środa, 19 grudnia 2012

Social justice? O tumblrowej "sprawiedliwości społecznej"

Tak jak obiecałam, ten post będzie krążył wokół pojęcia "social justice". Ma ono swój polski odpowiednik, ale do tego to jeszcze dojdę. Mam wrażenie, że ono zostało spopularyzowane przez sławny tumblr. Czy można zrobić jakąkolwiek "recenzję" tumblra, napisać całościowy, pełny artykuł na jego temat? Sądzę, że to trudne zadanie, choć można próbować. Jeśli chcecie mieć dobry, nie przecukrzony obraz tego portalu, odsyłam do tego wpisu

Tak jak widzicie w tytule wpisu, "social justice" ma polski odpowiednik, a mianowicie "sprawiedliwość społeczna". I tu się zaczynają kontrowersje tego terminu. Jest to bowiem pojęcie stosowane nawet w Konstytucji RP (artykuł 2):

"Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej."

"Sprawiedliwość społeczną" rozumie się dalej w następujący sposób (za Wikipedią): "W komentarzach do Konstytucji pojęcie to jest jednak definiowane jako nakaz tworzenia sprawiedliwego prawa i uchylania prawa niesprawiedliwego." Gdzie tu więc kontrowersja? Przyczyna jest prosta - termin u nas nie jest dobrze kojarzony, bo pochodzi żywcem z PRLu. Cytując publikację Małgorzaty Śliwki: "Klauzulę sprawiedliwości przewidywał art. 5 ustawy zasadniczej PRL w brzmieniu z 1976 roku, który stwierdzał, iż “Polska Rzeczpospolita Ludowa (…) urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej, likwiduje wyzysk człowieka i przeciwdziała naruszeniu zasad współżycia społecznego.” Rozwinięcie tej konstytucyjnej wartości znajdowało się w art. 19 ust. 3 Konstytucji, który wskazywał na to, iż Polska Rzeczpospolita Ludowa winna wprowadzać zasadę “od każdego według jego zdolności, każdemu według jego pracy.” W okresie PRL zasadę tę traktowano jako doktrynalne uzasadnienie socjalistycznych wartości. Należy w tym miejscu dodać, iż mimo szerokiego katalogu praw socjalnych zapewnianych przez ówczesny system, uważa się, iż jego upadek był spowodowany między innymi niechęcią do realizowania idei sprawiedliwości społecznej, która zastąpiona została przymusową równością. Zapewnienie poczucia sprawiedliwości społecznej jest bowiem warunkiem legitymizacji każdego systemu."


Jednakże "social justice" w dzisiejszych czasach, w społeczeństwie amerykańskim, rozumie się inaczej. Jest to niejako dążenie do tego, aby nie dyskryminować żadnej grupy społecznej, tylko dać równe prawa, czy możliwości. Czyli niejako typowy lewicowy pogląd. Brzmi dość niegroźnie, jeśli się poprzestanie tylko na tym. Nie wiem, jak z innymi portalami społecznościowymi, ale "social justice" doczekało się już na tumblrze swoistego wypaczenia, żeby nie powiedzieć, patologii. Mam wrażenie, że to jest konsekwencja tego, co dzisiaj serwują nam uczelnie amerykańskie na kierunkach humanistycznych, ale i do tego jeszcze dojdę. W swoistej właśnie patologii jest to przede wszystkim doszukiwanie się na siłę rasizmu, czy seksizmu w każdej wypowiedzi, czy też żarcie. "Social justice" doczekało się nawet swojego mema, zwanego "Social Justice Sally".

Mem ten wyśmiewa przede wszystkim hipokryzję "obrońców uciśnionych", którzy najwyraźniej nie zdają sobie sprawy z tego, że broniąc mniejszość, tym samym dyskryminują większość.
Jak widzimy, bycie białym automatycznie nie pozwala zrozumieć problemu rasizmu.


















Mem ten doczekał się nawet swojej fandomowej wersji (o fandomie napiszę innym razem):
Oczywiście nie jesteś oprawcą. Pod warunkiem, że jesteś atrakcyjny.


















Generalnie prym w byciu "social justicer" wiedzie blog zwany Forfuturereferenceonly (w skrócie będę o nim mówić jako FFRO). Blogerka przedstawia się jako kobieta (cis-female, która nie ma problemów z identyfikacją płciową), studentka jakiegoś mieszanego kierunku, w którym jest miejsce zarówno na nauki humanistyczne, jak i przyrodnicze. Nie pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, ale jej dobra znajomość zarówno angielskiego, jak i francuskiego pozwala mi zakładać, że prawdopodobnie jest Kanadyjką. 

