8DlvadELdnfyW8Zlkc8ADTwttqs6tdgXnnN1Piq_Eb27s6YeRARijo/s1600/seksizm.png" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbhSIJG4rh6qgF-xr8ARLnpcEwgfx-OlI0kkgvwk840HfqWbw7GTMXJv1Kd9wbnpyS7gXzmKSAC_1vV-oJvcaJv8DlvadELdnfyW8Zlkc8ADTwttqs6tdgXnnN1Piq_Eb27s6YeRARijo/s1600/seksizm.png" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Uważaj na słowa! Czyli od zaimków osobowych po koncepcje patriarchalne.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
FFRO preferuje stosowanie "neutralnych" zaimków w języku angielskim, takie jak "zir", "ze". Dlaczego? Bo przecież a nuż ktoś jest transgender i sobie tego nie życzy! I tu objawia się hipokryzja - bo nie wiem, jak dla innych, ale dla mnie jest to... Uprzedmiotowianie konkretnej osoby. Nawet jeśli ktoś się czuje innej płci, to czy właśnie nie lepiej byłoby stosować zaimków żeńskich do mężczyzny, który czuje się kobietą? Bo takie "pajacowanie" (przepraszam, ale nie mam innego słowa na to) jest równoznaczne z używanie zaimka "it" i wszelkich jego odmian, czyli stawianie kogoś na tym samym poziomie co zwierzę, czy przedmiot. A prawdopodobnie większość nie życzy sobie takiego traktowania. Ale co tam większość, większość jest przecież uprzywilejowana i nie jest w stanie zrozumieć problemów m.in. głodujących dzieci z Afryki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Takich postów jest mnóstwo, praktycznie musiałabym dać screeny z całego bloga. Widzi rasizm tam, gdzie go nie ma (np. w szachach), seksizm tak samo... I oczywiście każdy, kto jest biały, chrześcijaninem, hetero i nie ma problemów z identyfikacją płciową, a w dodatku jest w pełni sprawny fizycznie i umysłowo, jest jej zdaniem uprzywilejowany i nie ma absolutnie żadnych problemów. FFRO twierdzi, że zna się na koncepcjach nauk społecznych, na metodologii, itd. A ja mam wrażenie, że tak nie jest.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podstawowe dwie zasady socjologii to: nic nie jest takie, jakie się nam wydaje oraz świat jest pełen nierówności. I z tym należy się liczyć, zanim zacznie się walczyć o jakiekolwiek prawa. Ponieważ nie można po prostu dyskryminować jednej grupy, a dać prawa drugiej. Nie można uważać też, że jest się lepszym, bo stosuje się taką, a nie inną dietę (w przypadku FFRO - wegańska, przy tym jest głucha na argumenty zdroworozsądkowe, mówiące, że nie jest to dieta dla każdego). Ciekawa jestem, jak zareagowałaby na stwierdzenie, które znam chociażby z własnego doświadczenia. Całkiem niedawno bowiem miałam okazję przeprowadzać ankiety z różnymi osobami. I jedyne pytanie, jakiego nie odczytywałam, było... Pytaniem o płeć. Dokładnie tak. Nawet uczyłam się o tym na metodologii, mieliśmy dyskusję, bo w sumie, jak mogłoby brzmieć takie pytanie? Po prostu zakłada się, że ankieter widzi z kim ma do czynienia, rozpoznaje po głosie lub ewentualnie po imieniu danej osoby. Znając FFRO, oburzyłaby się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po drugie, prawdopodobnie nieświadomie ona stosuje przemoc symboliczną. Dlaczego? Przemoc symboliczna to współczesna koncepcja socjologiczna francuskiego socjologa Pierre'a Bourdieu, który łączył ją z koncepcjami Marksa dotyczącymi przede wszystkim nierówności. Uważał on, że ludzie mają określone zasoby - czy to materialne, czy bardziej duchowe, społeczne (jak np. wykształcenie). Prawdopodobnie każdy z nas, będąc w gabinecie lekarskim, widział kupę dyplomów na jego ścianach. Są to symbole wykształcenia. Bourdieu uważał, że posługując się właśnie takimi symbolami, krzywdzimy innych, bo sprawiamy, że czują się oni gorzej (lecz trzeba przyznać, wieszanie dyplomów jest tylko po to, aby pokazać, jakim to świetnym lekarzem nie jestem). W przypadku FFRO trzeba odwrócić sytuację. Ona dyskryminuje przede wszystkim większość, mówiąc o bliżej nieokreślonych przywilejach, nawet takich, jak posiadanie obu nóg czy rąk (tu należy zadać sobie pytanie, czy to jest przywilej?). Nie raz przez moment poczułam się gorzej tylko dlatego, że nie jestem taka biedna jak dzieci z Afryki, a tymczasem one głodują! Choć po chwili zawsze się łapałam na tym, że to wcale nie tak. Że jest to tylko kolejny rodzaj przemocy symbolicznej, a raczej powinniśmy doceniać to, co