Ze jej postów wynika, że jest ona zatwardziałą zwolenniczką "social justice", a także weganką, w dodatku w dość skrajnej postaci. Jej sława chyba zaczęła od czasu pewnego posta z gifem, na którym dziewczyna dostaje parówkami w twarz. W swoim komentarzu prosiła całkowicie poważnie, by otagować ten post jako "trigger", ponieważ widać na nim mięso. Ten post szybko trafił na prześmiewczego i popularnego bloga, "That's so meme"
Gwoli ścisłości: oznaczenie "trigger" tyczy się spraw, które są dość kontrowersyjne, u niektórych odbiorców mogą wywołać poczucie dyskomfortu, złe samopoczucie psychiczne lub nawet fizyczne (zaleca się tagowanie jako "trigger" postów, gdzie mamy szybkie, migające i jasne obrazy, bowiem może to szkodzić osobom z epilepsją, takie ostrzeżenie często znajduje się też na grach komputerowych). Niestety, przede wszystkim FFRO używa tego określenia w zły sposób, tym samym trywializując je. FFRO taguje w ten sposób posty o rzeczach, które w jakiś tam sposób ją denerwują, czy drażnią. Tymczasem "trigger" (ang. "spust") tyczy się rzeczy, które jak wspomniałam, nie każdy ma ochotę oglądać, bo np. przywołują traumatyczne wspomnienia. Najczęściej posty oznaczone "trigger" tyczą się samobójstwa, czy gwałtu, czyli bardzo delikatnych spraw. Ostatnio ktoś w dobitny sposób wyjaśnił to, lecz żadnej reakcji ze strony FFRO nie było:
Świat się nie kończy, ale zdaniem FFRO chyba nie każdy chce o tym czytać.
Blog jest irytujący momentami, a czasami chce mi się śmiać, kiedy czytam niektóre posty, z którymi każdy, kto myśli zdroworozsądkowo, nie może się zgodzić. Tak jak np. kwestia używania odpowiednich zaimków:
Uważaj na słowa! Czyli od zaimków osobowych po koncepcje patriarchalne.
FFRO preferuje stosowanie "neutralnych" zaimków w języku angielskim, takie jak "zir", "ze". Dlaczego? Bo przecież a nuż ktoś jest transgender i sobie tego nie życzy! I tu objawia się hipokryzja - bo nie wiem, jak dla innych, ale dla mnie jest to... Uprzedmiotowianie konkretnej osoby. Nawet jeśli ktoś się czuje innej płci, to czy właśnie nie lepiej byłoby stosować zaimków żeńskich do mężczyzny, który czuje się kobietą? Bo takie "pajacowanie" (przepraszam, ale nie mam innego słowa na to) jest równoznaczne z używanie zaimka "it" i wszelkich jego odmian, czyli stawianie kogoś na tym samym poziomie co zwierzę, czy przedmiot. A prawdopodobnie większość nie życzy sobie takiego traktowania. Ale co tam większość, większość jest przecież uprzywilejowana i nie jest w stanie zrozumieć problemów m.in. głodujących dzieci z Afryki. 

Takich postów jest mnóstwo, praktycznie musiałabym dać screeny z całego bloga. Widzi rasizm tam, gdzie go nie ma (np. w szachach), seksizm tak samo... I oczywiście każdy, kto jest biały, chrześcijaninem, hetero i nie ma problemów z identyfikacją płciową, a w dodatku jest w pełni sprawny fizycznie i umysłowo, jest jej zdaniem uprzywilejowany i nie ma absolutnie żadnych problemów. FFRO twierdzi, że zna się na koncepcjach nauk społecznych, na metodologii, itd. A ja mam wrażenie, że tak nie jest.

Podstawowe dwie zasady socjologii to: nic nie jest takie, jakie się nam wydaje oraz świat jest pełen nierówności. I z tym należy się liczyć, zanim zacznie się walczyć o jakiekolwiek prawa. Ponieważ nie można po prostu dyskryminować jednej grupy, a dać prawa drugiej. Nie można uważać też, że jest się lepszym, bo stosuje się taką, a nie inną dietę (w przypadku FFRO - wegańska, przy tym jest głucha na argumenty zdroworozsądkowe, mówiące, że nie jest to dieta dla każdego). Ciekawa jestem, jak zareagowałaby na stwierdzenie, które znam chociażby z własnego doświadczenia. Całkiem niedawno bowiem miałam okazję przeprowadzać ankiety z różnymi osobami. I jedyne pytanie, jakiego nie odczytywałam, było... Pytaniem o płeć. Dokładnie tak. Nawet uczyłam się o tym na metodologii, mieliśmy dyskusję, bo w sumie, jak mogłoby brzmieć takie pytanie? Po prostu zakłada się, że ankieter widzi z kim ma do czynienia, rozpoznaje po głosie lub ewentualnie po imieniu danej osoby. Znając FFRO, oburzyłaby się. 