mamy, a nie umartwiać się, bo ktoś tam, w innych krajach tego nie ma (a dlaczego, o tym jeszcze kiedyś napiszę... Albo nawet w następnej notce). </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Trzeba przyznać jedno. Większość "oburzeń" FFRO polega na niezrozumieniu żartów czy sarkazmu innych użytkowników tumblra. Widać to dobitnie zwłaszcza tutaj:</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMFUW19PIGiSRJBgGrU5NdytuCv7Yxvhn9yX-4PhWsY-ixAxMbmyMxpBkew-nTtVUOj86u4kQi3NSPNWXOuKS-KrYjrmhc7F-Ut2xqAYctxBzLj76flx03kOSo_NZ2FeN_jcitXLQeav0/s1600/seksizm2.png" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMFUW19PIGiSRJBgGrU5NdytuCv7Yxvhn9yX-4PhWsY-ixAxMbmyMxpBkew-nTtVUOj86u4kQi3NSPNWXOuKS-KrYjrmhc7F-Ut2xqAYctxBzLj76flx03kOSo_NZ2FeN_jcitXLQeav0/s1600/seksizm2.png" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">A słowo marka coś komuś mówi?</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście nie wykluczam też tego, że być może to jest jeden wielki trolling, a autorka bloga robi sobie ze wszystkich jaja, kolokwialnie mówiąc. Niemniej jednak - zjawisko takie istnieje. Zdaje się, że to konsekwencja zachodniego systemu edukacji i poprawności politycznej. Do tego również dochodzi strach przed takimi zjawiskami jak rasizm, czy seksizm (zwłaszcza po doświadczeniach Amerykan w tym temacie). Nie można jednak nie mówić nic na ten temat, bo jestem osobiście zdania, że wtedy historia się powtórzy. Choć osobiście nie podoba mi się kierunek, do jakiego dążą kraje zachodnie (mam na myśli oczywiście nauki społeczne). W przeciwnym wypadku takich FFRO może być więcej, a za kilkadziesiąt lat świat może wyglądać właśnie tak*:</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpaAwJtgd0gvtqLfSAlcR7V9boWzbWG2REjEELn0h9DWyhlL__1GQ8TMMd_8v8BKbHXZvxAvlDJU9yaa5_SyPHtptk3jhZxqAOnFwCTK3Uciu-89OeUPvxNa_a-r3eRKdKlGZVFM3HE2U/s1600/swiat.png" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpaAwJtgd0gvtqLfSAlcR7V9boWzbWG2REjEELn0h9DWyhlL__1GQ8TMMd_8v8BKbHXZvxAvlDJU9yaa5_SyPHtptk3jhZxqAOnFwCTK3Uciu-89OeUPvxNa_a-r3eRKdKlGZVFM3HE2U/s1600/swiat.png" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Świat niczym z Orwella, tylko tam nie można się śmiać i nikogo obrażać. </td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
*Oczywiście to parodia, nie mniej jednak bardzo trafnie podsumowująca blog FFRO. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W następnej notce opowiem o tym, dlaczego tak naprawdę nie potrafimy współczuć ludziom, których dotknęła jakaś katastrofa na drugim końcu świata, czyli o obrazie, jakim przekazują nam media. </div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3843232456892986244.post-15188161227708209802012-12-08T19:10:00.003+01:002012-12-08T19:11:56.373+01:00Powitanie i wyniki eksperymentu<div style="text-align: justify;">
O założeniu bloga na tematy socjologiczne, czy społeczne myślałam już od jakiegoś czasu, ale teraz się zebrałam do kupy i stwierdziłam, że może warto. Od jakiegoś czasu poruszam to i owo w journalach na <a href="http://misscath.deviantart.com/journal/">dA</a>, więc pora się przenieść na coś bardziej profesjonalnego. Nie znaczy to, że sobie olewam dA, ale jednak wolę zachować jednolitość. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Może na początek coś o sobie - na imię mi Kasia, mam 22 lata (no, prawie 22,5), aktualnie studiuję socjologię, są to już studia magisterskie. Myślę, że tyle wystarczy na początek. Tytuł może jest dziwny, ale mogę wyjaśnić - skoro mówi się, że teoria jest "sucha", to ja tutaj chcę połączyć "suchą" teorię z faktami, z przykładami, który może zrozumieć każdy (a przynajmniej postaram się). Czyli chcę tę teorię niejako "zwilżyć" :) Przybliżyć przeciętnemu Czytelnikowi, któremu zazwyczaj socjologia kojarzy się z czymś niepotrzebnym, czymś, po czym można mieć tylko pracę w McDonaldzie. A dlaczego "krytycznym okiem"? Bo jednak nie mogę się zgodzić ze wszystkimi teoriami, które są poruszane na moich zajęciach. Od razu jednak z góry zastrzegam, że nie wszystko będzie tu miało charakter naukowy, a bardziej popularno-naukowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przejdę teraz do mojego <a href="http://misscath.deviantart.com/journal/Eksperyment-339096430">małego eksperymentu</a>, który zrobiłam jakiś czas temu na deviantarcie. Teraz dla tych, którzy się zastanawiali, mogę ujawnić, o co chodziło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jakiś czas temu na zajęciach miałam omawiany tekst Ireny Machaj o tym, jak ludzie postrzegają siebie w zależności od miejsca zamieszkania - czy mieszkają w wschodniej, czy w zachodniej Polsce. Po to było mi potrzebne miejsce zamieszkania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście to nie było profesjonalne badanie, bo próba była raczej celowa, odpowiedzi miałam kilkanaście, ale rozkład wygląda następująco:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjk3_HCoMqzIw0k1l0TvcQjAeVsm85x8UaVg9lIEERpK3roOz3GdXZqPF41S3cDa2QGQi6vU7elMleKB7bxf1lbcEPiMKhc9wjFcEV940qmL-9MYK61f0JoDpLTZeXWaRIThB5a7rSe6mE/s1600/mapka.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="251" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjk3_HCoMqzIw0k1l0TvcQjAeVsm85x8UaVg9lIEERpK3roOz3GdXZqPF41S3cDa2QGQi6vU7elMleKB7bxf1lbcEPiMKhc9wjFcEV940qmL-9MYK61f0JoDpLTZeXWaRIThB5a7rSe6mE/s320/mapka.png" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czyli można zobaczyć, że większość wypowiadających pochodzi z terenów dawnej II RP (tylko jedna osoba wskazała zachodnią Polskę). Wiadomo, że przy próbie celowej nie mogę generalizować, ale wyszło mi coś całkiem ciekawego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najpierw jednak o tym, co zakładała Irena Machaj i co wyszło z jej badania. Zadała ona dość proste pytanie ludziom - mianowicie, żeby dokończyli zdanie, kim są i kim chcieliby być w przyszłości. I wyniki wyszły... Bardzo zróżnicowane w zależności od regionu, miejsca zamieszkania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ludzie z zachodnich terenów bardziej wskazywali na takie cechy "grupowe", czyli przynależności do danej zbiorowości - np. "Jestem Polakiem", "Jestem kobietą", "Jestem pracownikiem", itd., podczas gdy respondenci ze wschodniej Polski wskazywali bardziej na cechy charakteru (atrybutalne), np. "Jestem dobrym człowiekiem", "Jestem mądra", itd. Co do tego, jak ludzie widzą siebie w przyszłości, to respondenci z obu grup byli bardziej zgodni ("Chciałbym być lepszy", "Chciałbym być bogaty"). I wg autorki badania na tym polega różnica w mentalności.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ja spróbowałam powtórzyć w mniejszej skali to badanie i wyszło mi, że jednak moi "respondenci" podawali częściej cechy atrybutalne, cechy swojego charakteru. Nikt nie wskazał na to, że "jest Polakiem", "jest kobietą", itd. Choć zdaję sobie sprawę, że mogło to wynikać z tego, że może pytanie było źle zadane, może zbyt sugerujące. Po drugie, nie znam arkusza tamtego badania, więc nie wiem, czy było to pytanie otwarte, czy zamknięte, znam jedynie wyniki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po drugie, z racji tego, że "respondenci" pochodzi właściwie tylko z terenów dawnej II RP, nie mam zbyt wielkiego porównania. Może, gdyby odpowiedziały osoby z Wrocławia, Szczecina, Zielonej Góry, miałabym lepsze wyniki. Ale bazuję tylko na tym. I póki co - pokrywa się z tamtym poprawnym, dawnym badaniem. Ludzie ze wschodniej Polski widzą siebie poprzez cechy charakteru, nie przynależności. Choć prawdę powiedziawszy, ciężko to uzasadnić czymkolwiek, jakoś wytłumaczyć. Potrzeba tu głębszych badań.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Za swoistą ciekawostkę mogę uznać jednak fakt, że większość nawet jak wymieniała cechy charakteru, to były one negatywne (najczęściej padało słowo "leniwa"), a respondenci chcieliby się zmienić na lepsze. Z czego to wynika? Może w naszej kulturze jest zakorzenione, by nie mówić o sobie w pozytywny sposób? To już pozostawiam do zastanowienia się Czytelnikom tego bloga.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Następny wpis będzie o czymś, co się zwie "sprawiedliwość społeczna" (ang. "social justice"), co można zaobserwować na tumblru ostatnimi czasy. </div>
Kasia Niećhttp://www.blogger.com/profile/14116482405957091484noreply@blogger.com2Zielona Góra, Polska51.9356214 15.506186251.8573029 15.3482577 52.013939900000004 15.6641147