Po drugie, prawdopodobnie nieświadomie ona stosuje przemoc symboliczną. Dlaczego? Przemoc symboliczna to współczesna koncepcja socjologiczna francuskiego socjologa Pierre'a Bourdieu, który łączył ją z koncepcjami Marksa dotyczącymi przede wszystkim nierówności. Uważał on, że ludzie mają określone zasoby - czy to materialne, czy bardziej duchowe, społeczne (jak np. wykształcenie). Prawdopodobnie każdy z nas, będąc w gabinecie lekarskim, widział kupę dyplomów na jego ścianach. Są to symbole wykształcenia. Bourdieu uważał, że posługując się właśnie takimi symbolami, krzywdzimy innych, bo sprawiamy, że czują się oni gorzej (lecz trzeba przyznać, wieszanie dyplomów jest tylko po to, aby pokazać, jakim to świetnym lekarzem nie jestem). W przypadku FFRO trzeba odwrócić sytuację. Ona dyskryminuje przede wszystkim większość, mówiąc o bliżej nieokreślonych przywilejach, nawet takich, jak posiadanie obu nóg czy rąk (tu należy zadać sobie pytanie, czy to jest przywilej?). Nie raz przez moment poczułam się gorzej tylko dlatego, że nie jestem taka biedna jak dzieci z Afryki, a tymczasem one głodują! Choć po chwili zawsze się łapałam na tym, że to wcale nie tak. Że jest to tylko kolejny rodzaj przemocy symbolicznej, a raczej powinniśmy doceniać to, co mamy, a nie umartwiać się, bo ktoś tam, w innych krajach tego nie ma (a dlaczego, o tym jeszcze kiedyś napiszę... Albo nawet w następnej notce). 

Trzeba przyznać jedno. Większość "oburzeń" FFRO polega na niezrozumieniu żartów czy sarkazmu innych użytkowników tumblra. Widać to dobitnie zwłaszcza tutaj:
A słowo marka coś komuś mówi?










Oczywiście nie wykluczam też tego, że być może to jest jeden wielki trolling, a autorka bloga robi sobie ze wszystkich jaja, kolokwialnie mówiąc. Niemniej jednak - zjawisko takie istnieje. Zdaje się, że to konsekwencja zachodniego systemu edukacji i poprawności politycznej. Do tego również dochodzi strach przed takimi zjawiskami jak rasizm, czy seksizm (zwłaszcza po doświadczeniach Amerykan w tym temacie). Nie można jednak nie mówić nic na ten temat, bo jestem osobiście zdania, że wtedy historia się powtórzy. Choć osobiście nie podoba mi się kierunek, do jakiego dążą kraje zachodnie (mam na myśli oczywiście nauki społeczne). W przeciwnym wypadku takich FFRO może być więcej, a za kilkadziesiąt lat świat może wyglądać właśnie tak*:
Świat niczym z Orwella, tylko tam nie można się śmiać i nikogo obrażać. 









*Oczywiście to parodia, nie mniej jednak bardzo trafnie podsumowująca blog FFRO. 

W następnej notce opowiem o tym, dlaczego tak naprawdę nie potrafimy współczuć ludziom, których dotknęła jakaś katastrofa na drugim końcu świata, czyli o obrazie, jakim przekazują nam media. 

2 komentarze :

  1. Całkiem niezły wpis, acz jak sama pewnie wiesz, nie oddaje całej istoty postaci, jaką jest FFRO. Ale żeby ją oddał, musiałby być chyba ze trzy razy dłuższy.
    Nawet jeśli FFRO to troll, to i tak spora część jej wpisów jest bardzo w stylu typowych tumblrowych social justicers. Zwierzęta są ważniejsze od ludzi, więc promujmy terroryzm w celu uwolnienia zwierząt z zoo. Nie masz prawa mieć problemów, o ile nie jesteś głodującym dzieckiem z Afryki (pomińmy tu fakt, że nie cała populacja Afryki głoduje). Nie masz prawa narzekać na swoje życie, bo mieszkasz w kraju pierwszego świata i masz dostęp do Internetu. I jesteś potworem, ponieważ jesz mięso. Ot, takie proste hasełka, kompletnie pozbawione researchu na temat osobistego życia osób, do których je skierowano. Nieważne, że ktoś może np. mieć alergię na soję, cierpieć na anemię, trzymać zwierze w klatce, bo właśnie jest ono poddawane badaniom mającym na celu uratować jego życie czy pochodzić z rodziny, w której ojciec bije matkę (i co z tego, że mieszka w kraju pierwszego świata i ma Internet?). Niestety, najłatwiej ocenić wszystkich jednakowo, w imię społecznej sprawiedliwości - bo każdy biały, nie-biedny, heteroseksualny, cis-gender chrześcijanin jest złym i niewdzięcznym oprawcą : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie jak wspomniałam, żeby oddać całość tego bloga, musiałabym go obserwować też od początku, dać o wiele więcej screenów, niż te tutaj.
      Bardzo proste, wręcz stereotypowe hasła. I przy tym też wyłazi hipokryzja, bo przecież FFRO nawołuje, żeby nie myśleć stereotypowo, prawda? Niestety, prawda jest taka, że stereotypów nie da się uniknąć na 100% - bo by każdego rozbolała głowa i nic by nie był w stanie zrobić - istnieją one po to, aby ułatwić nam myślenie. Często niesłusznie, ale cóż. Taka ich rola. I oczywiście coś, co mnie dobija najbardziej - mierzenie wszystkich jedną miarą i niejako... Segregowanie. Ty jesteś dobry, a ty zły. Zabawne, bo czy nie z tym się właśnie powinno walczyć?

      Usuń